Szanowni Państwo, w tym roku przypada 100. rocznica urodzin Czesława Miłosza. Polskiemu nobliście przyznano zatem 12 miesięcy. Rok na przebojowe prezentacje, odważne reinterpretacje czy może po prostu przypomnienie twórczości autora „Zniewolonego umysłu” Rodakom o słabszej pamięci? Jakie będą wyniki hucznie zapowiadanego Roku Miłosza –ponowne odkrycie całej wielowymiarowości poety czy zmęczenie i przesyt?

Zapraszamy do lektury pierwszej odsłony Tematu Tygodnia poświęconego temu szczególnemu rokowi. Na początek dwie propozycje „Kultury Liberalnej”. Jarosław Kuisz szuka w eseistyce Miłosza języka do opisu doświadczenia środkowoeuropejskiego ostatnich lat. Przeglądając książki autora „Człowieka wśród skorpionów”, zastanawia się, czy dziś intelektualiści nie nazbyt szybko dali sobie wmówić, że ich misja została zakończona; czy Polacy wystarczająco przepracowali II RP i PRL, czy zastanowili się nad własną mentalnością sprzed i po 1989 roku. Z kolei Kacper Szulecki pokazuje energię intelektualną noblisty, posługując się między innymi fragmentami jego poezji. Ostrzega także, że jeśli nie wykorzystamy szansy, która płynie z ustanowienia roku Miłosza, „za kilka lat będziemy mogli nad snującym się wśród nas Miłoszem-zombie zawołać z przerażeniem: «stworzyliśmy potwora!»”.

Beata Stasińska wskazuje na niepokojącą tendencję do brązowienia autora „Ziemi Ulro” w Polsce po otrzymaniu przez niego Nagrody Nobla. Jako remedium wymienia obszary jego twórczości jeszcze prawie nieodkryte, warte zastanowienia: temat Polski wielokulturowej, polityka Józefa Piłsudskiego, loże masońskie … Katarzyna Grubek z Centrum Edukacji Obywatelskiej sprawdza listę obecności w szkole. Miłosz: obecny/nieobecny w programach nauczania? CEO zapowiada odejście od stereotypów. Na koniec Jerzy J. Kolarzowski z „Kultury Liberalnej” wskazuje na cały archipelag możliwych odczytań biografii autora „Zniewolonego umysłu”, od dyplomatycznej i politycznej, po heglowską, mistyczną i teologiczną.

Natomiast w Szybkim komentarzu Tomas Venclova odpowiada na pytanie, jak autor „Zdobycia władzy” analizowałby współczesną polską rzeczywistość..

Zapraszamy do lektury!

Redakcja



1. JAROSŁAW KUISZ: Zwykły człowiek
2. KACPER SZULECKI: Nadchodzi Miłosz-zombie
3. BEATA STASIŃSKA: Poety używanie
4. KATARZYNA GRUBEK: Obecny/nieobecny w szkole?
5. JERZY J. KOLARZOWSKI: Wstęp do biografii planetarnej


* * *

Jarosław Kuisz

Zwykły człowiek

W Europie Środkowej – a być może po prostu wszędzie – od poetyckich doznań zmysłowych, i zwykłej empatii, od prób zrozumienia bliźniego, kimkolwiek on jest i skądkolwiek pochodzi, od szacunku dla jego wolności do… polityki droga niedaleka.

Czy to naprawdę takie zdumiewające?

Czytając Miłosza, można dojść do wniosku, że mówienie w polskiej polityce o racji stanu bez gruntownej znajomości sąsiadów, bez zrozumienia „ducha” miejsc, w których żyją, bez odwiedzenia ich, bez wrażliwości na ich język i wytwory ducha… jest tylko uprawianiem literatury. I to literatury kiepskiej. Rekonstruuje się zwykle nie tylko wyobrażonych Żydów, Rosjan, Niemców, Ukraińców i Litwinów… Dzięki ich wyobrażeniom powstaje cieplutkie, złudne poczucie bezpieczeństwa na własnym podwórku. Wysoka temperatura współczesnych sporów niemało ma związku z tym, że można sobie na nie po prostu pozwolić.

Fikcyjna sielanka, czyli szczere zagubienie? Miłosz mówił o polskich głowach po 1989 roku: „Z jednej strony mamy pewien typ recepcji kultury zachodniej w jej najgorszej, najbardziej prymitywnej postaci, z drugiej – mentalność zapeklowaną, rodem z Rodziewiczówny. I stąd bezbronność młodego pokolenia, które otrzymuje popłuczyny z Zachodu”.

* * *

Czytając dalej Miłosza, można powiedzieć, że poczucie bezpieczeństwa i siła II RP czy Armii Krajowej w 1944 roku przed wybuchem powstania były więc czystą literaturą? Pułkownicy, powstańcy nierzadko byli poetami. Fantazjowano na temat Francji i Wielkiej Brytanii tak bardzo, że aż uwierzono w sojusze w 1939 roku. W cud w 1944 roku. O realnym świecie nie wiedziano nic, jak wspomina w „Rodzinnej Europie”. Literatura zastępująca politykę nie dawała bezpieczeństwa, lecz poczucie bezpieczeństwa. Różnica istotna. A czy dziś literaturą w najczystszej postaci, uprawianą na polu kapitalnej ignorancji, nie jest wyobrażenie o przyszłości Polski?

Czy lekcja z porażek II RP została odrobiona? Czy PRL został odfajkowany? Nie. Zamęt niszczy jasność myślenia w głowie jednego człowieka. Nawet spory o „Polskę Ludową” – w tym o niego samego – Miłosz potrafił skwitować nieoczywistym stwierdzeniem: „gdybym chciał żyć dłużej, to tylko po to, żeby naprawić zło, jakie wyrządziłem. A do niego należy wszelka poezja, która sprzyja polskiemu jękliwie – szlachetnie – patriotycznemu samodurstwu. Czy też na tę modłę może być recytowana. Niestety. (…) I nie żadne moje komunizowania, ale to właśnie, nawroty narodowej ortodoksji, jest plamą, której nie da się wyczyścić” („Rok myśliwego”, s. 246-247).

