Szanowni Państwo, „Rosja to zagadka, owiana tajemnicą, ukryta we wnętrzu enigmy” – powiedział kiedyś Winston Churchill. Dziś to samo moglibyśmy powiedzieć o Chinach. Ze względu na jego potęgę i sprowadzenie świata do globalnej wioski, nasza uwaga jest skoncentrowana na Państwie Środka bodaj w równej mierze, w jakiej dawniej interesowaliśmy się Rosją. To ono jest dziś pozostałym biegunem dla Europy i Stanów Zjednoczonych, koniecznym dla równowagi globalnego układu sił. Pod ręką mamy zdanie z Wyspiańskiego i garść stereotypów. Ale czy – jako obywatele UE – potrafimy współczesne, Chiny choć trochę zrozumieć? Czy dysponujemy właściwymi kategoriami i schematami myślenia?
Z tymi pytaniami mierzą się autorzy tekstów w dzisiejszym Temacie Tygodnia. Wojciech Jakóbiec tłumaczy, skąd mogą brać się nasze problemy z rozszyfrowaniem chińskiej enigmy. Dominik Mierzejewski definiuje zasadnicze wyzwania modernizacyjne, przed jakimi stoją dziś chińskie władze, wyrażając jednocześnie nadzieję, że reformy mogą oznaczać w przyszłości także demokratyzację Chin. Z tym poglądem nie zgadza się Katarzyna Sarek, która tłumaczy w swojej analizie, że nawet gwałtowna, kojarzona z wolnością informacji internetyzacja Chin nie prowadzi do zmian w systemie politycznym, ponieważ nie są nimi zainteresowani sami Chińczycy. O internetyzacji pisze także Katarzyna Pawlak, która opisuje, w jaki sposób e-świat wpływa na wzorce socjalizacyjne i sposób myślenia mieszkańców Państwa Środka.
Gorąco zapraszamy do lektury!
Redakcja
* * *
1. JAKÓBIEC: Chinoiserie, czyli dlaczego tak trudno nam zrozumieć Chiny
2. MIERZEJEWSKI: „To woda łódź unosi, to woda łódź przewraca”? Systemowe wyzwania modernizacji Chin
3. SAREK: Tłuste lata Chin
4. PAWLAK: China Wide Web – konteksty dla tożsamości
* * *
* * *
Chinoiserie, czyli dlaczego tak trudno nam zrozumieć Chiny
Na przełomie XVII i XVIII wieku w europejskiej sztuce pojawiła się moda na chinoiseries, czyli dzieła sztuki (szeroko pojętej, obejmującej architekturę i sztukę użytkową) inspirowane sztuką chińską. Oczywiście nie poznawaną bezpośrednio, z pełnym zrozumieniem jej historii, kodu, estetyki, ale zapośredniczoną przez relacje nielicznych odwiedzających wówczas Chiny Europejczyków. Jak karykaturalne były w istocie owe chinoiseries, wie każdy, kto oglądał choćby Zakazane Miasto w Pekinie i Dom Chiński w poczdamskim Sanssouci. Dziś, w dobie łatwej, szybkiej i dość powszechnej komunikacji, Chiny wydają się znacznie łatwiejsze do bezpośredniego (i, teoretycznie, głębszego) poznania. Niemniej jednak ich obraz, jaki mamy w Polsce (czy szerzej, w tzw. świecie zachodnim), nadal jest bardziej zbitką intelektualnych i mentalnych chinoiseries niż racjonalną wizją tego skomplikowanego zjawiska, które nazywamy Państwem Środka (na marginesie, wiele osób nie zdaje sobie nawet sprawy, że to „poetyckie” określenie jest po prostu dosłownym tłumaczeniem nazwy tego kraju z chińskiego oryginału). Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, więc mogę tu jedynie zasygnalizować kilka, moim zdaniem, najważniejszych.
