Szanowni Państwo, od ubiegłego piątku do niedzieli trwał w Trybunale Konstytucyjnym i na Uniwersytecie Warszawskim Kongres „Wolność w nowoczesnym świecie”. Spotkały się różne środowiska liberalne, odbyły się dziesiątki ciekawych dyskusji, rozbudziły się apetyty na dalsze rozmowy i praktyczne działania. A liberalizm? Jak wygląda jego kondycja po Kongresie? Czy konferencja cokolwiek zmieniła? W ubiegłym tygodniu napisali dla nas Agata Bielik-Robson, Jan Hartman i Andrzej Szahaj, dziś zaś oddajemy głos trojgu znakomitych Autorów: pomysłodawcy Kongresu, Zbigniewowi Pełczyńskiemu, oraz jego uczestnikom: Ireneuszowi Krzemińskiemu i Karolinie Wigurze.

Zapraszamy do lektury, a tymczasem jeszcze raz w imieniu całej Redakcji dziękujemy wszystkim organizacjom, które pracowały nad Kongresem. Były to: główny organizator Projekt: Polska oraz współorganizator Forum Obywatelskiego Rozwoju wraz z Kulturą Liberalną i Friedrich Naumann Stiftung für die Freiheit, patroni medialni: „Gazeta Wyborcza” oraz „Liberte!”, patroni części ekonomicznej: TVN CNBC Biznes, Radio PIN, a także Trust for Civil Society in Central and Eastern Europe, iPlus i BRE Bank SA. Dziękujemy wszystkim Osobom, które przyczyniły się do sukcesu Kongresu!

Redakcja


W temacie tygodnia:

ZBIGNIEW PEŁCZYŃSKI: Teraz należy poczekać
IRENEUSZ KRZEMIŃSKI: Dookreślanie i nieoczywistości liberalizmu
KAROLINA WIGURA: Spór o serce


* * *



* * *

Zbigniew Pełczyński

Teraz należy poczekać

Czy Kongres Wolności spełnił oczekiwania organizatorów i uczestników? Zdecydowanie tak. Czy odmieni oblicze polskiego liberalizmu? Na to pytanie odpowiedź jest jeszcze niemożliwa. Skutki i ślady naszego spotkania nie mogą być jednoczesne. Trzeba będzie na nie poczekać.

Dzisiaj mogę powiedzieć tyle, że Kongres był bardzo dobry i spełnił moje oczekiwania, a może wręcz marzenia. Stworzył przede wszystkim bardzo potrzebną platformę dyskusji. Dyskusji na razie w wąskim kręgu, który będzie jednak – bardzo na to liczę – sukcesywnie poszerzany przez działania takich organizacji jak „Projekt Polska”, „Kultura Liberalna” czy „FOR”. To dzięki nim nasze idee promieniują na szersze środowiska. Kongres spełnił zatem swoje fundamentalne założenie, jako że podstawą demokracji liberalnej są właśnie debaty publiczne, formowanie poprzez nie społeczeństwa, przekonywanie do swoich racji, konstruktywny spór. To zadanie wykonaliśmy na piątkę.

Należy przy tym zaznaczyć, że nie był to ani kongres naukowy, ani czysto ideologiczny. Raczej było to spotkanie ludzi, którzy przyszli zastanowić się i porozmawiać, jak ma wyglądać nasza wolność w nowoczesnej Polsce. Tu wielkie ukłony należą się organizatorom, ponieważ zorganizowali dobre panele, poruszające ważne tematy, w które wciągnięci byli bardzo ciekawi ludzie. Jedne były bardziej teoretyczne, drugie bardziej warsztatowe, wszystkie jednak łączyła inteligentna krytyka istniejącej rzeczywistości i obecność praktycznych wniosków.