Przeszłość mogła być jednak zalążkiem przyszłości. Miłosz zachwycał się geniuszem niejakiego Władysława Ryńcy, który podczas II wojny światowej stworzył firmę transportową, w tajemniczy sposób funkcjonującą pomiędzy Wilnem – Mińskiem – Warszawą i został milionerem. Ryńca oficjalnie zajmował się dostawami dla wojska, a nieoficjalnie przekupywał Niemców, prowadził „ogromne operacje walutowe na czarnym rynku”, przewoził pieniądze i broń dla partyzantów, także ratował Żydów. Tak to widział Miłosz. Pisarz tłumaczył sukces firmy „geniuszem dyplomatycznym i brakiem narodowościowych przesądów”. I to zapewne do pewnego stopnia jeden z odcieni, bliskiej poecie, utopii tej części Europy, której „danej było zstąpić w „Jądro ciemności” XX wieku. Utopii, w której łatwy w Polsce zarzut „zdrady” wspólnoty wyobrażonej poprzedzałby rozsądny namysł. W 1986 roku podczas konferencji na University of Michigan Miłosz w odczycie poświęconym kulturze Europy Środkowej powiedział: „Starając się wydzielić te elementy, które są wspólne nam wszystkim, mówiącym językami naszego obszaru, uprawiając od dawna zaniedbane studia porównawcze naszego dziedzictwa, możemy przyczynić się do zmniejszenia narodowych konfliktów, nawet jeżeli dzień tak czy inaczej pojętej federacji środkowoeuropejskiej jest odległy” („O naszej Europie” w: „Realiści z wyobraźnią”, t. II, s. 529).

* * *

Czytając jeszcze dalej Miłosza, można zastanawiać się nad tym, jak umiarkowanie „świeże” są współczesne odsłony polskich sporów. O stosunku Polaków do Holokaustu pisał wtedy… gdy miał on miejsce.

Całe dziesięciolecia później w jednym z wywiadów na pytanie Ireny Grudzińskiej-Gross: „co to znaczy zdrajca?” Miłosz odpowiedział: „Kiedy odchodzi się od przyjętego myślenia, myślenia ziomkowskiego – to jest zdrada”. W takich „zdradach” widział sens przeciwstawiania się – jak się wyraził – „nawracającej martyrologii”, „postawie romantycznej” i „zamykaniu się w polskości”.

Nic dziwnego, iż znajdował zrozumienie dla książek Jarosława Marka Rymkiewicza, które przecież stały się głośne jeszcze za życia Miłosza.

„Polski sprzeciw” z Milanówka wydawał się konieczny i Miłosz nawet dziwił się, że „tylko jeden się taki pojawił (…) ze względu na sprawę szukania tożsamości wobec całkowitego ujednolicenia kultury czy cywilizacji w skali planetarnej…”. I dodawał: „Postawienie zapory przez marksizm się nie udało, a zresztą już PRL był pełen tych elementów, to przenikało stopniowo. Wobec tego powstaje pytanie o narodową tożsamość w tym układzie. Bardzo ważne pytanie”.

Dawny spór na wyżynach polskiej kultury, spór o dziedzictwo zanurzonych w PRL-u Aten i Jerozolimy, pomiędzy Herbertem i Miłoszem, zastąpił dziś nieco bardziej lokalny konflikt. Oto można wskazać na spór na linii Rymkiewicz – Miłosz, wyrażonej w postaci niepełnej, zalążkowej, lecz możliwej do zrekonstruowania. Autor „Trzech zim” pozostawił dostatecznie dużo wypowiedzi, by zdać sobie z sprawę z jego osądu:

„różnica między mną a Rymkiewiczem polega na tym, że ja, tak, niestety, jestem umysłem dialektycznym (…) nie, nie chcę całkowicie się poprawić, chcę przezwyciężyć zachowując…” („Dekada Literacka” 1994, nr 14-15).

Sam Miłosz niejednokrotnie podkreślał, że cierpi na instynkt buntu przeciwko „rozrzewniającej polskości”. Niemal w tym samym czasie, gdy Rymkiewicz publikował idylliczne (jak na warunki stanu wojennego) „Rozmowy polskie latem 1983 roku”, w 1984 roku Miłosz wygłosił kasandryczny odczyt „Szlachetność, niestety”:

„Najgorszym skutkiem wewnętrznej inwazji 13 grudnia 1981 roku nie jest policyjna gospodarka kulturą i rozbicie związków twórczych, ale właśnie obsesja moralnego obowiązku piszących, jeżeli nie zgodzą się na kolaborację. Gdyby nie została rozgromiona „Solidarność”, upolitycznienie straciłoby wkrótce swoją intensywność i powstałaby pewna równowaga pomiędzy obowiązkami artysty i obywatela. Raz jednak jeszcze La Pologne martyre przyciągnęła całą uwagę piszących, zazdrosna, zaiste, bogini” („Realiści z wyobraźnią”, t. II, s. 490).

* * *

Czytając jeszcze, jeszcze dalej Miłosza, można zastanawiać się nad tym, czy dziś intelektualiści nie nazbyt szybko dali sobie wmówić, że ich misja została zakończona. I że na przykład powinno się komentować ten czy inny lapsus przeciętnej osoby tylko dlatego, że… została politykiem. To nie są rzeczy błahe. Zupełnie tak, jakby do zajmowania się polityką zagraniczną czy ubezpieczeniami społecznymi nadawać się mogli przebojowi ignoranci. Obecnie główną winą większości intelektualistów jest to, że nie cenzurują takich bohaterów naszych czasów merytoryczną wiedzą – jednocześnie (warunek sina qua non) komunikowaną w zrozumiały sposób obywatelom-wyborcom. Lamentowanie nad „upadkiem sfery publicznej” może wydawać się zwyczajnym szukaniem usprawiedliwień. Miłosz w kolejnych książkach miał tendencję do obwiniania siebie. Nie bez dumy jednak to tu, to tam podkreślał, że do Nagrody Nobla doprowadziła go także niezwykła pracowitość.

Nadzwyczajnie aktualne wydaje się w „Alfabecie” Miłosza hasło „głupota Zachodu”. Poeta tłumaczy, że cierpiał i na ten kompleks, który – żyjąc, było nie było, poza krajem – musiał w sobie przezwyciężyć. Wreszcie zdał sobie sprawę, że owa głupota jednak istnieje. Oznacza ona jednak „wyobraźnię zwężoną” – broniącą się „przed uznaniem świata za system naczyń połączonych, jak też nie umie wydostać się poza to, co znajome”.

Czy, aspirując do Zachodu, przejmując gotowe receptury myślenia również o polityce, udało się uniknąć przejęcia także owej „wyobraźni zwężonej”? – niech każdy odpowie we własnym sumieniu.

* * *

Odkładając na bok książki Miłosza…

Pozostajemy z propozycją postawy chwiejnej, niedoskonałej, aspirującej do szczerości. Autor „Rodzinnej Europy” uważał, że wobec świata ludzi najlepiej stosować podejście dialektyczne. Wobec opinii większości, autorytetów czy ideologii należy pozostawać sceptycznym.