Pierwszą z nich jest niewłaściwy aparat pojęciowy, za pomocą którego próbujemy jakoś „uchwycić” czy opisać Chiny. Myślimy o nich np. jako o państwie, którym Chiny (przynajmniej w naszym europejskim rozumieniu tego słowa) raczej nie są. Do opisu języka chińskiego staramy się stosować kategorie skonstruowane dla języków fundamentalnie się od niego różniących, gdy tymczasem w chińskim nie tylko nie da się rozróżnić części mowy, ale właściwie trudno nawet mówić o czymś takim jak słowo. Chińską głowę państwa (czy może „państwa”) nazywamy „prezydentem”, a to ani prezydent, ani głowa państwa w klasycznym rozumieniu tego słowa.
Drugi problem wiąże się ściśle z pierwszym. Nieprzystające do chińskiej rzeczywistości pojęcia sprawiają, że znane nam z rodzimego kręgu cywilizacyjnego mechanizmy i prawidła ekstrapolujemy na Chiny. Tymczasem państwo, które nie jest państwem w naszym rozumieniu tego słowa, wymyka się oczywiście teoriom skonstruowanym dla państw i ich działanie opisujących. Jeśli tego nie zrozumiemy, nasze próby zrozumienia zjawiska kryjącego się pod nazwą „Chiny” skazane są niestety na niepowodzenie.
Nie bez znaczenia pozostaje również zawężanie dyskusji o Chinach do wybranych jednostkowych kwestii, które – mimo że często są w istocie ważne – przesłaniają wszystkie inne. Najbardziej oczywistym tego przykładem jest problem Tybetu, który jawi się w Polsce niemal jako naturalny wątek rozmowy o Chinach. Nie kwestionując potrzeby mówienia o sytuacji Tybetańczyków, musimy jednak uświadomić sobie, że patrząc na Chiny jako na złośliwą narośl wokół Tybetu, widzimy jedynie chinoiserie i nie zobaczymy niczego więcej.
Chiny są zjawiskiem tak złożonym i odległym od wszystkiego, co nam znane i znajome, że próby ich poznania są nieodmiennie próbami niezwykle ciężkimi. Od najwybitniejszych znawców przedmiotu, mających za sobą dziesięciolecia rzetelnych studiów, usłyszymy na temat Chin więcej pytań niż odpowiedzi. Nie znaczy to, że powinniśmy po prostu porzucić nasz „próżny trud”. Co więcej, akurat teraz nie możemy sobie na to pozwolić. Tezy o Chinach jako „nowym supermocarstwie” brzmią już jak banały, ale to rzeczywistość współczesnego świata. Jego kurczące się wymiary i rosnące współzależności sprawiają, że wiedza na temat Chin jest nam potrzebna. Choćby ta niedoskonała, jaka jest realnie w naszym zasięgu. Wiedza jednak, nie współczesna wersja chinoiseries.
* Wojciech Jakóbiec, absolwent Sinologii i Euroepistyki UAM, doktorant UAM, członek Collegium Invisibile.
* * *
„To woda łódź unosi, to woda łódź przewraca”? Systemowe wyzwania modernizacji Chin
Zmiany zachodzące w Chinach po 1978 roku, prócz wielu sukcesów gospodarczych, przyniosły nowe wyzwania dla rządzących. Kiedy uwagę świata przykuwa wzrost gospodarczy i ekspansja Państwa Środka na rynkach międzynarodowych, chińskie elity, zarówno szczebla lokalnego, jak i centralnego, stanęły przed ogromem palących problemów, m.in.: wzrastającymi dysproporcjami między miastem a wsią, zanieczyszczeniem środowiska, rosnącą skalą migracji chłopów za pracą czy też wzrastającym zadłużeniem władz na szczeblu lokalnym.
Wyzwania te powodują, że władze muszą poważnie myśleć o reformach instytucjonalnych i wprowadzaniu demokratycznych mechanizmów kontroli. W tym celu prowadzi się zakrojone na szeroką skalę badania społeczne, a także usprawnia mechanizmy doboru kadr lokalnych, które spełniają kluczową rolę w rozwoju Chin.
