Sól ziemi naszej, zaklęta w urzekająco ckliwych kolędach, od fałszu przebarwia się na kolor bury i obraca w kakofoniczne grudy dźwięków, którymi obrzuca się Bogu ducha winnego biesiadnika. Uśpić nie mogą one nikogo, a ze snu wyrwą nawet kamienne lwy pilnujące wejścia do Pałacu Prezydenckiego. I proszę nie posądzać mnie o nadmiernie wysokie wymagania wobec skorych do śpiewu rodaków – w tym roku odwiedziłem kilka „wigilii” i słyszałem co najmniej z pół tuzina rozmaitych ansamblów, którym w istocie udało się sprawić, że moc struchlała, choć niebo goreć nie poczęło. Efekt owego kolędowania był taki, że zagorzało w mojej głowie, która wstawiona została na ową próbę bez żadnego znieczulenia. Kolejnych śpiewów zgodnie z tradycją należy spodziewać się w noc sylwestrową. Wówczas szczęśliwie nie będzie już obowiązywał post, może więc znajdzie się sposób na oswojenie mikrotonowych swawoli towarzyszy zabawy. Oby!
Wady wigilijnego postu
Powszechny brak muzyki w szkołach oraz zaniechanie tradycji chóralnych w Polsce dotkliwie dają się odczuć w czasie świąt, a szczególnie w czasie świąt Bożego Narodzenia.