Łukasz Jasina
Od końca do początku. O książce Michała Giedroycia „Na krawędzi krateru”
Wspomnień o okresie przedwojennym, wojnie i powojniu jest na naszym rynku wydawniczym sporo. Historycy ciągle uważają, że jest ich za mało, ale to drobiazg. W każdym razie, w ciągu ostatnich dwudziestu lat udało się nam pracowicie zasypać wyrwę memuarystyczną, stworzoną przez działania komunistycznej cenzury i autocenzury.
Wspomnienia te zazwyczaj mają kilka cech wspólnych. Najpierw przekazują obraz przedwojennej rzeczywistości, potem wybucha wojna, łącząca się ze zniszczeniem dotychczasowych wartości, a po niej ci, którzy przetrwali, podejmują próbę odbudowy. Niejednokrotnie niemożliwej.
Nakładem krakowskiego Wydawnictwa Literackiego, ukazują się właśnie wspomnienia Michała Giedroycia (tak, tak z tych Giedroyciów– ale z innej linii). Przyznam się od razu, że mam do nich osobisty stosunek. Miałem okazję dwukrotnie wspierać Pana Michała podczas jego pobytów w Lublinie, gościłem też w jego oksfordzkim domu. Miałem wtedy okazję poznać kogoś stanowiącego połączenie brytyjskiego dżentelmena i potomka lepszych sfer naszej ojczyzny, wybitych niemal doszczętnie przez obydwu okupantów. Michał Giedroyć (zaświadczam to święcie) jest doskonałym gawędziarzem i kopalnią wiedzy dotyczącej rodów kresowych. Jest częścią opisanej przez Marię Czapską „Europy w rodzinie” (co wydaje mi się pojęciem bardziej adekwatnym niż miłoszowska „Rodzinna Europa”). Znani nam, parweniuszom, z kart historii ludzie, to niejednokrotnie jego dalecy krewni.
Ojcem Michała Giedroycia był senator Tadeusz Giedroyć. Do rodu należał także Jerzy (kuzyn). To on powierzył mu zadanie opracowania dziejów własnego rodu.
Książka powstała pierwotnie dla czytelnika brytyjskiego (w Zjednoczonym Królestwie Giedroyciowie zapuścili korzenie – córka Pana Michała jest wybitną dziennikarką tamtejszych mediów). Książce wychodzi to tylko na dobre. Charakterystyczna dla języka angielskiego spokojna narracja przenosi się zresztą i na tłumaczenie.
Wspomnienia Michała Giedroycia nie są tylko pamiętnikiem. Jak każdy kronikarz, autor zadbał także o część syntetyczną. Poznajemy w niej jego przodków po mieczu i po kądzieli. W opisach codziennego życia nie brakuje odniesień do kontekstu – czyli wydarzeń w Polsce i Europie lat trzydziestych i czterdziestych.
Opisani w książce Giedroyciowie i ich krewni to przedstawiciele kresowej szlachty, patriotycznej i multikulturowej. Mówią po polsku, ale pamiętają o swoich litewskich i białoruskich korzeniach, a także czynnie uczestniczyli w życiu przedrewolucyjnej Rosji.
Przedwojenne życie w kresowym majątku i w kresowych miastach takich jak Białystok, Zamość czy Łuck, opisywane jest odmiennie od innych tego typu kresowych wspomnień. Obok scen idyllicznych, mamy i świadectwa zbliżającego się konfliktu. Autor nie usiłuje budować fałszywego obrazu naszej bytności na kresach. Ale nie jest też jej krytykiem.
Chyba najbardziej osobisty jest rozdział opowiadający o zesłaniu bohatera i jego bliskich. Giedroyć pogodził w nim jednak kronikarski obiektywizm i wolę utrwalenia tego, co przemijalne – kołaczących się w jego głowie obrazów i opinii.
Wspomnienia Giedroycia są oryginalnym wydarzeniem na polskim rynku. Przede wszystkim dzięki stylowi i sposobowi prowadzenia narracji, jakiego się w polskim pamiętnikarstwie nie spotyka zbyt często. Na autora oddziałują trzy czynniki: jego pochodzenie, wykształcenie i sześć dekad spędzonych pod przemożnym wpływem kultury brytyjskiej. Wychowanie w rodzinie ziemiańskiej dało mu pewien dystans i fundament etyczny – którego ludziom wychowanym w komunizmie i postkomunizmie czasem brakuje. Dało mu też przywiązanie do II RP i jej pozostałości. Michał Giedroyć – kronikarz i bajarz – jest jednocześnie człowiekiem wykształconym. Intelektualista z zacięciem historycznym, wypełnia swoje wspomnienia masą istotnych szczegółów i dokonuje syntezy. To umożliwia zrozumienie czasów, w których żył.
Książkę kończy przybycie bohatera wraz z oddziałami I Korpusu generała Andersa do Wielkiej Brytanii. Tu rozpocznie się jego nowe życie – pełne nowych elementów. O poprzedzającej je epopei autor nie zapomni – wręcz przeciwnie, napełni ją nowymi treściami.
Wiem, że nie jestem obiektywny – historia jednak jest nam ciągle potrzeba. Lepszej nauczycielki życia nie wymyślono i jest ona skutecznym a przy tym tanim sposobem ratowania się przed popełnianiem błędów. Pamiętniki, gdy są dobrze napisane – uczą jeszcze więcej. Książka Giedroycia bije na głowę wydane dawniej wspomnienia Joanny Olczak-Ronikier. Szkoda zatem, że w tym roku ominęła ją nagroda „Nike”…
Książka:
Michał Giedroyć, „Na krawędzi krateru”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010
* Łukasz Jasina, historyk, publicysta, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 91 (41/2010) z 5 października 2010 r.