Analizy i wzrost gospodarczy
W tym roku, w swoim dorocznym wystąpieniu na forum Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych premier Wen Jiabao powiedział, że podstawą egzystencji każdego rządu jest zadowolenie społeczne. W związku z tym na każdym szczeblu administracji analizuje się w Chinach nastroje społeczne. Powstałe na podstawie tych analiz opracowania, czego nie sposób ukryć, często w realny sposób wpływają na prowadzoną politykę. Z jednej strony prowadzone są badania ankietowe wśród elit szczebla lokalnego, z drugiej zaś monitoruje się percepcję reform w miastach i na wsi. W latach 2002 – 2007 kadry partyjne szczebla lokalnego wskazywały na brak sprawnego aparatu administracyjnego jako najbardziej istotny problem w zarządzaniu społeczeństwem.
Na drugim miejscu wskazywano konieczność wprowadzenia demokracji wewnątrzpartyjnej, na trzecim zaś relacje między partią a administracją państwową. Stabilność społeczna i rozwój Chin, w opinii kadr rządzących, w głównej mierze uzależnione są jednak od stabilnego wzrostu gospodarczego (w 2007 roku ponad 53 proc. wskazań), w drugiej kolejności wymieniano stabilność emocjonalną (21,4 proc.), dalej stabilność polityczną (ponad 13 proc.) i stabilność elit centralnych (2,6 proc.). Istotnym problemem dyskutowanym od lat 80. jest rozdział partii i państwa (dangzheng fenkai). Pomysły na takie rozwiązanie autorstwa Hu Yaobanga i Zhao Ziyanga zakończyły się usunięciem obu z partii oraz krwawym stłumieniem demonstracji studenckich na Placu Tiananmen w czerwcu 1989 roku. Oczywiście problem nie zniknął, a wiele publikacji, m.in. prof. Xie Qingkui’a, omawiających percepcję władz pod koniec lat 80., wskazuje na to, że kwestie te są żywo dyskutowane wśród chińskich elit.
Badania ankietowe, choćby te prowadzone wśród ludności kilku największych miast Chin, dostarczają konkretniejszych danych do analizy. Respondenci pytani w latach 1999 – 2006 o najważniejsze problemy wskazywali: bezrobocie (w 2006 roku ponad 30 proc.), ubezpieczenia społeczne (a w zasadzie ich brak), mieszkalnictwo, ochronę środowiska, służbę zdrowia, rozwój ekonomiczny oraz bezpieczeństwo publiczne. Warto zwrócić uwagę na to, że rząd centralny stara się reagować na zapotrzebowanie opinii publicznej, biorąc niewątpliwie pod uwagę stare chińskie powiedzenie „to woda łódź unosi, to woda łódź przewraca”.
Kolejnym problemem, który należy wymienić, jest postępujące rozwarstwienie społeczne. Jak kilka lat temu zauważył Lu Xueyi, były prezes Chińskiej Akademii Nauk Społecznych, w Chinach prowadzi się politykę dwutorowo: oddzielnie dla obszarów miejskich i wiejskich (chengxiang fenge, yi guo liang ce). Taka sytuacja doprowadziła do wzrostu niezadowolenia społecznego i masowych protestów na wsi (władze notują ich około 200 dziennie). Rozwarstwienie widać na przykładzie dochodów gospodarstw domowych – dziś relację między wsią a miastem określa współczynnik 1:3,2. Skrajne przypadki pokazują jednak, że różnice sięgają nawet ponad 1200 procent. Do tego dochodzą problemy z inflacją, która chwilami przeradza się w hiperinflację. To wszystko wymusza zmiany i profesjonalizację elit.
Marksizm, leninizm, zarządzanie kryzysowe
Na szczeblu centralnym i lokalnym prowadzi się szeroko zakrojone dyskusje na temat metod doboru najzdolniejszych kadr. Dokonuje się on na kilka sposobów. Centralna Szkoła Partyjna prowadzi np. specjalne kursy zarządzania, a władze na szczeblu lokalnym wprowadzają egzaminy. Członkom chińskich elit rządzących proponuje się liczne wyjazdy stypendialne. Coraz częściej pojawiają się także głosy o konieczności wprowadzenia wyborów w ramach tzw. demokracji wewnątrzpartyjnej.
