Rafał Wonicki
Z powrotem do praktyki!
Być dumnym ze swego kraju, a jednocześnie nie popaść w militarny szowinizm to dziś trudne zadanie. Jak bronić bowiem czegoś tak ulotnego jak miłość do ojczyzny w konkretny, a zarazem niekojarzący się z wojującym nacjonalizmem sposób? Zwłaszcza w Polsce, gdzie wielu patriotyzm kojarzy się z XIX wiecznym romantycznym mitem umierania za ojczyznę, trwania przy niej aż do końca, do bohaterskiej śmierci. Refleksyjny etos i patriotyzm proponowany z perspektywy „nienamiętnego” – umiarkowanego liberalizmu promowanego choćby przez Andrzeja Szahaja czy liberalizmu wyobraźni, jakiego żądał w grudniu 2009 roku na łamach „Kultury Liberalnej” Paweł Marczewski, a co powtórzył Michał Warchala w 100. „Przeglądzie Politycznym” – wciąż jest krytykowany z wielu stron na naszej rodzimej scenie politycznej.
Może pomocą w zbudowaniu niestrywializowanego liberalizmu kulturowego i politycznego, o którym ostatnio wspominała na łamach „Kultury Liberalnej” Agata Bielik-Robson, a o którego wskrzeszenie od pewnego czasu zabiega także Paweł Śpiewak, okaże się wydany niedawno zbiór tekstów Richarda Rorty’ego zatytułowany „Spełnianie obietnicy naszego kraju”. Zbiór ten ufundowany jest na przekonaniu, że lewicowo-liberalni intelektualiści (w tym wypadku Amerykańscy, ale wierzę, że również i polscy) powinni nie tylko wyciągnąć praktyczną naukę z opisu historii zmagań amerykańskiej lewicy z prawicą, ale i połączyć się we wspólnym działaniu, jasno definiując możliwe do osiągnięcia cele polityczne.
Rorty, autor u nas już dobrze znany, odsłania się w tej książce jako pisarz par excellence polityczny, filozof publiczny analizujący kondycję liberalnej amerykańskiej lewicy. Lektura to pouczająca pod wieloma względami. Uwypuklę jedynie mały fragment swoistego apelu i programu, który w niezwykle eleganckiej i prostej formie szkicuje Rorty. Wysuwa on mianowicie postulaty w obronie przymierza lewicy kulturowej (czytaj: podejścia liberalnego w kwestiach światopoglądowych) i lewicy reformistycznej (czytaj: socjalizm w kwestiach ekonomicznych). Pozwolę sobie przytoczyć za autorem dwie sugestie programowe co do dalszej strategii liberalnej lewicy, jakie nasi rodzimi liberałowie powinni wziąć sobie do serca.
Po pierwsze, mówi Rorty, „lewica powinna ogłosić moratorium na teorię” [s. 103] i po drugie powinna spróbować zmobilizować to, co zostało z naszej dumy bycia Polakami (parafrazując Rorty’ego, który odwołuje się oczywiście do dumy z bycia Amerykanami). Program zwięzły, a w drugim punkcie może nawet na pierwszy rzut oka zaskakujący. Czyżby w Polsce nie było dostatecznie dużo patriotycznej martyrologii i polityki historycznej? Z pewnością tak, ale metodą na przezwyciężenie tego stanu rzeczy nie jest „antypolskość” rozumiana tu jako apel modernizacyjny, sprowadzający się głównie do kopiowania wzorów gospodarczych i instytucjonalnych z zachodu.
Metodą tą jest poszukiwanie najogólniejszej wspólnej podstawy, stworzenie wizji, w której przyszłość łączy się z przeszłością, oraz przejście na poziom realnych, konkretnych działań tak, aby nakreślony realistycznie program móc zrealizować. Przychylenie się do diagnozy Rorty’ego oznacza konieczność znacznie większego zaangażowania się polskich liberalnych intelektualistów w działalność polityczną, choćby dlatego, że to nadal państwa i rządy są jedynymi efektywnymi siłami mogącymi najskuteczniej wpływać na politykę zarówno krajową, jak i zagraniczną. W każdym razie skuteczniej niż „NGO”-sowe i zatomizowane polskie społeczeństwo. Zmian zatem nie dokona się, jak słusznie zauważa Rorty, z zewnątrz, ale właśnie z wewnątrz, lokalnie, przez zaangażowanie w codzienne żmudne działanie na wielu poziomach.
Co się zaś tyczy porzucenia teorii, oddajmy głos samemu autorowi: „Opowieści o sieci władzy i podstępnym wpływie ideologii hegemonicznej są tym dla lewicy, czym opowieści o Lamantiach były dla Josepha Smitha, a opowieści o Jakubie dla Elijaha Muhammada” [s. 106] w konsekwencji zaś „[w]stąpienie w zamieszkiwany przez niektórych z nich [lewicowych liberałów – R.W.] świat intelektualny, oznacza wyprowadzkę ze świata, w którym obywatele, jako partycypujący w demokracji, mogą połączyć siły, aby przeciwstawić się sadyzmowi i egoizmowi” [s. 107]. Jest to więc wezwanie zaangażowanych liberalnych intelektualistów do działania nie tylko publicystycznego czy publicznego, ale właśnie politycznego.
Czytanie tych krótkich wykładów Rorty’ego skłania zarazem do banalnej, choć wartej co pewien czas przypomnienia konstatacji, że amerykańscy zaangażowani liberalni intelektualiści borykają się z problemami, jakie możemy spotkać również u nas. Powinno dać nam to do myślenia. Jeśli Hegel nie miał racji i sowa Minerwy nie wylatuje o zmierzchu, to nie jest za późno na naukę, zwłaszcza na naukę wyciągniętą z porażek i wzlotów amerykańskiej lewicy.
Wypada na koniec apelować w duchu Rorty’ego abyśmy zastanowili się, jaka jest obietnica naszego własnego kraju oraz jak mamy ją osiągnąć. W tym celu należy zadać kilka pytań. Do jakiej tradycji mamy sięgać, aby skutecznie łączyć środowiska? Jaki język mamy budować, by spajał nas mimo różnic? Co zrobić, by liberalny patriotyzm, spokojny i mało porywający „niemal protestancki”, ale sprzyjający w ten sposób modernizacji, powstał wreszcie w tym kraju nad Wisłą? Bez znalezienia odpowiedzi na te pytania, a później bez próby ich praktycznej realizacji liberalni humaniści mogą li tylko śnić słodki sen o stworzeniu narodu obywatelskiego, rozwoju kultury prawno-politycznej oraz obniżeniu poziomu partykularyzmów i zastąpieniu ich ideałem równości społecznej. Książka Rorty’ego może być tu dobrą wskazówką i początkiem drogi w tworzeniu nowego polskiego, „antyksenofobicznego” credo.
Książka:
R. Rorty, „Spełnianie obietnicy naszego kraju”, tłum. A. Kalarus i A. Szahaj, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
* Rafał Wonicki, dr filozofii.
„Kultura Liberalna” nr 79 (29/2010) z 13 lipca 2010 r.