I zachłannie poznawać świat, pozostając na obszarze języka polskiego. Ze wszystkimi konsekwencjami… Tak wracamy do punktu wyjścia. Odkrywamy konieczność:

„W Polsce na dobrą sprawę nigdy nie było literatury apolitycznej, więc jeśli ktoś należy do literatury polskiej, to w tym sensie musi być także pisarzem politycznym”.

Aż pojawia się pokusa, by retorycznie zapytać, czy przynajmniej dobra poezja może być warunkiem dobrej polityki…?

Cóż, zresztą poezja…

„…tak naprawdę chciałem bogactwa, wina, kobiet, takich rzeczy świeckich. Niekoniecznie poezji” – powiedział tuż przed śmiercią.
[„Przekrój” 2002, nr 8].

* Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”

Do góry

* * *

Kacper Szulecki

Nadchodzi Miłosz-zombie

Czesław Miłosz na pewno nie stanie się „intelektualnym trupem”. Energia wkładana w ciągłe utrzymywanie jego twórczości – i osoby jako symbolu – przy życiu jest jak piorun dla stwora Frankensteina. Energia ta, trzeba zaznaczyć, jest zarówno pozytywna, jak i negatywna. Niestety, coraz mniej w tym wszystkim głosu Miłosza, a coraz więcej w różnym stopniu udanych jego interpretacji. Dlatego Rok Miłosza jest szansą: być może obchody nie doprowadzą do przesytu – zarówno twórczością, jak i osobą pisarza – lecz do pewnego przesilenia. Pozwolą one odkopać całą wielowymiarowość poety. Jeśli nie, już za kilka lat będziemy mogli nad snującym się wśród nas Miłoszem-zombie zawołać z przerażeniem: „stworzyliśmy potwora!”.

Późniejsza moja matka. Uczyła czytać i pisać.
W jakim języku? Polskim oczywiście,
Który był dla niej, czym dla rodowitej Bretonki francuski.

Czesław Miłosz „Rok 1911”, 1988.

Polacy są rzekomo narodem poetów: podobno mamy niespotykany w świecie odsetek piszących wiersze na tysiąc mieszkańców. Nawet liczby bezwzględne sytuują Polskę w czołówce faworytów Erato i Euterpe. Z odbiorem poezji chyba już jednak nie jest tak dobrze – zgodnie z hasłem: „wszyscy piszą, nikt nie czyta”.

Przysięgałeś, że nigdy nie dotkniesz
Ran wielkich swego narodu,
Aby nie zmienić ich w świętość, co ściga
Przez dalsze wieki potomnych

Czesław Miłosz „W Warszawie”, 1945.

Nagroda Nobla na pewno ratuje twórczość Czesława Miłosza przed zapomnieniem. Nie ratuje jej jednak przed wulgaryzacją odbioru. Ta jest zarówno wynikiem ogólnego zaniku kompetencji w przyswajaniu poezji, jak również politycznych gier poetami. Jak przebiega taka wulgaryzacja, doskonale pokazuje przykład ewolucji odbioru poezji Zbigniewa Herberta, a raczej praktyczny zanik tego odbioru, gdyż Herbert czytany jest już niemal wyłącznie przez pryzmat swojej późnej publicystyki. Z tej perspektywy za reprezentatywny dla całej twórczości wiersz uważa się „Przesłanie Pana Cogito”, prezentowane niemal jako manifest lustracji albo chociaż ilustracja prolustracyjnego nastawienia.

…Poszli we trójkę na kolację do państwa Carpenterów, którzy między innymi tłumaczyli Herberta. Tam bardzo mocno pili. I oczywiście rozmawiali o Polsce. Bo wtedy ciągle się rozmawiało o Polsce. Wreszcie, kiedy już byli mocno pijani, Miłosz zaczął te swoje prowokacje o przyłączeniu Polski. Myślę, że dla żartu drażnił się ze Zbyszkiem. Ubóstwiał żartować, a wiedział, że Zbyszek jest w takich sprawach bardzo pryncypialny. Nieskończenie poważnie przeżywał cały dramat Polski od wybuchu wojny. Wszystko, co jakkolwiek godziło w jego uczucia do kraju, w jego oczach przybierało specjalne rozmiary. I wtedy nastąpił wybuch.
Z Katarzyną Herbert rozmawia Jacek Żakowski, „Gazeta Wyborcza”, 2001.

Życie dało Miłoszowi jeszcze sześć lat na obronę swojej poezji, ale wulgaryzacja odbioru jego dzieła szybko zaczęła nadrabiać stratę do Herberta. Wszystko to, aby zrobić z obu pisarzy symbole polityczne: z Herberta – Poetę Prawicy, z Miłosza – Poetę Lewicy. Ta dychotomia, jakkolwiek wywiedziona w pewnym stopniu z rzeczywistych stanowisk politycznych obu twórców, jest krzywdząca, bo zupełnie spłaszcza ich dzieło. Trzeba nie lada intelektualnej gimnastyki, by wywieść ją z samej poezji. Wynika ona z selektywnego i wadliwego, retrospektywnego podejścia do biografii oraz wypowiedzi poetów i pewnie z biegiem czasu – będzie się tylko umacniać.

…Włodzimierz Majakowski, Louis Aragon, Pablo Neruda, Jean-Paul Sartre, Zygmunt Bauman, Mieczysław Jastrun, Władysław Broniewski, Antoni Słonimski, Julian Tuwim, Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, Adam Schaff, Tadeusz Kroński… Ta lista naprawdę nie jest listą proskrypcyjną, to raczej lista chwały, znajdują się przecież na niej tuziny noblistów i setki rektorów wyższych uczelni…
Żaden z nich nie znalazł się jednak, ani na chwilę, w klatce Ezry. W klatce Ezry znaleźli się jedynie … intelektualiści kolaborujący z nazizmem lub faszyzmem. Znaleźli się tam wyłącznie dlatego, że nazizm i faszyzm przegrały. Zatem, czy wydane na nich wyroki mają cokolwiek wspólnego ze sprawiedliwością?

Cezary Michalski, „Arcana”, 1999.

Ten dziwaczny pośmiertny pojedynek à la Gombrowicz, w którym stają naprzeciw siebie noblista i antynoblista, świadczy jednak o najbardziej doraźnej aktualności Miłosza. Istotą tego sporu jest stosunek do komunizmu i stosunek do polskości. O ile ten pierwszy jest głównie tematem Miłosza-eseisty, drugi obecny jest także bardzo silnie w poezji. Możemy być raczej spokojni: bój „liberała” Miłosza z „nacjonalistami” i wbijanie szpilek w narodowy balon będą trwały nadal.