Z oferty dydaktycznej Centralnej Szkoły Partyjnej, oprócz klasyków marksizmu-leninizmu, studenci mogą wybrać m.in. kursy zarządzania kryzysowego. Jak zauważa Jin Wei, wykładowca tej uczelni, młodzi studenci są bardziej wymagający i nie tolerują nowomowy. Szkołę przez ostatnie 30 lat ukończyło ponad 50 tysięcy liderów szczebla centralnego i lokalnego.
Ponadto organizuje się obozy szkoleniowe, na których członkowie aparatu partyjno-państwowego omawiają nowe sposoby rozwiązywania obecnych problemów Chin. Szkolenia te podejmują problemy z zakresu implementacji decyzji władz centralnych na szczeblu lokalnym, rządów prawa czy walki z korupcją. Szczególny nacisk na morale kadr pojawił się po przejęciu władzy przez Hu Jintao. Podczas XVI Zjazdu w roku 2002 szeroko omawiano problem odideologizowania poczynań 70 milionów członków partii nastawionych praktycznie wyłącznie na korzyści materialne. Podkreślano konieczność odnowy moralnej, samodyscypliny i nadzoru nad działaniami wszystkich szczebli partyjnych.
Z drugiej strony władze prowadzą konkursy na stanowiska niższego szczebla. Pod koniec sierpnia 2009 roku w prowincji Guangdong przeprowadzono testy kwalifikacyjne przygotowane przez komórkę KC. Komitet prowincjonalny dysponował 38 wakatami, a chętnych przystępujących do testów było prawie 1800. Pytania dotyczyły między innymi e-administracji, modeli rozwoju gospodarczego czy wreszcie charakterystyki dobrego pracownika administracji publicznej.
Inną formą szkolenia przyszłych kadr są stypendia zagraniczne – takie ufundowano m.in. 400 liderom z Pekinu i 300 z prowincji Guangdong. Wielu przyszłych polityków pisze doktoraty, głównie w Stanach Zjednoczonych. Ich celem, jak deklarują, nie jest emigracja, ale powrót i „służba ojczyźnie”. Interesujące jest również zjawisko tworzenia różnego typu fundacji i stowarzyszeń mających przygotowywać przyszłe elity. Te przedsięwzięcia z pewnością służą wymianie intelektualnej i mogą świadczyć o otwartości przyszłych chińskich elit.
W różnych częściach Chin wdrażana jest ponadto tak zwana demokracja wewnątrzpartyjna (dangnei minzhu), która ma polegać na obsadzie stanowisk w procesie obejmującym publiczne zgłaszanie kandydatów, wybory i ich ewaluację. Taki system wprowadzono w ponad 611 tysiącach wiejskich okręgów wyborczych. Innym bardzo ciekawym eksperymentem politycznym jest zapowiedź wyłonienia burmistrza miasta Shenzhen i jego zastępcy w wyborach planowanych na rok 2011. Shenzhen, które było forpocztą reform gospodarczych (powstała tam jedna z pierwszych specjalnych stref ekonomicznych), ma szanse stać się pierwszą w Państwie Środka „specjalną strefą polityczną”.
Mimo że – zdaniem ekspertów – wybory takie nie przekładają się na dalsze kariery polityków, stanowią jednak istotny element chińskiego systemu politycznego. Przedstawiciele elit lokalnych ankietowani przez Chińską Akademię Nauk Społecznych wskazywali na konieczność usprawnienia aparatu administracyjnego władzy. Pytanie tylko, na ile skutecznie władze centralne w Pekinie mogą kontrolować lokalnych sekretarzy? Jest ono na tyle istotne, że chiński premier zapowiedział ostatnio, że władze centralne nie będą udzielały gwarancji dla kredytów zaciąganych przez władze niższych szczebli administracyjnych. Pekin obawia się najwyraźniej nadmiernego zadłużenia władz lokalnych, a w przyszłości nawet ich niewypłacalności. Szacuje się, że tylko w 2009 roku udzielone im kredyty miały wartość 600 mld USD. Jak podkreślił prezes chińskiego banku centralnego, nie wszystkie zostały spożytkowane we właściwy sposób. Często mówi się nieoficjalnie o korupcji i nadmiernym przepychu elit szczebla lokalnego. Jak się wydaje, bez demokratycznego nadzoru sytuacja może się tylko pogarszać.
