Każdy sposób jest dobry, aby się skutecznie zmotywować. Szczególnie, gdy zbliża się termin koncertu. Wtedy wszystko inne odchodzi bynajmniej nie na drugi, a na nasty plan.
Zwykło się mawiać, iż artyści mają życie łatwe i przyjemne. Artyści są przecież wolni: bez sztywnych godzin pracy, mogą się wysypiać do woli, czekać leniwie na natchnienie, a gdy już się ono objawi i twórczy szał ogarnie, ich ciała i umysły pozostają w stanie ekstazy (bez pomocy żadnych używek). Następnie dzieło – które powstało w ekstazie bądź cierpieniu twórczym – oczekuje swej premiery, a artysta potwierdzenia swego talentu. No cóż, z pewnością jest grupa artystów, których życie tak przebiega. Jednakże jestem przekonana, że są oni w mniejszości.
Życie artysty – tu opieram się na osobistych doświadczeniach – w dużej mierze jest zwyczajne. Codzienne obowiązki domowe i rodzinne są bezwzględne wobec statusu artysty i mają za nic niestandardową potrzebę snu czy oczekiwanie na wenę. W sumie to najlepiej jest wszystko zgrabnie zaplanować. Rano pobudka, koniecznie za pomocą budzika, poranna toaleta, śniadanie (na które wcześniej trzeba zrobić zakupy, przygotować i po nim posprzątać), ćwiczenie, ważne telefony i maile, spotkania. Bo gdzieś przecież trzeba wystąpić, aby nasze dzieło ujrzało światło dzienne, a nie tylko domowego zacisza. Oszczędzę szczegółowych opisów dalszej części zwyczajnego życia artysty. Każdy z Państwa jest w stanie doskonale sobie je wyobrazić.
Czym zatem różni się życie artysty od życia nie-artysty? (Specjalnie używam sformułowania nie-artysta, gdyż nie ma dla mnie określenia „zwyczajny” czy „przeciętny” w kontekście człowieka).
Różnica jest mała, trwa chwilę. To moment, gdy obnażamy siebie, swoją duszę przed Państwem – naszą publicznością. Artysta bez odbiorcy nie istnieje. Ten szczególny sposób komunikacji (zwłaszcza w wypadku koncertów czy przedstawień, gdy odbywa się „tu i teraz”) ma niesamowitą siłę. Potrafi z najbardziej niewzruszonego i na pozór obojętnego widza wycisnąć łzę wzruszenia, skłonić do refleksji, rozśmieszyć do łez, a czasem nawet dać nadzieję. Natomiast dla artysty występ jest wielkim świętem, na które czeka z niecierpliwością. Adrenalina uzależnia, dlatego tak bardzo wyczekujemy chwili kontaktu z Państwem i kolejnego potwierdzenia, że to, co tworzymy, jest dla kogoś ważne.
Wracam do ćwiczenia, już niedługo kolejny koncert promocyjny mojej płyty, na który serdecznie Państwa zapraszam.
Do zobaczenia…
Koncert:
Koncert promocyjny płyty „Romance. French Music for Oboe and Piano”
12 lutego 2011 r., godz. 20.00
Skwer – filia Centrum Artystycznego Fabryka Trzciny
ul. Krakowskie Przedmieście 60a
Warszawa