Teraz musimy poczekać na reakcję ludzi młodych. To do nich w dużej mierze kierowaliśmy słowa naszych dyskusji. Czy przekują tę nową wiedzę, nowe punkty widzenia i nowe kontakty na własną działalność obywatelską i edukacyjną? Specjalnie nie wspominam tutaj o aktywności politycznej, na nią jest jeszcze za wcześnie. Ten ruch jest jeszcze za słaby, żeby działać politycznie i „pchać się do władzy”. Natomiast jest na tyle silny, by wpływać na formowanie się opinii publicznej. I w tym należy upatrywać jego szansy.

* Zbigniew Pełczyński, filozof, historyk idei, emerytowany profesor Uniwersytetu w Oksfordzie. Na Kongresie „Wolność w nowoczesnym świecie” m.in. wygłosił wykład inauguracyjny i wziął udział w panelu „Gender a wolność”.

Do góry

* * *

Ireneusz Krzemiński

Dookreślanie i nieoczywistości liberalizmu

W Polsce hasło „liberalizm” ma szczególne znaczenie polityczne i światopoglądowe, kompletnie zresztą niezwiązane ani z tradycją filozofii polityki realnej, ani z polskimi usiłowaniami w tym kierunku. To nadaje szczególną rangę przedsięwzięciom takim jak Kongres Wolności. Spotkanie to służyło przede wszystkim powiązaniu diagnoz współczesności, naszych aktualnych odczuć i intelektualnych obrazów świata z liberalną tradycją myślową, a także wyrażaniu ich w języku kategorii o ideowym i teoretycznym znaczeniu, wypływających z tradycji albo przynajmniej z nią powiązanych.

Swoją drogą, gdyby tylko przeprowadzić dokładne badanie empiryczne, okazałoby się, że w Polsce cały zespół przekonań i poglądów, zarówno teoretycznych, jak i potocznych, które można identyfikować jako „liberalne”, wyrażany jest w dosyć swobodny sposób. Wiąże się to – niestety – ze słabością polskiej tradycji liberalnej. Ale, paradoksalnie, może się to okazać pewną zaletą dla rozwinięcia języka i myślenia, lokującego się w liberalnej tradycji. Pozwala bowiem spontanicznie, po części zgoła w niezamierzony sposób, formułować na nowo wyrażone już niegdyś, tradycyjne przekonania, od razu nadając im odmieniony, aktualny sens.

Wiemy, jak trudno jest aktualizować tradycję – widać to choćby po Kościele katolickim, który po Soborze Watykańskim II, wyznaczywszy jasną perspektywę dynamicznych zmian, nagle stanął jak wryty, przeraziwszy się własnymi przemianami. Słaba, niejednoznaczna tradycja, niezinstytucjonalizowana we własnej kulturze narodowej, politycznej, nawet gdy istnieje mocno na naukowym i ideowym forum globalnym, poddaje się stosunkowo łatwo zaadoptowaniu od razu w nowoczesnej, aktualnej formie. Wzorce myślowe, teoretyczne zręby tradycji brane z doświadczenia innych, stanowią dobrą ramę i jednocześnie dają się od razu wprowadzać do współczesnej mentalności w zredefiniowanych formach. Może to zbyt optymistyczne założenie, bo przecież zawsze znajdą się strażnicy ortodoksji, ale, na szczęście, liberalna ortodoksja jest dość mało ortodoksyjna.

Wydaje mi się jednak – i poniekąd Kongres tego by dowodził – że „polski liberalizm” jest może bardziej typem postawy, stosunkiem do własnych wartości narodowych i do rozwiązań współczesnego, demokratycznego świata, niż w miarę spójnym zespołem przekonań ideologicznych, czy filozoficznych. Wspomniana tradycja Zachodnia dociera do nas – jak mi się może zbyt socjologicznie zdaje! – przede wszystkim poprzez trwałe, instytucjonalne dzieła myśli liberalnej, zakorzenione w rzeczywistości, wprowadzone w praktykę życia demokratycznych społeczeństw współczesnej Europy. Przez owe zinstytucjonalizowane, niejako „techniczne” efekty dorobku myśli liberalno-demokratycznej dociera się u nas do ukrytych, ideowych, intelektualnych korzeni porządku społecznego. To stwarza – ponownie – niezwykle ciekawy materiał dla myśli, dla refleksji i socjologicznej, i filozoficznej, nie mówiąc już o możliwościach ideowego i politycznego „zagospodarowania” tego potencjału doświadczenia dla rozwoju Polski.

