Joanna Klimczyk

Turecka dusza

„Cevdet Bej i synowie” to szyld, który (nieco na wyrost) zawiesza nad swoim sklepem z lampami przyszły nestor rodu. Jest początek XX wieku, Stambuł. Tytułowy bohater, trzydziestoletni kawaler, jest jednym z nielicznych muzułmańskich kupców; na dodatek to człowiek sukcesu. Ma tylko jedno marzenie: ożenić się – mieć przy sobie kobietę, która zapewni ciepło domowego ogniska. Potem już wszystko musi pójść gładko, czyli tak, jak toczą się koleje losu: praca, rodzinne popołudnia, znów praca, wreszcie starość i śmierć.

W międzyczasie odrobina radości zwanej spokojem. Co z polityką i tak zwanymi „poważnymi sprawami”? Polityka, jak uważa Cevdet Bej, jest tylko tłem, które nie może zasłaniać pierwszego planu, reżyserującego codzienność. A jednak Cevdet Bej nie zawsze jest tak opanowany, jak tego sobie życzy. Czasem nachodzi go niepokój, kiedy indziej zaskakuje go pożądanie. Na szczęście umie z tym walczyć. Skoro człowiek ma jedną duszę i musi wybrać między handlem a rozrywką, wybierze to, co zna, czyli – w jego wypadku – obowiązek.

Poczucie obowiązku kontynuowania kupieckiej tradycji staje się jednak demonem, który dręczy dorosłych synów Cevdet Beja. Zarówno Osman, jak i Refik próbują sprostać roli „skrojonej” nie na ich figury. Z lepszym lub gorszym rezultatem. O ile Osmanowi udaje się jakoś dopasować do oczekiwań rodziny i wcisnąć w garnitur przedsiębiorcy, a stres i znudzenie leczyć w ramionach kochanki, o tyle Refik, zżarty mieszczańską nudą luksusowego, pustego życia, postanawia je na jakiś czas porzucić. Egzaltowana lektura osiemnastowiecznych filozofów na przemian z romantykami zaprawia go do działania, na które jednak nie ma siły. Niemoc. Permanentny brak siły, słaby charakter – oto cechy, które upodobniają go do Obłomowa; cechy, którymi gardzi, a jednocześnie jest z nich dumny. Jest przecież wizjonerem, pragnącym uzdrowić turecką wieś, choć brakuje mu determinacji. Niemoc oraz egzaltację bezsilnością dzieli z przyjaciółmi z czasów studiów. Jeden pragnie być wielkim poetą, ale kompleksy i brak talentu ostatecznie pchają go w ramiona nacjonalistów. Drugi, bardziej energiczny, marzy, żeby podbić świat. Zrobić coś wielkiego, zyskać uznanie i bogactwo. A kiedy wreszcie mu się to udaje, odkrywa w swoim życiu pustkę.

Spadkobierców Cevdet Beja i ich przyjaciół trawi ta sama choroba: obsesja stania się kimś (tylko kim?), której paraliżującą kontrą jest głęboko skrywana wątpliwość: ale właściwie po co? Czy życie musi mieć jakiś wyższy cel i sens? Czy jego treścią może być sztuka – ta myśl prześladuje wnuka Cevdeta Beja, młodego malarza. Również żonie Cevdet Beja, starej Nigân, nie jest obca tęsknota za tym, żeby wreszcie Coś Zrobić: coś, co pozwoli wydostać się z letargu. W czasie rodzinnego obiadu ogarnia ją nagłe pragnienie, „by przeżyć jeszcze raz jakieś radosne, emocjonujące chwile”, nawet gdyby to miało być tak trywialne zdarzenie, jak nadejście kucharza lub czyjeś miłe słowo. „Ale człowiek nie może przecież czekać, jeżeli nic się nie dzieje” – myśli Nigân. I tą myślą wyraża udręki także męskiej części swojego rodu.

W swojej debiutanckiej powieści Pamuk wyraźnie zakreśla obszar swoich literackich aspiracji: interesuje go turecka dusza, a właściwie ta jej rozedrgana „europejska” część. Neurotyczna i nieszczęśliwa. Nieuleczalnie.

Książka:

Orhan Pamuk „Cevdet Bej i synowie”, przeł. Anna Polat, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.

* Joanna Klimczyk, doktor filozofii.

„Kultura Liberalna” nr 94 (44/2010) z 26 października 2010 r.