Po powrocie do domu popadł w wyjątkową wprost twórczą gorączkę, której efektem – po niespełna czterech miesiącach! – jest monumentalne Opus 87, rozsławione potem również przez Nikołajewą.
Jakiś bardzo silny przymus twórczy kryje się za tą muzyką, która w ówczesnym ZSRR nie mogła być zaakceptowana – i rzeczywiście, oskarżono ją o „formalizm”, o „niewspółczesność”. To niezwykłe dzieło jest zarazem jednym z najbardziej hermetycznych w twórczości Szostakowicza. Kompozytor mierzy się w nim z najrozmaitszymi postawionymi samemu sobie zadaniami. Pisze na przykład niemal dwunastotonowy, atonalny temat, splata fugi z zupełnie „niefugowych” melodii. Wykorzystuje swoje ulubione, żydowskie skale…
Jest w tej muzyce ambicja, ogromna wiedza, ale i kontemplacja. Jest nieziemskie zatrzymanie czasu i brzmienia, któremu chętnie przypisuje się walory „duchowe” (uważni usłyszeć tu mogą wręcz zapowiedź Pärta!), ale są też abstrakcyjne, wirtuozowskie gry dźwiękowe.
Nie sposób tej muzyki ogarnąć po jednym wysłuchaniu, ba, trudno wysłuchać całego cyklu za jednym posiedzeniem. To konstrukcje do wgryzania się, poznawania, studiowania. Wie o tym Alexander Melnikov, proponując interpretacje o wielkiej intelektualnej dyscyplinie, formalnie przejrzyste, czasem szalenie efektowne, popisowe, kiedy indziej skupione, nieprzyspieszające czasu, pozwalające na jego zatrzymania, zmiany kierunku czy zapętlenia.
Nagranie:
Dymitr Szostakowicz 24 Preludia i fugi op. 87
Alexander Melnikov fortepian
Harmonia Mundi 2010
Dystr. CMD