…niedługo przed maturą zostałem wciągnięty do organizacji konspiracyjnej. Konspiracyjnej to nie znaczy rewolucyjnej. Liberałowie, przestraszeni wpływami nacjonalistów w szkołach, szukali środków przeciwdziałania… Troską oświeconych kół, złożonych głównie z profesorów uniwersytetu, była ciągłość liberalnej elity… Klub był demokratyczny i towarzyską poprawność tępił drwiną. Z anarchii i z pokazywania języka wszelkim powagom czerpał tytuł do zasług… Konserwatywne odruchy nakazywały wielu współczesnym nieufność wobec wszystkich demokratów i liberałów, jakby w zerwaniu z automatycznym posłuszeństwem hasłu: „Bóg i Ojczyzna” zawierał się marksizm nieuświadomiony.
Czesław Miłosz „Rodzinna Europa”, 1958.

Jego funkcja Autorytetu Noblem Podszytego nadaje się doskonale do użycia jako wytrych do rewizji polskiej narodowej mitologii – i tej romantycznej, i tej faszyzującej. W sporze o nową książkę Jana T. Grossa i Ireny Grudzińskiej-Gross ktoś pewnie wyciągnie „Campo di Fiori”. Przy tej okazji Miłosz może liczyć na reinkarnację, być może z czasem na osiągnięcie pełniejszego zrozumienia niż za życia.

Żydzi przyczynili się do zawiązania we mnie kompleksu, dzięki czemu już w młodym wieku byłem stracony dla prawicy… Moje uczulenia na wszystko, co ma zapach „narodowy”, i rodzaj fizycznego wstrętu do ludzi wydzielających ten zapach zaważyły silnie na moich losach.
Czesław Miłosz „Rodzinna Europa”, 1958.

…te wszystkie. Miłosza paszkwilanckie oceny polskości doprowadzały go nieraz do patologicznych stanów duchowych, kiedy to marzył o totalnym zniszczeniu Polski.
Jan Majda „Wisława Szymborska, Karol Wojtyła, Czesław Miłosz”, 2002.

Rok Miłosza to naprawdę wyjątkowa okazja, by jeszcze raz przetrawić całość dorobku pisarza. Poza wątkami politycznymi warto na nowo odkryć to, co Miłosz miał do powiedzenia o tożsamości, pamięci, człowieczeństwie, przemijaniu, myśleniu religijnym czy roli teologii. Zwłaszcza w tym ostatnim wątku – oraz w Miłosza wyjątkowym stosunku do katolicyzmu – narodowo-katoliccy krytycy, celujący w wyciąganych z kontekstu zdaniach, znajdą kamień, na którym złamie się ich kosa.

…laureat Nobla przyjmowany jest w kraju jako pisarz narodowy, a z tym pojęciem wiąże się polskość, ze wszystkimi tradycyjnymi uwarunkowaniami, jak katolickość, jak współodczuwanie wszystkich narodowych tragedii, jak obywatelskość i społeczno-polityczne zatroskanie o losy narodu. W esejach Miłosz jest w ciągłym konflikcie z polskością.
Bożena Chrząstowska „Poezje Czesława Miłosza”, 1992.

Przez swoje heretyckie skłonności pozostałem do głębi katolikiem, w tym sensie, że przechowywałem w sobie całą historię Kościoła, i na przykład sobór nicejski 325 roku, który potępił gnozę i arianizm, nie był dla mnie wcale datą abstrakcyjną. Odporność moją na płytkie na ogół argumenty postępowo-ateistyczne można porównać do lekceważenia, jakie miłośnik szachów okazuje grze w durnia.
Czesław Miłosz „Rodzinna Europa”, 1958.

Aby Rok się udał, spełnić musi dwa podstawowe warunki. Po pierwsze, wyrwać Miłosza ze strumienia dość prostackiej i często wynikającej z nieporozumień politycznej krytyki. Po drugie, uniknąć pośmiertnego wykuwania go w granicie jako XX-wiecznego Wieszcza. Za życia bronił się przed tym sam, jednak teraz to inni muszą pilnować, by z ironicznego, buntującego się przeciw światu i autorytetom intelektualisty nie uczynić Wyroczni. Status nietykalnej Wyroczni oznacza bowiem śmierć chyba jeszcze gorszą niż ewoluowanie w polityczne zombie.

Odpierając, czy antycypując, polityczne ataki, okopałem się na zdecydowanie zbyt politycznych liniach. To jedynie uzmysławia, jak łatwo „zgubić” Miłosza, z jego unikalnym dystansem do rzeczywistości, w którą był zarazem tak mocno zaangażowany. Chwytał bezsensy i śmieszności świata, obśmiewał je bezgłośnie – bez hałaśliwości Gombrowicza i rubaszności Gałczyńskiego. Za to z wyrozumiałością dla ludzkiego błądzenia, która tak denerwuje jego krytyków. Był błaznem dwudziestego wieku, ale takim matejkowskim, zafrasowanym i bardzo poważnie traktującym swoją rolę.

Przyzwyczaiłaś się do nowych, mokrych, zim,
Do willi, gdzie krew niemieckiego właściciela
Zmyto ze ściany i nie wrócił nigdy.
Ja też wziąłem tylko co można, i miasta, i kraje.
Nie wstępuje się dwa razy w to samo jezioro
Po dnie wysłanym olchowymi liśćmi,
Łamiąc jedną wąską pręgę słońca.

Czesław Miłosz „Elegia dla N.N.”, 1974.

* Kacper Szulecki, doktorant na uniwersytecie w Konstancji w Niemczech, zajmuje się zjawiskiem środkowoeuropejskiego dysydentyzmu. Członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

Do góry

* * *

Beata Stasińska

Poety używanie

Czesław Miłosz nie podlega regule wyrażonej przez Doris Lessing: „Klasycy są bezpieczni. Wolno ich czcić, bo już nie żyją”. Nie podlega jej nie tylko dlatego, że jest autorem dwudziestowiecznym, więc bardziej narażonym, czy jak kto woli, podatnym na zabiegi odbrązowiania, mumifikacji, działań naprzemiennych, aż po zapomnienie i miejsce w muzeum literatury. W końcu rejwach wokół osoby i pomnikowanie Zbigniewa Herberta zrobiły swoje – ciekawe, za ile lat autor „Potęgi smaku” zostanie na nowo odkryty i jak będzie czytany?