Tak więc chwała pomysłodawcom Kongresu!

* Ireneusz Krzemiński, profesor socjologii. Podczas Kongresu wystąpił w panelu pod tytułem: „Czy wolnością umiemy cieszyć się wspólnie? Zbiorowy wymiar przeżywania naszej wolności”.

Do góry

* * *

Karolina Wigura

Spór o serce

Jednym z najważniejszych dylematów polityki liberalnej jest, że wspólnoty ludzkie potrzebują zaangażowanych, patriotycznych obywateli. Kulminacja państwa liberalnego owocuje jednak paradoksem. Potrzeby oświeconych mężczyzn i kobiet zostają rozpoznane i – przynajmniej w części – zaspokojone przez rząd. Obywatele pogrążają się w bierności, a system polityczny ewoluuje w tyleż racjonalny, co chłodny, nieprzystający do skomplikowanej ludzkiej natury (ani nie interesujący się nią) twór. Niebezpieczeństwem, jakie ten stan niesie, jest, że raptownie wyrwani któregoś dnia z błogostanu obywatele mogą być szczególnie podatni na wysiłki wszelkiej maści demagogów i politycznych hochsztaplerów.

Zadaniem liberalnego męża stanu jest więc budowanie racjonalnego społeczeństwa, przy jednoczesnym wyzwalaniu pewnej ilości namiętności nieracjonalnych i popularnych. Innymi słowy, liberalizm potrzebuje serca.

Pytanie o to, co może owo serce liberalizmowi dać, było jednym z wielu pytań, na które szukaliśmy odpowiedzi podczas Kongresu „Wolność w nowoczesnym świecie” – ale dla mnie szczególnie osobiście ważnym. Szczególnie wiele w tym kontekście powiedział według mnie panel o patriotyzmie, w którym miałam przyjemność wystąpić wraz z Rafałem Betlejewskim, Szymonem Gutkowskim i Zdzisławem Najderem i który moderowany był przez Jarosława Kurskiego.

To sam patriotyzm może być dla liberalizmu sercem. Pod warunkiem, że nie mówimy tu o jednolitym modelu miłości swojego kraju, ale żywym i angażującym patriotyzmie sporu.

W Polsce szczególnie zadomowiona jest jednak do dziś ta forma patriotyzmu, którą zwie się niekiedy republikańską. Wedle tego poglądu, śmierć wspólnoty, z której się wywodzimy, byłaby daleko gorsza, niż nasza własna śmierć. Kraj należy kochać nie za to, że czymś szczególnym nas obdarza, ale za to, że jest naszym krajem. Patriotyzm republikański jest prawie ponad ludzkie siły – a jednak stanowi potężny motyw dla bezinteresownych działań i poświęcenia swoich prywatnych interesów na rzecz wspólnoty (przy czym słowo poświęcenie niekoniecznie musi się pojawiać). Alexis de Tocqueville pisał, że to patriotyzm, który nie rozumuje, ale „czuje, wierzy, działa”. Michael Walzer ostrzegał, że bardzo często opiera się on na szlachetnych – ale jednak kłamstwach. Naturalna dla patriotyzmu republikańskiego jest silna koncentracja na historii. I nic dziwnego: kwitnie on zwykle w krajach o trudnej sytuacji, niepewnych jutra, biednych.