Polityka i transformacja
Na obecnym etapie rozwoju, żeby podtrzymać rozwój gospodarczy, a tym samym stabilność w państwie, rządzący muszą reagować na wyzwania transformacji. Z jednej strony władze centralne kreują politykę przyjazną społeczeństwu (jak choćby san nong – polityka wielkich inwestycji na obszarach wiejskich), z drugiej, implementacja ich decyzji zakłócana jest przez brak odpowiednich mechanizmów nadzoru nad władzami niższych szczebli. Skłania to do coraz częstszego sięgania po demokratyczne mechanizmy kontroli. W referatach partyjnych już nie krytykuje się demokracji zachodniej en bloc, ale wskazuje w niej istotne elementy usprawniające rządzenie państwem. Mimo że retoryka partyjna pozostaje nadal „socjalistyczna” (czy raczej „socjalistyczna z chińską specyfiką”), działania władz odbiegają od standardów socjalistycznego ustroju. Partia, starając się odpowiadać na dążenia społeczne, jest utylitarna, co umożliwia jej łącznie różnych sprzeczności. Tak było w roku 2001, kiedy Komunistyczna Partia Chin, uznając przedsiębiorców za „klasę postępową”, umożliwiła im wejście w struktury partyjne. Biorąc pod uwagę owo utylitarne podejście, nie jest wykluczone, że jeśli decydenci w Pekinie uznają mechanizmy demokratyczne (np. po udanych próbach w Shenzhen) za spełniające pokładane w nich nadzieje, w całych Chinach wprowadzony zostanie jakiś sprawdzony już eksperyment polityczny, według modelu stosowanego wcześniej do reform gospodarczych.
* Dominik Mierzejewski – doktor sinologii, pracownik naukowy Uniwersytetu Łódzkiego.
* * *
Tłuste lata Chin
Liczba internautów w Chinach w ostatnich dniach przekroczyła 420 milionów. I nic z tego nie wynika. Przeważająca większość Chińczyków wykorzystuje Internet głównie do gier online, czatowania i zakupów. Dostęp do informacji jest, ale tylko niewielu ma ochotę z niego korzystać. Chińskie społeczeństwo powoli staje się syte i zadowolone ze status quo. Zmiany? Ale po co, skoro jest tak dobrze?
Powieść Chan Koon-chung „Shengshi nianhua: Zhongguo 2013” (The Fat Years: China 2013) dopiero tłumaczona na angielski, ale już okrzyknięta chińskim „1984”, doskonale pokazuje kierunek, w jakim kroczą dumne z siebie Chiny. Oto gdy po kolejnym kryzysie ekonomicznym w 2011 roku cały świat pogrąża się w chaosie, jedynie one wychodzą z niego obronną ręką i stają się głównym mocarstwem. Starbucks został wykupiony przez koncern Wang Wang i serwuje na całym świecie latte na zielonej herbacie. Społeczeństwo chińskie, o wymazanej przez narkotyki pamięci, jest syte i szczęśliwe. Władza partii jest powszechnie akceptowana i wspierana, a wysoki urzędnik państwowy w epilogu konstatuje: „Gdybym był wierzący, to powiedziałbym, że to samo Niebo chce rządów Partii. Samo Niebo nam błogosławi!”.
Coś musi być na rzeczy, bo książka wzbudziła duże poruszenie wśród chińskich intelektualistów. Autor uderzył w słaby punkt. Pokazał, że dzięki sukcesowi reform gospodarczych społeczeństwo stało się apolityczne, a uwaga Chińczyków została skierowana na ekonomię (słynne hasło Deng Xiaopinga „bogaćcie się!”). Partii udało się przekonać rosnącą klasę średnia, że demokracja w zachodnim wydaniu byłaby dla kraju szkodliwa, bowiem nie gwarantowałaby stabilizacji i zachowania istniejącego ładu społecznego. KPCh, mimo gęby pełnej socjalistycznych frazesów, stała się przede wszystkim strażnikiem interesów klasy średniej, która najwięcej zyskała podczas 30 lat transformacji i stała się główną podporą autorytarnego systemu. Błąkający się na obrzeżu społeczeństwa dysydenci i zbuntowani artyści budzą większe zainteresowanie wśród zachodnich dziennikarzy niż własnych rodaków, zajętych zarabianiem pieniędzy na mieszkania, samochody i zagraniczne wojaże.