Z Miłoszem sprawa jest trudniejsza. W wypadku recepcji jego twórczości, nieśmiertelny zabieg czytelników, polegający na politycznej jej redukcji, jest czymś od powojnia przynależnym. Jeśli w dodatku czytelnik jest u władzy, czy to politycznej czy medialnej, redukcja okazuje się jeszcze większa. Duch czasu, podobnie jak czytelnik u władzy, nie bywa tu pomocny. Zazwyczaj gwałtem na pismach ważnego pisarza odciska się lub choćby próbuje odcisnąć.

Nie chcę tu wracać do przebrzmiałej i jałowej już dziś dyskusji na temat wyjazdu Miłosza z Polski i domniemanego rozliczenia autora z jego lewicowości. Zdam się na wspomnienia z czasów studenckich, kiedy to Miłosza czytywało się w wydaniach bądź samizdatowych, bądź Instytutu Literackiego w Paryżu. Ci, którzy znali jego wiersze na pamięć, dostępowali prawie miana opozycjonistów. Ich gust i słuszne poglądy potwierdziła Nagroda Nobla dla poety w 1980 roku.

Pamiętam przyjazd Miłosza do Polski i jego pierwsze spotkanie z czytelnikami w studenckim klubie Stodoła. Pamiętam nasz nabożny stosunek do autora „Zdobycia władzy” i „Zniewolonego umysłu”. W cichości wielu z nas mianowało go antykomunistyczym wieszczem. Nie byliśmy uważnymi czytelnikami, tak jak obecni w sali esbecy nie byli wystarczająco dobrze zorientowanymi w światku młodych krytyków i naukowców urzędnikami. W ich raportach było tyleż błędów rzeczowych – od nazwisk począwszy, co nadużyć interpretacyjnych w recenzjach adoratorów poety.

Chcieliśmy – my, młodzi poloniści, i nie tylko my – Miłosza mieć na sztandarach. Chcieliśmy gościć go jak Zbigniewa Herberta na studenckim strajku jesienią 1981 roku. Chcieliśmy, by jak Herbert wówczas, wyzłośliwiał się, nie powiem, z dużym poczuciem humoru (nagranie pewnie jest w archiwach MSW) na temat partyjnych funkcjonariuszy i wysługujących się komunistycznej władzy inteligentów.

Miłosz po raz drugi przed stanem wojennym do Polski nie przyjechał. Zostało nam wspomnienie spotkania w Stodole: nasza czołobitność, z przejęciem stawiane pytania, dystans poety, z jakim przyjmował hołdy, przerywany żywszym spojrzeniem na widok urodziwych studentek. Krytyczny wobec swych amerykańskich studentów poeta być może czekał na jakiś pozbawiony sztucznej powagi wybryk czy przejaw młodości z naszej strony. Nie rozumiał i karcił swoich studentów z Berkeley za ich hipisowską niedojrzałość na cudzy koszt, ale w Warszawie sprawiał wrażenie kogoś, kto zwiałby z cokołu, na jakim go widzieliśmy, na jakieś wagary. Nie umiem powiedzieć, czy czuł się przez swych rodaków w kraju zredukowany. Wiem jedynie, że redukowany na nasz patriotyczno-antysystemowy użytek był.

Czas stanu wojennego do pewnego stopnia ten rodzaj recepcji zakonserwował. Redukcja i bezkrytycyzm. Szczęśliwie coraz więcej książek autora „Ziemi Ulro” miało swoje krajowe wydania, rzeka miniaturowych edycji paryskiej „Kultury” płynęła do Polski prawie nieprzerwanie. Czasu na czytanie w tej beznadziei schyłkowego komunizmu mieliśmy mnóstwo, toteż nie sposób było nie zacząć jakiejś rewizji błędnych wyobrażeń na temat czy to światopoglądu Miłosza, czy chybionych interpretacji konkretnych utworów. Przede wszystkim sam Miłosz z kolejną przeczytaną książką wytrącał choćby na chwilę z takich kolein. Lewicowy antykomunista? Fascynacja Blake’em i Swedenborgiem? Niechęć do ludowo-rytualnego, sterowanego przez purpuratów katolicyzmu? Impregnowany na polskie pseudo-elity? Wieczny indywidualista o lewicowej wrażliwości społecznej? Oddający sprawiedliwość polskim wolnomyślicielom? Żałoba po żydowskim bracie?

Miłosz stawał się coraz bardziej „nieobjęty”. Zaskakiwał swoim czytaniem mistyków, przekornym stosunkiem do polskiego romantyzmu, wolnością budowania nowych kanonów. Nie nadążaliśmy za nim, by w latach 90. dyżurnie jeszcze jakiś czas nie wstawać z kolan i zachwycać się wszystkim, co skapywało z pióra starego mistrza (vide: opinie o „Piesku przydrożnym” jako arcydziele) i by wreszcie dać prawo wydawania sądów pseudointelektualnym opluwaczom i politycznym miernotom. Z niewiary w słowo?

Szczytem sprzeniewierzenia się temu, czym Miłosz stoi, okazał się kiepski teatr, jaki autorowi „Traktatu moralnego” zgotowali rodacy, gdy umarł i bronić się słowem nie mógł. Absurdalny pochówek i to jakże polskie, groteskowe potrząsanie ludzkim truchłem zamiast żałobnego milczenia i szacunku. Po każdej stronie.

Miłosz okazał się przebrzmiały? Zbędny? Gdy setna rocznica urodzin poety wymusza festiwalowe formuły i dyżurne gesty, łatwo o taką refutację. Zwłaszcza ze strony młodszego, mającego może jeszcze resztki przekory pokolenia. Ale przekora bywa twórcza, więc niechby była chociaż przekora, dowód żywego stosunku do wieszcza i jego wiersza.

Nad tym, co z Miłoszem robiła, robi czy zrobić zechce polska prawica, szkoda się zatrzymywać. Tu niestety nic się nie zmieniło. Jej „kulturalna jałowość” panuje nieprzerwanie od czasu, gdy jej Miłosz doświadczył przed wojną, a po wojnie opisał. I poeta padał, pada, będzie padał ofiarą ciągle tych samych argumentów, twardych i prostych w działaniu jak cepy, których miejsce od dawna jest w muzeum. Pozostaje tylko wyrazić żal. I raczej powstrzymać się od nazywania tego zniewoleniem umysłu, bo to jednak nie to samo co umysłowe lenistwo.

