Magdalena M. Baran

Plecy nie mogą kłamać

Tłumem usiadłszy, tłumem od świata się odwrócili. Niczym gromada na chleba rozmnożenie, na słowo czekających mężczyzn bezkształtnych, pleców płci nieokreślonej, ludzi. Plecami do wchodzących, wychodzących, przemykających chyłkiem. A przecież ukryć się nie sposób w punktującym jednostkowość świetle. Ciała pozorne, zgarbione czy pochylone raczej, o rękach wzdłuż obecności izolowanej opadłych. Tłum zasiadł, słuchając nieobecnego głosu, odwrócił się w niezainteresowaniu, bezobecności, bezczasie. Odcięty od wszelkiego bycia, do którego odwrócony plecami. Ku czemu patrzą „Plecy”(1976)? Uparte, martwe skorupy resztek po terakotowej armii, co nie dotrwała do legendy swego przebudzenia. Nie spełniają się baśnie.

Ciała puste w środku, jakby do cna wypalone, niczego już poza samotnością swą w gromadzie niepragnące. Martwe? Nad nimi jakby wspomnień uśpienie, co do wyschniętych korpusów nie ma już przystępu. Wybraliśmy bycie inne… W zgiełku nadchodzących milczące, spokojem uciszające krzyki i szepty. Ciała nam podobne, zgarbione pod ciężarem świata, światła i powietrza, które wciąż przechodzi porami gęstego splotu ich skóry.

I usiąść się chce w pustej, porzuconej, na „lokatora” czekającej skórze, przez chwil kilka ją nosić czy posiąść może na zawsze, by własne odmieniać historie. By odwagi/rozwagi szukać w od zgiełku i głupstwa odwróceniu. W cudzą wejść skórę, miejsce zająć pośród słuchających ciszy. Więc zasnąć? Może śnić? Wydrążone, na miarę każdą szyte ud łódki, rąk czasem kaleczonych kikuty, plecy losem do wzięcia zapraszające czekają otwarte. Tu ciało zawsze ma znaczenie.

„Ugłowione” (1998) ciała ułomne, organizmy maską tylko, co miast tożsamość głosić, imiona skrywa, odróżnione od innych zwierząt. Jednakowo puste, odczłowieczone, bezrękie więc bezradne – bo brak tu miejsce, brak siły na twórczość. Pozostaje bezwolna identyczność, gdzie zarys tylko niewyraźny zdaje się dostrzegać twarzy. I pustka znów, uparta pustka w środku, jakby z nas tylko tyle… Wysuszona skorupa… Tłum. Tyle nas.

Dalej inne ciała, na pozór kompletne już. „Przyjaciele” (2009) bezimienni, bezpłciowi, jednakocieleśni. Z tego samego, na siebie wzajem tylko tłumaczonego zlepka nitek tkani, w splotach sznurka bezbłędni, na spokój wieczny odmierzani. Cisi. Z nadzieją/bez nadziei w oczach nieobecnych wpatrzeni w nieznane. Co przyjdzie, gdy ścianą przed nimi stado „Twarzy nie będących portretem” (1983) uparcie w nich wgapione, niczym zwierciadeł krzywych odpustowy namiot, co rysy wykrzywia, czasem prawdę krzycząc? Tak sobie bliscy, tak związani, tak na wieczność do siebie przyklejeni, a przecież… obcy. Z rękami w dół opuszczonej rezygnacji, z zamkniętymi na wzajemność dłońmi splecionymi za plecami, z twarzami, co ukryte, siebie wzajem niewidzące, nieme.

Na początku, na końcu „Ptaki” („Ucello VII”, „Ucello VIII”, „Ucello IX” – 2008). Skrzydeł aluminiowych łopot, połyskiwanie metalu, co człowieka wynalazkiem. Geniuszu przebłysk czy może geniusza złośliwego psota, co ptakom odebrała monopol na niebo?

Wystawa:

Magdalena Abakanowicz
Muzeum Narodowe w Krakowie (czerwiec-sierpień 2010)

* Magdalena M. Baran, koordynator Instytutu Obywatelskiego, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Przygotowuje pracę doktorską z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 78 (28/2010) z 6 lipca 2010 r.