Polska trudna sytuacja trwała przez blisko 200 lat. Dziś jednak trzeba powiedzieć z całą mocą: całe szczęście, żyjemy w innych czasach. Niezależnie od wszystkich problemów, ostatnie 20 lat to w dziejach Polski spektakularny sukces. Wynika z tego, że po pierwsze, straciliśmy legitymację patriotyzmu republikańskiego i jego historycznych odniesień. Po drugie, pluralizacja życia publicznego w Polsce powoli uświadamia nam, że dawniej w dobrej wierze używane pojęcia nie muszą dziś mieć pozytywnych konotacji. Tak jest choćby ze „wspólnotą”: dziś coraz lepiej zdajemy sobie sprawę, że używanie tego pojęcia w stosunku do całego narodu zafałszowuje rzeczywistość. W społeczeństwie nigdy nie ma jednej wspólnoty, ale współistnieje ich wiele. Jeśli mówimy o jednej wspólnocie, zawsze kogoś wykluczamy. Po trzecie, historia jest w coraz mniejszym stopniu bliska i poruszająca dla młodych pokoleń. Będzie się to nasilać.

Polska nie jest odosobniona. Z nieco podobnym zjawiskiem, wywołanym przez utratę legitymacji przez dawny model patriotyzmu, borykają się po drugiej wojnie światowej Niemcy. Różne próby wytworzenia nowego modelu – czy to w formie utopijnie racjonalnej Habermasowskiej propozycji „patriotyzmu konstytucyjnego”, czy spontanicznego „patriotyzmu futbolowego” z mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2008 roku – wskazują jednak moim zdaniem raczej na bezradność, niż umiejętność znalezienia nowej formuły miłości ojczyzny.

Tym bardziej paląca wydaje się potrzeba poszukiwania nowego patriotyzmu w Polsce. Na czym jednak miałby polegać wspomniany przeze mnie patriotyzm sporu? Można by powiedzieć, że i tak kłócimy się bez przerwy. Ciągle zastanawiamy się, kto jest lepszym, a kto gorszym Polakiem. Kto jest bardziej prawy, a kto zdrajca.

Nie o taki spór jednak chodzi. Przypomnijmy pewne sformułowanie Thomasa Jeffersona w przemówieniu do jego współpartyjnych towarzyszy: „every difference of opinion is not a difference of principle”. Amerykanie, mówi zatem Jefferson, mogą zatem spierać się o opinie, ale nie o podstawowe zasady. A my?

„Kto ty jesteś? Polak mały” – zaczynał się wiersz Władysława Bełzy. W Polsce definiujemy się w pierwszym rzędzie nie jako „demokraci”, „konserwatyści”, czy „liberałowie”. Zawsze przede wszystkim jako… Polacy. Z braku rzetelnych i spokojnych sporów o opinie, kłócimy o prawdziwość swojej tożsamości. Zupełnie tak, jakbyśmy mogli ją sobie wybrać. I jakby można było ją w przejrzysty sposób ją zdefiniować.

Stąd propozycja patriotyzmu sporu, który byłby dyskusją o opiniach (a czasem także wielką debatą o podstawowych zasadach). Trochę na wzór amerykańskiego patriotyzmu, który definiowany jest nie poprzez określoną tożsamość etniczną, czy religijną, ale przywiązanie do pewnego zestawu reguł. Tu ważna uwaga: zwłaszcza na poziomie europejskim wydaje się to wykonalne. Peter Sloterdijk proponował, by za mit założycielski Europy uznać historię Eneasza: człowieka, który zostawił wszystko i wyjechał, by założyć nowe miasto. Polacy tak samo, jak inne europejskie narody, mogą dziś „wyemigrować”: ze swoich wąskich narodowych tożsamości do szerokiej, opartej na wiązce najważniejszych zasad, tożsamości europejskiej.

Zatem pakujmy się. I jedźmy.

* Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarz. Na Kongresie wystąpiła w panelu „Wolność wyboru patriotyzmu. Tożsamość polska, tożsamość europejska”.

** Autor animacji pt. Chomik wolności: Rafał Kucharczuk

Do góry

„Kultura Liberalna” nr 72 (22/2010) z 25 maja 2010 r.