Większy problem z Miłoszem zdaje się mieć polska nie-prawica. Celowo używam takiego określenia na opisanie tego, co lewicowe być nie chce lub nie ma odwagi, a do prawicy nie zgłasza politycznego i światopoglądowego akcesu. Dla polskiej nie-prawicy Miłosz powinien być niewygodny. Nie tylko dlatego, że bardzo użyteczna formuła „zniewolonego umysłu” może być nader poręczna w próbach opisu swoistej bezideowości cechującej nie-prawicę. Bezideowość można potraktować jako rodzaj umysłowego zniewolenia, prostą drogę ucieczki od politycznej deklaracji i działania, czyli przejaw politycznego tchórzostwa.

Na użytek tych rozważań warto z jednej postaci uczynić papierek lakmusowy poglądów nie-prawicy i jej ewentualnego stosunku do Miłosza. Niechże tą postacią będzie, dajmy na to, Józef Piłsudski. Co Miłosz sądził na jego temat, łatwo wyczytać. I warto. Jaki stosunek ma, mogłaby mieć polska nie-prawica do Piłsudskiego, jest pytaniem ciekawym. Weźmy na przykład taki ważny dla społeczeństwa temat jak relacja państwo – Kościół. I brnąc dalej w tę paraliteracką zabawę, wyobraźmy sobie Józefa Piłsudskiego versus współczesny Episkopat Polski, negocjujących konkordat.

Bawmy się dalej i wyobraźmy sobie Polskę, która przestaje być narodowym i religijnym monolitem, bo przyjeżdżają do niej żyć i pracować prawosławni Słowianie, muzułmanie z Pakistanu, wyznawcy Konfucjusza z Chin czy buddyści z Korei. Koncept polityczny Piłsudskiego, który odpowiadał na wyzwanie wieloreligijnego i wielonarodowościowego państwa, wydaje się tu jeśli nie użyteczny, to na pewno wart zastanowienia. Miłosz oddaje mu sprawiedliwość, wspomina jednak przedwojenną Polskę, zdając sobie sprawę z jej trudnych problemów, jak choćby niewładająca językiem polskim ludność żydowska, polski antysemityzm i wspólne polskiego rządu i organizacji żydowskich próby szukania rozwiązań.

Miłosz, ceniący wolną myśl, oddaje też w wielu miejscach sprawiedliwość polskim masonom, bez których wiele reform nie zostałoby zainicjowanych. O intelektualnym i twórczym fermencie, jaki nam polscy wolnomyśliciele szczodrze serwowali, nie wspominając. We współczesnej Polsce ciągle masonami straszy się dzieci i babcie kościelne, więc choćby dlatego warto wrócić do Miłosza. Miłosz w końcu sympatyzuje z polską lewicową inteligencją, ale nie bez powodu pisze „Człowieka wśród skorpionów”. Pewnie sam do pewnego stopnia był jej przykładem, z czym dziś wielu jego czcicielom trudno się pogodzić. Nie odżegnując się od lewicowości, odrzucał to, co Dorris Lessing nazwała lewicowym pakietem: tandetnie podany zestaw składający się z idei postępu, materializmu, powierzchownej troski o rasę ludzką, odrzucenia wiary w Boga i wiary w rewolucję.

Końca zabawy z Miłoszem w ręku i w Miłosza nie widać. Jedno jest pewne: im dalej, tym Miłosza coraz trudniej poddawać redukcji.

* Beata Stasińska, wydawczyni, redaktorka, animatorka kultury.

Do góry

* * *

Katarzyna Grubek

Obecny/nieobecny w szkole?

Gdyby sprawdzić listę obecności w szkole, to odpowiedź ze strony Czesława Miłosza brzmiałaby – „obecny”. Ale należałoby jeszcze zapytać o charakter tej obecności: czy pisarz pojawia się często i bywa tylko na języku polskim, czy może także na innych przedmiotach?

W podstawie programowej języka polskiego – zarówno w gimnazjum, jak i w liceum – wskazana jest praca nad wybranymi wierszami poetów XX wieku, w tym Miłosza. W ramach programu rozszerzonego w liceum pojawia się jeszcze możliwość pracy z uczniami nad wybranym esejem Miłosza. Bywa niestety, że na literaturę współczesną brakuje nauczycielom czasu.

Rok Miłosza jest dobrą okazją, aby było go w szkole więcej. Nie tylko na lekcjach języka polskiego, ale również historii czy wiedzy o społeczeństwie: wszak byłby dobrą propozycją tekstów pomocniczych, po które można sięgnąć przy okazji omawiania okresu międzywojennego czy PRL. Dlaczego nie korzystać na przykład z „Wyprawy w Dwudziestolecie” czy ze „Zniewolonego umysłu”?

Dlatego też Centrum Edukacji Obywatelskiej i Wydawnictwo Szkolne PWN – instytucje działające na polu edukacji – połączyły siły i przygotowały program „Miłosz odNowa”. Postawiliśmy sobie ambitne zadanie: zachęcić do czytania Miłosza, do podjęcia wysiłku poznania jego twórczości i biografii, do dyskusji nad nierzadko trudnymi kwestiami, o których pisał. Zespoły szkolne, które zgłoszą się do programu, będą pracowały nad projektami o tematyce tożsamości i pamięci, do których Miłosz często powraca w swoich tekstach. Nauczycielom dostarczymy materiały dydaktyczne: scenariusze lekcji, teksty pisane przez ekspertów do wykorzystania podczas zajęć z młodzieżą. Zaprosimy również na konferencje i warsztaty, gdzie będziemy rozmawiali o sposobach pracy z tekstami Miłosza, o trudnościach, jakie się z tym wiążą. O tym, czy Miłosza jest w programie nauczania za mało, a może tyle, ile trzeba. Ale również: jak rozmawiać z młodzieżą o poezji, jak ustrzec się wykuwania w granicie kolejnego pomnika do przesady dookreślonego w swym kształcie, po postawieniu którego otrzepuje się ręce z poczuciem spełnionego obowiązku.

Czy Rok Miłosza zagości w polskich szkołach? Jako organizatorzy programu podejmujemy wszelkie starania i liczymy na odpowiedź ze strony nauczycieli, bibliotekarzy oraz młodzieży. Czy sięgną po dodatkowe lektury, inne niż utwory z podręczników szkolnych? Choćby po „Rodzinną Europę”? To trudna lektura, wprowadzenie do skomplikowanej historii opowiadanej przez pryzmat biografii. Kolejnym krokiem dla uczestników naszego programu powinno być poznanie Miłosza pytającego o własne ja: kim jestem, co mnie określa, czy znam historię swojej rodziny i miejsca, w którym żyję?

