Paulina Sieniuć

Na poważnie. O najnowszym filmie braci Cohen raz jeszcze

„Poważnego człowieka”, najnowszy film braci Cohen, krytycy zgodnie okrzyknęli współczesną historią Hioba. współczesną w rozumieniu dziejów ludzkości – akcja dzieje się bowiem w małej, zamkniętej społeczności żydowskiej w zachodnich Stanach Zjednoczonych wiosną 1967 roku, w momencie, gdy rewolucja hippisowska powoli zaczyna rozsadzać skostniałe amerykańskie modele życia.

Na Hioba

Zaiste, tak jak starotestamentowego Hioba, tak i Larry’ego Gopnika, nauczyciela fizyki na prowincjonalnym uniwersytecie w Minnesocie – głównego bohatera filmu – dotykają różnego rodzaju nieszczęścia: żona go zdradza, rodzina mu się rozpada, jego kariera naukowa wisi na włosku, pojawiają się kłopoty finansowe, a policja nęka jego brata.

Larry, jak mówi, „stara się być poważnym człowiekiem”, żona oczekuje odeń, by zachowywał się, jak „dorosły człowiek”. Mężczyzna z pokorą (a w każdym razie – bez wyraźnego buntu) przyjmuje więc wszystkie przeciwności losu. Jednak w miarę narastania nieprzyjemnych, niespodziewanych zdarzeń rośnie w nim poczucie niesprawiedliwości: wszak niczym nie zasłużył sobie na taką karę – zawsze był porządnym obywatelem, przykładnym ojcem, skrupulatnym naukowcem. I przede wszystkim człowiekiem łagodnym oraz niekonfliktowym. Larry stara się zrozumieć swoją sytuację, jako wierzący i praktykujący Żyd rozmawia z rabinami, szukając u nich porady, chce pojąć, co pragnie mu przekazać Bóg, zsyłając nań kolejne nieszczęścia.

Rabini dają mu dwie możliwości interpretacji: po pierwsze, wszystko zależy od kwestii postrzegania – należy spojrzeć inaczej na pewne sprawy wtedy być może nie wydadzą się tak dramatyczne i pechowe (rada młodszego rabina); po drugie, nie można zgłębić planu boskiego, człowiek jest bezradny wobec prób, na które wszystkich wystawia Bóg, nie sposób też odczytać jego znaków, trzeba zatem się z tą niemożnością pogodzić i żyć dalej (opowieść starszego rabina).

Oba rozwiązania nie zadawalają Larry’ego, rośnie w nim frustracja i poczucie osaczenia, bezsilność prowadzi go na skraj załamania nerwowego: nie może spać, coraz mniej skutecznie kontroluje swoje emocje i zachowania. Wyrusza więc do najstarszego rabina, by ten doradził mu, co czynić. Najstarszy rabin zaś, którego notabene można odczytać jako figurę Boga, nie ma dla Larry’ego czasu, bo akurat oddaje się rozmyślaniom. Nasz bohater zostaje więc sam wobec przeciwności losu. Jedne pechowe zdarzenia rodzą następne, nie ma z nich wyjścia. Na tym podobieństwa do Hiobowej historii się kończą.

Winny niewinny

Biblijne nieszczęścia spadły na Hioba w wyniku zakładu między Bogiem a Szatanem. Najprawdopodobniej los Larry’ego przypieczętowany został, nim ten pojawił się na ziemskim padole – tak odczytać można początkowe sceny filmu, podczas których obserwujemy jego żydowskich przodków rozmawiających z dybukiem. Być może to klątwa dybuka sprawia, że Larry Gopnik poddawany jest licznym próbom. Za taką interpretacją „dziedziczenia pecha” przemawia historia syna głównego bohatera, którego również dopadają różne przeciwności losu. A może jest inaczej – wszak jeśli nad dybukiem nie odprawi się egzorcyzmów, może on przejąć ciało kolejnego człowieka. Ponadto, aby dybuk znalazł spokój i nie opanował następnej osoby, należy namówić go do wyjawienia swojej tożsamości. Dybuk z filmowego prologu nie wyjawił jej, nie odprawiono też nad nim egzorcyzmów. Może więc przejął ciało przodka Larry’ego? Może Larry jest dybukiem? Pozornie żywym, żywym, ale nieżyjącym?