Po próbnych wycieczkach w stronę demokracji (w chińskim rozumieniu, czyli między innymi zagwarantowanie prawa do samodzielnego wyboru pracy czy małżonka) wdrożonych na początku lat 80. okazało się, że kolejne reformy nie są niezbędne. Okazało się, że możliwe jest bogacenie się społeczeństwa i kraju bez systemu demokratycznego. Partia skoncentrowała się na wewnętrznych reformach kadrowych oraz instytucjonalnych i reanimowała konfucjanizm, idealną podporę systemu autorytarnego. Dla obecnego rządu w Pekinie obecne priorytety to utrzymanie stabilności ekonomiczno-socjalnej i niwelowanie nierówności społecznych, a nowe hasło przewodnie partii to hexie shehui – harmonijne społeczeństwo. Koncentracja na nowych źródłach władzy, takich jak interes czy stabilizacja, a także coraz silniej promowany konfucjański system wartości, pokazują determinację partii i jej talent do utrzymywania się przy władzy. Mimo tych wszystkich starań o zdobycie przychylności społeczeństwa, bardzo zresztą skutecznych, nie można zapominać o gigantycznym aparacie inwigilacji i przymusu, jakim dysponuje państwo chińskie. Tak więc nawet osłabienie poparcia społecznego ani nie spowoduje utraty władzy przez obecny reżim, ani nie wymusi demokratycznych reform.
Oprócz ryżu dla ludu władza dba także o igrzyska. Olimpiada czy Expo pokazują Chińczykom siłę ich ojczyzny. Odbudowując pozycję Chin na arenie międzynarodowej, rząd wypełnia konfucjańską misję propagowania cywilizacji chińskiej i budowania chwały i potęgi Chin w oczach Zachodu, ale przede wszystkim własnych obywateli. Chińczycy stają się coraz bardziej dumni z własnego kraju, kultury i ustroju politycznego. I na co komu zmiany, skoro jest tak dobrze?
Gotowi na nowe smaki latte?
* Katarzyna Sarek, sinolog, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.
* * *
China Wide Web – konteksty dla tożsamości
Internet, rozumiany jako z definicji znoszący granice, oraz dążące do cyfrowej rekonstrukcji tych granic chińskie władze często postrzegane są w Polsce jako dwie przeciwstawne siły. Chińskiej kontroli Internetu, przybierającej coraz bardziej zaawansowane formy, nie sposób lekceważyć, zaś pośród chińskich internautów są tacy, którzy znajdują sposoby przedostania się przez cyfrowe blokady. Jednak to nie konflikt tendencji do otwierania i zamykania sieci, ale chińska specyfika typowo nowoczesnej relacji tożsamości (jednostkowej, pokoleniowej, narodowej) i konsumpcji najtrafniej charakteryzuje stan, w którym znajduje się dziś Państwo Środka.