Może podczas lokalnych prezentacji uda się włączyć w ten proces osoby postronne? Z okazji rocznicy urodzin poety, wzorem Festiwalu Miłosza organizowanego w Krakowie, chcemy zachęcić młodych ludzi i ich opiekunów do przygotowania lokalnych, mniejszych świąt twórczości Miłosza. Podpowiemy, w jaki sposób je zorganizować, podając przykłady konkretnych działań z literaturą w roli głównej. Sięgniemy po sprawdzone wzorce wydarzeń w przestrzeni publicznej – choćby Miasta Poezji w Lublinie. Poezja na ulicy, w prywatnych mieszkaniach, działania akcyjne, instalacje czy debaty. Podsumowaniem programu będzie konferencja i warsztaty w Krasnogrudzie – w Międzynarodowym Centrum Dialogu, które powstaje staraniem Fundacji Pogranicze na terenie należącym do rodziny Miłosza. Wtedy też wrócimy do pytania „Miłosz obecny/nieobecny w szkole?”.

** Katarzyna Grubek, koordynatorka programu „Miłosz odNowa” realizowanego wspólnie przez Centrum Edukacji Obywatelskiej i Wydawnictwo Szkolne PWN w ramach Roku Miłosza.

Do góry

* * *

Jerzy J. Kolarzowski

Wstęp do biografii planetarnej

Polscy nobliści i rachuba lat. Rok 2011 został ogłoszony rokiem Marii Skłodowskiej-Curie (w stulecie otrzymania indywidualnej nagrody Nobla) i rokiem Czesława Miłosza (w stulecie urodzin). Skłodowska-Curie, spełniony naukowiec, dwukrotna laureatka nagrody Nobla, odkrywczyni pierwiastków promieniotwórczych, reprezentuje ciekawe połączenie dwóch ról: jednej z pierwszych uczonych i wyemancypowanej kobiety – żony, matki, kochanki.

Czesław Miłosz, z wykształcenia prawnik, dziennikarz radia Wilno, poeta, pisarz z pokolenia II awangardy, który w latach 1949–1991 żył i publikował na emigracji – najpierw w Paryżu, a później kalifornijskim Berkeley, gdzie kierował katedrą literatur słowiańskich. Sfinksowa postać polskiej literatury XX wieku ma wiele twarzy: tytan pracy, lekko lewicujący intelektualista, osoba spierająca się z siłami zawężającymi patriotyzm do złych jakości narodowej chwalby1, wielki auto-ironista2, gnostyk-rekonstruktor, a także odnowiciel treści spirytualistycznych i szerzej metafizycznych w literaturze światowej. Ostatnie z wymienionych pól aktywności pisarza zasługuje na wnikliwy ogląd i szczególne zainteresowanie. Jest to obszar trudny i niebezpieczny, bo kwestionujący utarte schematy myślenia, wkraczający na terytorium tradycyjnie zarezerwowane do wyrażania sacrum, przestrzeń dla wielu ludzi niezrozumiała, niedostępna, odrzucana w momencie spotkania.

Idee i ich konsekwencje. W cywilizacji zachodniej religia, filozofia i sztuka to odwieczne obszary konsumpcji. Są to jednak treści, których wyraziciele mają boskie ambicje: pragną przemienić wnętrze odbiorców, przebudować ich naturę, wyżłobić głębię psychiczną, co najmniej nie pozostawić obojętnymi, a najlepiej – w istotny sposób zmienić. Zmiany cywilizacyjne, wydłużenie czasu ludzkiego życia, odwieczne namiętności i zmieniające się formy życia społecznego stanowiły i nadal będą stanowić szczególne wyzwanie dla trzech – mówiąc językiem Hegla – dziedzin przejawiania się ludzkiego ducha: religii, filozofii i sztuki. Niepielęgnowana religijność może stać się dla jednostki ludzkiej zabawką z dziecinnego pokoju – najpierw ukochaną, a potem porzuconą i zapomnianą. Filozofia często bywa narzędziem intelektualnej i politycznej przemocy, zamiast dyscypliną, w obrębie której należy oddawać się ćwiczeniom duchowym. Natomiast sztuka, choć łączy zabawę i przyjemność zmysłową z wyższymi aspiracjami, w rękach trickstera może ulegać procesom nieodwracalnym – zniszczeniu materii i destrukcji sensów. Twórczość Miłosza można interpretować jako niezwykłe pogranicze, linię zmagań świadka XX stulecia z anty-autorytarną metafizyką, uzupełniającą co prawda prawa natury, lecz w sposób wykluczający zbudowanie systemu. Jest to więc metafizyka na użytek poezji, a nie filozofii czy religii. Przedwojenny krytyk Stefan Napierski, silnie związany z tradycjami modernizmu, zapisał w recenzji z tomu „Trzy zimy”:

Dlatego poezja jest dlań aktem pokuty, pokuty tych, których znamionuje straszliwa zbójecka nienawiść ludzi, którym nie było dane pożywać z drzewa wiadomości złego i dobrego – którzy, słowem, zawahali się u progu tej cywilizacji, co wywodzi się z chrztu. Cywilizacja ta pozwala nam przetrwać, mimo wszystko. Miłosz wstrzymał się w pół drogi i dał się podciągnąć nieobjętym horyzontem halucynacji, które tak silnym jak on talentom pozwalają niekiedy tworzyć arcydzieła. I oto tego klasyka uwikłanego w fantasmagorie, nie przestaje pożerać olbrzymia tęsknota za oczyszczeniem.
Ateneum, 1938, Nr 1 3

Miłosz-gnostyk, Miłosz-heglista (czytelnik i wyznawca w takim stopniu, w jakim daje świadectwo osobistych alienacji), polski poeta urodzony na Litwie, tłumacz Ewangelii wg św. Marka, Apokalipsy św. Jana i kilku ksiąg Starego Testamentu ze starogreckiego, na dobre i złe zadeklarował swe przywiązanie do katolickiego wychowania, odebranego w dzieciństwie i wczesnej młodości w małym majątku ziemskim nad brzegami Niewiaży (rzeki, która podobnie jak Wilia jest prawym dopływem Niemna). Mimo wątpliwości i wielu zmagań utrzymał zainteresowania kwestiami religijnymi, także jako student Uniwersytetu im. Stefana Batorego. Uniwersytet ten został założony przez jezuitów w XVI-wiecznym Wilnie w celu podjęcia walki z szerzącą się w tej części Europy reformacją.