Hiob wadzi się z Bogiem, choć pozostaje mu posłuszny, wypowiada swój żal, a nawet gniew, przeprowadza dyskusje z przyjaciółmi na temat istoty bytu, na koniec Stwórca przemawia do niego. Protagonista filmu braci Cohen prawie się nie żali, nie podejmuje buntu, nie udaje mu się porozmawiać z najważniejszym rabinem, nie dyskutuje z przewodnikami duchowymi, a jedynie słucha ich tyrad, jego zasady pod wpływem kolejnych nieszczęść zaczynają kruszeć.

Jak czytamy w Księdze Hioba (podaję za tłumaczeniem Czesława Miłosza): „Żył mąż pewien w ziemi Uz, Hiob mu było na imię. A był mąż ten nienaganny i prawy, bojący się Boga i stroniący od złego”. Powierzchownie opis ów pasuje do bohatera „Poważnego człowieka”. Ale ową „dobroć i prawość” Larry’ego można odczytać inaczej. Spotykamy go w momencie, gdy żona wyznaje mu, że pragnie rozwodu i chce związać się z innym mężczyzną – nie wiemy więc, jak wyglądało ich pożycie, nim do rozpadu doszło. Nie bez przyczyny jednak widzimy, jak pan Gopnik nie potrafi przeciwstawić się psychopatycznemu sąsiadowi, jak syn i córka traktują ojca bez szacunku czy nawet sympatii, widzimy, jak autystycznie prowadzi wykłady, tak niekomunikatywnie, że nikt niczego nie rozumie, co nauczyciel kwituje słowami: „Mimo iż nie rozumiecie, musicie zdać to na teście”. Widzimy, jak Larry daje się zmanipulować kochankowi żony, do tego stopnia, że godzi się na to, by zrzec się domu, za który (sic!) nadal płaci kredyt. Obserwujemy, jak bardzo jest bezradny wobec studentów, wobec roszczeń rodziny. Żona go opuszcza, syn przychodzi naćpany na swoją bar micwę, córka podkrada pieniądze z portfela, agresywny sąsiad nielegalnie buduje na granicy jego działki domek. Nawet na polu nauki naszemu bohaterowi się nie wiedzie – wizjonerem okazuje się być jego niezrównoważony psychicznie brat-niedojda, nie wiadomo nawet, czy Larry otrzyma etat na uczelni, gdyż nie publikuje żadnych prac, nie inicjuje, poza (nieudolnym i obowiązkowym) prowadzeniem wykładów, żadnych aktywności zawodowych. Oto okazuje się, że Larry to przeciętniak, który jest bezwolny, tchórzliwy, nie potrafi panować nad swoim życiem, ba, który nie potrafi żyć. Trudno orzec, ile nieszczęść wykreował swoją bierną postawą, swym brakiem zaangażowania, ale z pewnością wielu sytuacjom mógłby zapobiec, gdyby zachowywał się w inny sposób.

Satyra na Żyda

Kluczową sceną filmu jest obrazek pewnego ciepłego popołudnia w pięknych okolicznościach przyrody. Oto brat Larry’ego kąpie się w jeziorze, jest radosny, chwali wspaniałe powietrze, podczas gdy Larry, ubrany od stóp do głów, siedzi na ławce z przyjaciółką „odzianą” w szyny korekcyjne, doradzającą mu, by poszukał odpowiedzi na swe pytania w religii i tradycji.

