Bartosz Biedrzycki
Posłaniec śmierci: „Ikigami” Motoro Mase
„Pewnego dnia na dworze króla Salomona pojawił się Azrael i zaczął natarczywie przyglądać się jednemu z dworzan. Widząc to, ów poprosił króla o ratunek, bojąc się, że to po niego właśnie przybył zwiastun śmierci. Dobry król rozkazał wiatrom przenieść wiernego dworzanina do Indii. Potem podszedł do Azraela i zapytał go o powód zainteresowania. Byłem zdziwiony, królu, widząc go tutaj – odparł anioł – miałem bowiem polecenie zabrać go z Indii.”
Motyw śmierci jednostki podporządkowanej i uprzedmiotowionej jako narzędzie do nadrzędnego, społecznego celu pojawia się w kulturze masowej Kraju Kwitnącej Wiśni dość często. Być może zrodził się on z autentycznych doświadczeń formacji kaiten i tokkotai – odpowiednio pilotów torped morskich i samolotów, znanych na Zachodzie jako kamikaze. Jedną z głośniejszych jego realizacji jest powieść Koshuna Takamiego „Battle Royale”, zaadaptowana potem jako manga oraz głośny i zdobywający uznanie krytyki oraz oddanie fanów film z Takeshim Kitano.
Podobnym pomysłem operuje Motoro Mase w swojej mandze „Ikigami”. Inaczej jednak, niż w „Battle Royale”, gdzie grupa ludzi musiała własnoręcznie się pozabijać, u Masego śmierć jednostkowa jest szybka, sterylna i w pełni zbiurokratyzowana. Oto jeden z każdego 1000 obywateli ginie, nim osiągnie 24 rok życia. Egzekucji dokonuje się przy pomocy nanokapsuł podawanych zastrzykiem wszystkim zaczynającym naukę szkolną dzieciom. Wybór ofiar jest w pełni przypadkowy i utrzymywany w całkowitej tajemnicy. Gdy zbliża się czas eksplozji kapsuły, administracja ustala jej nosiciela i wysyła do niego doręczyciela, który niesie tytułowe ikigami – powiadomienie o tym, że człowiekowi pozostała doba życia.
Sytuacja z początku może się wydawać groteskowa, bo społeczeństwo dobrowolnie skazujące na śmierć jeden promil swoich obywateli, aby zapewnić sobie wzrost gospodarczy, posłuszeństwo i obywatelską samoświadomość, musi w dzisiejszych czasach należeć wyłącznie do domeny fantastyki naukowej. Nie sama jednak sytuacja jest tu ważna, lecz losy ludzi – młodego doręczyciela Fujimoto oraz tych, którzy dostają od niego ikigami.
W pierwszym tomie Mase przedstawia dwóch mężczyzn, ich ostatnie godziny, reakcje w obliczu nieuchronnej śmierci, bilans życia. Są to dwie zupełnie różne postawy – jednego przytłacza chęć zemsty i odpłacenia wszystkim krzywdzicielom, co (kuriozalnie) w ostatecznym rozrachunku nie przynosi ulgi, ale daje zupełnie inny, nieoczekiwany, pozytywny skutek. Drugi z „naznaczonych” postanawia w ostatniej godzinie odkurzyć dawno zapomniane, zaprzedane ideały i umrzeć będąc sobą. Równie ciekawy jest przewijający się w tle wątek Fujimoto, który najwyraźniej będzie ewoluował w miarę rozwoju serii. Już teraz doręczyciel ma wątpliwości, zastanawia się nad sensownością, próbuje wczuć się w sytuację skazanych – należy liczyć, że wraz z upływem akcji nastąpi silna eskalacja konfliktu moralnego pomiędzy ogólnie pojętym dobrem a wiernością prawu i państwu.
„Ikigami” to jedna z tych serii, które pod fasadą banalnego pomysłu przemycają ważne pytania o kondycję człowieka we współczesnym świecie. Przez pozorne oderwanie od rzeczywistości opowiadają jednak o nas samych – naszych lękach, wizjach, wartościach. Tak jak Janusz Zajdel, słynny polski pisarz sprzed lat ukrywał swoje socjologiczne i psychologiczne wizje pod płaszczykiem antyutopii, tak tutaj mangaka posługuje się tym samym zabiegiem. Zabiegiem, jak się zdaje, udanym – świadczyć może o tym chociażby nominacja do głównej nagrody w Angouleme – być może największe wyróżnienie świata komiksu.
Komiks:
„Ikigami”, scenariusz: Motoro Mase, rysunek: Motoro Mase, Wydawnictwo Hanami, 2010
* Bartek Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 84 (34/2010) z 17 sierpnia 2010 r.