Chiński internauta to przeważnie przedstawiciel tzw. generacji lat 80. i 90., urodzonej w czasach „polityki jednego dziecka”. Polityka ta, wraz z innymi reformami końca lat 70. XX wieku, spowodowała gwałtowne przemiany socjalizacji oraz otworzyła obszar kultury konsumpcyjnej jako ważne miejsce dla realizacji nowych projektów tożsamości. Dla młodych użytkowników sieć jest przede wszystkim centrum rozrywki, kontaktu z rówieśnikami, konsumpcji, prezentowania wirtualnych oznak wymarzonego statusu i, co powiązane z powyższymi funkcjami, miejscem testowania rożnych alternatyw dotyczących „ja”. Próby te są refleksywne, wymagają komunikacji, prezentowania kolejnych odsłon projektu kompetentnej publiczności zdolnej dostarczyć wartościowej opinii. Taką możliwość w niespotykanym wcześniej stopniu oferuje Internet spod znaku Web 2.0, dominujący w chińskiej sieci. Kompetencja publiczności, poza wymiarem technologicznym (znajomość chińskich formatów), musi też obejmować wymiar kulturowy (znajomość specyfiki zmagań „systemowych jedynaków”, kodów np. chińskiej kultury popularnej) i językowy (problem wciąż słabej znajomości języka angielskiego wśród młodzieży Państwa Środka, wreszcie sam chiński stosowany w sieci różni się na tyle od standardowego języka chińskiego, że nazywany jest powszechnie „marsjańskim”). Takie wymagania odnośnie kompetencji są właściwie nie do spełnienia przez publiczność spoza kontekstu kulturowego ChRL.
Odpowiedzią na potrzeby tożsamościowe i komunikacyjne są rodzime serwisy, które są czymś więcej niż kopiami blokowanych globalnych gigantów (w rodzaju Facebooka czy YouTube). To śmiałe przedsięwzięcia oferujące zaawansowane technologicznie narzędzia (komunikator umożliwiający rozmowę dwóch awatarów, dowolnie kształtowana grafika blogu etc.) do wytwarzania/dopełniania wizji „ja”, konsultowania ich oraz związanej z tym konsumpcji i rozrywki. Te serwisy globalne, które wciąż są obecne na chińskim rynku (np. MySpace), nigdy nie zdobyły popularności porównywalnej z propozycjami chińskimi. Stało się tak nie tylko dlatego, że nie odnalazły się w zarządzaniu przedsięwzięciami internetowymi w niełatwych warunkach chińskich, ale także dlatego, że nie uchwyciły specyfiki chińskiego związku tożsamości z konsumpcją, nie dostarczyły atrakcyjnych środków do jego wyrażenia ani, w przeciwieństwie do chińskich potentatów, nie znalazły sposobu na obrócenie go we własny sukces finansowy. Wielka siła, jaką jest chiński nacjonalizm, dodatkowo przyczynia się do preferowania przez konsumentów, w tym i internautów, produktów rodzimych i nieufności względem tych z zagranicy.
Sieć jednak oddziałuje również zwrotnie na chiński nacjonalizm i tożsamość narodową. Internetowe kształtowanie narodowego „ja” realizuje się na różne sposoby: od gier – wariacji na temat narodowych mitów i symboli, przez fale narodowych uniesień online podczas trzęsienia ziemi czy olimpiady, aż po setki tysięcy postów potępiających w niewybrednych słowach Zachód przy okazji stracenia Brytyjczyka zatrzymanego za przemyt heroiny. Odgórne regulacje, wraz z oddolnymi poszukiwaniami kontekstów i punktów referencyjnych dla tożsamości w specyficznej chińskiej nowoczesności, choć biorą udział we wznoszeniu jednych granic, to jednocześnie demontują inne – podziały wewnętrzne, które tradycyjnie w Chinach traktowane są jako największe zagrożenie, a którym przeciwstawia się obecnie dyskurs władzy konstruowany wokół „jedności”, „harmonii społecznej” i „stabilności”. Choć w większości ten internetowy, oddolny demontaż nie dzieje się w opozycji do wysiłków władz, a wręcz potwierdza ich dzisiejszą legitymizację opartą na tworzeniu ram do nieskrępowanej konsumpcji, to jednak przynosi też nową jakość – procesów masowych nieinicjowanych bezpośrednio przez władze.
* Katarzyna Pawlak, sinolog i socjolog.
** Koncepcja numeru: Łukasz Jasina.
*** Współpraca: Wojciech Jakóbiec.
**** Autor ilustracji: Rafał Kucharczuk.
***** Redakcja: Karolina Wigura.
****** Korekta: Marta Budkowska.
******* W tekście Dominika Mierzejewskiego tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
„Kultura Liberalna” nr 81 (31/2010) z 27 lipca 2010 r.