Bracia Cohen podśmiewają się ze swojej kultury, wystawiają hermetycznej społeczności żydowskiej krytyczne świadectwo. Nieprzypadkowo akcja filmu dzieje się w momencie rewolucji kulturalnej wywołanej przez ruchy hippisowskie. Młodzież (i nie tylko młodzież) pali trawkę, słucha muzyki dzieci-kwiatów, a półboski, najważniejszy rabin, zamiast objawić synowi Larry’ego prawdę co do sensu istnienia, wymienia członków grupy Jefferson Airplane. Pustka tradycyjnych rytuałów (bar micwa na haju; rabin, który podczas podnoszenia ciężkiej Tory mówi: „Jezu Chryste”), hipokryzja przewodników duchowych (przemowa podczas obrządków pogrzebowych), bezradność wobec tak zwanych pytań istotnych – wszystko to sprawia, że żydowska konserwatywna tradycja jawi się bardziej jak fasada czy też gorset niż opoka i fundament. Larry jest pozostawiony sam sobie, raczej nie uda mu się przerwać łańcuszka okrutnych wydarzeń, nie zostanie jak Hiob nagrodzony dostatnim życiem w szczęściu.

Martwy kot, żywy kot

Jung w swojej kultowej książce „Odpowiedź Hiobowi” uzasadnia, dlaczego – mimo pierwotnego okrucieństwa – Bóg ostatecznie wynagradza Hioba: „Zwycięstwo człowieka, istoty słabszej i poddanej gwałtowi, nie ulega żadnej wątpliwości: Hiob wzniósł się na wyższy poziom moralny od poziomu Jahwe. Pod tym względem stworzenie przewyższyło Stwórcę. (…) Jahwe wznosi się ponad swój wcześniejszy prymitywny poziom świadomości, uznając pośrednio, że Hiob przewyższa go moralnie i że on sam musi dorównać człowiekowi i jego egzystencji. Gdyby Jahwe nie podjął tej decyzji, to stanąłby w rażącej sprzeczności ze swą wszechwiedzą. Jahwe musi zostać człowiekiem, albowiem człowiekowi wyrządził niesprawiedliwość. Jako strażnik niesprawiedliwości, wie on, że za każdą niesprawiedliwość trzeba odpokutować” (tłumaczenie: Jerzy Prokopiuk).

U braci Cohen nie ma Boga, są tylko wierzący, nie ma logiki dyskursu ani ostatecznej sprawiedliwości, są paradoksalne wydarzenia, a piętrzące się absurdalnie nieszczęścia, jakie padają na biednego Larry’ego, nie mogą być do końca wyjaśnione. Ponadto główny bohater wątpi w Boga, mówi: „Ostatnio na wszystko mam odpowiedź – nie wiem”, nie znajduje pocieszenia, wyjaśnienia w tradycji i religii, zaczyna powątpiewać, czy zasady, które wyznawał przez całe życie, są słuszne. Stąd przywołanie eksperymentu z kotem Erwina Schrödingera, który dowiódł, że zamknięte w pudełku zwierzę, poddawane działaniu trującego gazu, jest jednocześnie martwe i żywe. Dopiero otwarcie pojemnika i sprawdzenie jego zawartości określa jego stan – kot wyskakuje przerażony z pojemnika albo pozostaje w nim martwy. Tak też i człowiek, zdają się mówić twórcy filmu, nie wie, czym jest życie, czym śmierć, a zasada nieoznaczoności, istnienie elementu losowego powodują, że mnóstwo zjawisk trudno przewidzieć.

Najnowszy film obraz Cohen – mimo bogactwa czarnego humoru i groteski, którymi co chwila raczą nas reżyserzy – jest bardzo poważny, a nawet pesymistyczny w swym wydźwięku. Nie daje żadnych rozwiązań. Zostajemy w poczuciu bezsensu istnienia, w świadomości, że wszystko jest możliwe, a my nie mamy praktycznie na nic wpływu. Może dlatego, wbrew zachwytom krytyków i nominacjom do prestiżowych nagród, film ten nie bił w Stanach rekordów oglądalności. W Polsce chyba będzie podobnie – sześć dni od premiery wraz ze mną na sali kinowej było tylko kilka osób.

Film:

„Poważny człowiek”
Reż. Joel Cohen, Ethan Cohen
USA/Wielka Brytania/Francja 2009
Dystr.Best Film
Polska premiera filmu: 11 czerwca 2010

* Paulina Sieniuć, redaktorka, krytyk literacki i filmowy.

„Kultura Liberalna” nr 76 (26/2010) z 22 czerwca 2010 r.