Ta pierwsza mieszka na Pradze Północ i czas dzieli między solarium, gdzie wpada dwa razy w tygodniu, salon sukien ślubnych, gdzie pracuje, oraz ogród Pałacyku Konopackiego, gdzie czasem wieczorami umawia się z chłopkami na wino. W sąsiedzkiej ankiecie, w jakiej wzięła udział, powiedziała, że gdyby wyremontować Pałacyk, to ona najchętniej widziałaby w nim pralnię, taką jak z teledysku J Lo: pralnię publiczną, w której dziewczyny mogłyby prać swoje rzeczy, spotykać się i plotkować. I żeby przy niej był plac zabaw, na którym mogłyby się bawić dzieciaki. – Zawsze to lepiej trzymać je na oku – dodała, zwłaszcza, że sama się nimi zajmuje, odkąd ukochany zniknął po zrobieniu drugiego.
Druga bohaterka trafiła na Pragę z miłości. Co prawda miłość odeszła, ale sympatia do miejsca pozostała. Bohaterka spędza więc czas na pisaniu tekstów o mieście, pracy, której starczyłoby na trzy etaty, oraz ratowaniu praskich zabytków. Jej doba jest profesjonalnie podzielona między pracę, spanie i myślenie o kolejnym projekcie; nie ma czasu na sen, na seks tym bardziej. Czasami gubi się w ilości wypitego wieczorem wina. Zrobiła ankietę sąsiedzką i tak poznała tę pierwszą. Wyniki ankiety zaniesie do biura prezydent Warszawy, a dla miejskiego biura kultury przygotuje projekt rewitalizacji społecznej pałacyku Konopackiego oraz swej części dzielnicy.
Ta trzecia jest prezydentem Warszawy. Choć niewiele wiemy o jej życiu prywatnym, jest symbolem realizacji marzeń, które po trochu podzielają pierwsza i druga bohaterka; utożsamia pożądane przez nie cechy. Jest silna, niezależna, ma władzę i pewność siebie. Ma kasę, męża, dzieci i karierę.
Jest silna, pewna siebie, niezależna i spełniona – nie znam warszawianki, która by taka nie chciała być. Każda z kobiet, które spotykam w stolicy i których rozmowy podsłuchuję – i te służbowe przy kawie, i te prywatne przy lampce wina czy wódce z tonikiem – każda o tym mówi lub sygnalizuje to językiem ciała. Pewnie w swoim zachowaniu, dążeniach i marzeniach nie różni się specjalnie od mieszkanki Paryża, Nowego Jorku, Krakowa czy Kielc. Marzy o tych samych co one cechach, tylko cele końcowe mogą być inne, tak jak środki, którymi będzie chciała je zrealizować.
A jednak jest warszawianką, mieszkanką stolicy: wszystkie oczy na nią. Musi brylować obyciem, sprytem lub też niewymuszonym luzem przed mieszkankami innych miast, nudną rodziną z Kielc i aspirującą kuzynką z Trójmiasta. To jej miasto najczęściej pokazują w telewizji, to ona jest na świeczniku. Nawet jak ma wszystko gdzieś i chodzi w klapkach i odrostach na głowie po ulicy Małej na Pradze, to w końcu jakiś filmowiec przyjdzie i zrobi „Rezerwat”. Nie ma lekko, cały czas przed kamerami.
Marzy mi się projekt: niech ktoś nałoży na siebie zdjęcia warszawianek w każdym wieku, z każdej dzielnicy, każdej profesji i każdej urody. Gdy znikną intymne szczegóły każdej z nich, a zostaną cechy charakterystyczne, okaże się, że warszawianka wcale nie jest taka wysoka jak w filmach, ma ciemniejszą, niż myśleliśmy karnację (pamiętajmy o warszawiankach – cudzoziemkach), raczej ciemne niż blond włosy, chodzi raczej na płaskim niż na obcasie, ma raczej zmęczone, choć błyszczące oczy, i lekko garbi się przez ciężką torbę. Ma brzuszek i cellulit, jej kobiecość, jej wady i atrybuty są nie do ukrycia, nieważne, ile karnetów na siłownię nosi w torebce i ile diet wypróbowała w tym roku. Jest starsza, niż mówi. I bardzo zmęczona.
Bohaterka pierwsza i druga patrzą na tę trzecią. Każda jej czegoś zazdrości. Bohaterka trzecia nie patrzy na pierwszą i drugą – patrzy na mężczyzn, bo wokół niej jest niewiele kobiet. Wbrew pozorom, niczym się od siebie nie różnią, a na styku: mieszkanka – aktywistka – polityczka mogą stworzyć nierozerwalny związek oparty na solidarności i wzajemnym szacunku kobiet.
Małgorzata Bocheńska, podczas jednego z salonowych spotkań na Saskiej Kępie, powiedziała: nie miłość, nie pokój, ale szacunek – respect, jak w piosence Arethy Franklin – to najważniejsze słowo świata.
RESPECT – jeśli będziemy miały go dla siebie, znajdziemy go też dla innych kobiet; jeśli znajdziemy go dla innych, może świat znajdzie go dla nas. Tego bym sobie życzyła – działania na styku: mieszkanka Pragi – aktywistka – polityczka, działania na styku prywatne – lokalne – publiczne. Otwieram dyskusję kobiet o kobietach i dla kobiet, o tym, co prywatne, publiczne, intymne i na pokaz, wulgarne, śmiałe, o tym, o czym się nie mówi, a powinno. Starania kobiet o własny pokój trwały długo: dziś własny pokój stał się normą i zdążyłyśmy się w nim umościć. Teraz czas z niego wyjść i głośno opowiedzieć o tym, co do tej pory zapisywałyśmy w pamiętniczkach.
Otwieram dyskusję, oddaję głos warszawiankom.