Metafizyka Miłosza pozostaje projektem silnie odrębnym, ale nie zamkniętym, osobnym i antyfinalistycznym, projektem na wskroś literackim, przypominającym wieczny plac budowy, na który ciągle trzeba przywozić dodatkowy surowiec. Można porównać ten projekt do drabiny wznoszonej ku niebu, z coraz mniejszymi szczeblami. Jego poezja wkroczyła do języka polskiego, a użyte sformułowania stały się częścią mowy potocznej. Jego wysiłki metafizyka nie przekonały polskich klerków, pozostając dla wielu z nich autobiograficznym monologiem, poezją naiwną, w najlepszym razie opowieścią kogoś oczekującego na odejście w „Drugą przestrzeń”4, na tamten świat; tak jak nieraz można, mimo woli, wysłuchać opowieści ludzi oczekujących na wizytę u lekarza. Stąd też tym bardziej należy zapytać, na czym polega projekt metafizyczny Miłosza, jakie są jego części składowe, z czego został zbudowany? Jest to temat na kilka sesji naukowych i zapewne wart poświęcenia mu niejednej rozprawy monograficznej 5, ale może warto choć na chwilę odgarnąć zakrywającą go zasłonę.

α) Jedność bytu i logosu to jedno z pierwszych i zarazem fundamentalnych założeń metafizyki, swymi korzeniami sięgające do najdawniejszych filozofów greckich – do presokratyków. Zasada ta w pewnych okresach stawała się szczególnie ważna dla sztuki i literatury6. Czesław Miłosz poświęcił jej wiele miejsca w licznych utworach poetyckich, niekiedy zaś wprost odsyłał do źródeł, cytując Heraklita czy Anaksymandra. Najdoskonalszym poetyckim eksplanandum tej zasady była przed Miłoszem poezja staroirlandzka, niektóre japońskie haiku i początkowa twórczość rosyjskich akmeistów.

β) Dla Greków, Celtów i Maorysów świat magiczny ma dwie zasadniczo odmienne postaci, jakby dwie powierzchnie: zupełnie jawną i ukrytą. Tylko Demiurg wcielony w artystę, myśliciela lub świętego może przechodzić z jednej strefy do drugiej. Poeta zaś ma zadanie trudniejsze: utrwalając doświadczenie zbiorowe, stając się skarbnicą pamięci, może uczyć następne pokolenia, kiedy i w jakich okolicznościach opuszczać sferę mroku, by znaleźć się w światłości, ale i – odwrotnie – jak żegnać światłość, choćby w imię odmierzania płynącego czasu.

γ) Czas jest przekleństwem człowieka, płynie wolniej w młodości i szybciej na starość. Nie można zatrzymać czasu – ciągle, w każdej sekundzie przyszłość przelewa się do przeszłości. Te rzadkie chwile, kiedy mamy wrażenie, jakby czas się zatrzymał, chwile ekstazy i grozy, możemy także zawdzięczać sztuce, filozofii, czasem nawet religii, gdy wydarzenia przywiodą nas ku doświadczeniu mistycznemu. Ale to szczególna rola artysty – zwłaszcza poety – dać świadectwo chwilom czasu wstrzymywanego niczym oddech przed skokiem w nieznaną głębię.

δ) Tylko ci, którzy potrafią zinterpretować otaczający świat – ale przede wszystkim własną naturę – w duchu zmagających się ze sobą żywiołów, jako odwieczną walkę dobra ze złem, ognia i wody, światłości i ciemności, przepojeni manicheizmem gnostycy wszelkich czasów, są predestynowani do gromadzenia (i udostępnienia w miarę potrzeby całej wspólnocie człowieczej) tajników wiedzy z różnych dziedzin i nieodkrytych jeszcze praw naukowych.

Kroki na krawędzi. Czesław Miłosz był krewnym Oskara Vladislasa de Lubicz Miłosza (1877–1939), francuskiego poety, dyplomaty w międzywojennym Paryżu i w Lidze Narodów, reprezentującego niezależne, małe państwo litewskie. Oskar Miłosz jako poeta najpierw związał się z symbolistami, by później pracować nad stworzeniem własnego, hermetycznego systemu poetyckiego. Na potrzeby tego systemu interesował się naukami tajemnymi, poczynając od greckiej teurgii po język różnorodnych europejskich bractw tajemnych: alchemików, różokrzyżowców, badaczy mistyki żydowskiej kabały. Kontakt z tym szczególnego rodzaju intelektualistą w czasie letnich pobytów w Paryżu dał młodemu wówczas poecie bardzo dużo: dystans do lokalnych problemów społecznych, narodowych i politycznych oraz spektralne spojrzenie na otaczający świat. Chodzi tu o spojrzenie wnikliwe, którym można ogarnąć wiele zjawisk jednocześnie w naukowym, analitycznym wyjaśnieniu, nie tracąc nic z holistycznej wizji całości. Jest w tym widzeniu miejsce i na części składowe, i na całość opisywanej rzeczywistości; na biologię, ale i duchowość człowieka; na doświadczenie religijne i niewiarę; na słabość, ale i siłę konsekwencji. Jest tolerancja i pietyzm dla odrębności i indywidualizmu. Jest to spojrzenie, które staje się postawą oraz cichą mistyką, pobłażliwie wyniosłą wobec wszelkich autorytetów. Orędownicy tej mistyki lubią sprzeczności, ale są w miarę upływu lat coraz bardziej zamknięci na narzucaną przez ideologie i konwenanse kategorię wspólnoty, społeczne „my”. Pierwsza osoba liczby mnogiej kryje niebezpieczeństwo i zdradę. Społeczne „my” we wszystkich językach grup indoeuropejskich można rozłożyć na „ja” i „ wy”. Wiedzione instynktem „ja” ma tylko jeden cel – uratować się, zachować w godności swoją tożsamość. Przeżyć godnie, choć pracowicie czas podarowany przez grecko-judaistyczno-chrześcijańskie Fatum. Innym – „wam” – można i należy przede wszystkim współczuć albo podarować im nieco uwagi, pomocy, edukacji, ale to wszystko. Nie łudźmy się i nie oszukujmy (głównie samych siebie), że jest inaczej, a nawet, jeśli niekiedy zdarzy się sytuacja odmienna, koszty indywidualne i zbiorowe przekraczają wszelkie możliwe do wyobrażenia oczekiwania. Czyż nie wystarczy przypomnieć milionowej armii inwalidów wegetujących na utrzymaniu państwa po wojnach napoleońskich?7 (przykład często podawany przez Oskara Miłosza). Wpływ starszego o trzydzieści cztery lata wuja i rozmowy z nim trafiły na podatny grunt wrażliwego młodego mężczyzny pretendującego do ról wykwintnych i intelektualnych zarazem. Tego rodzaju osoba – przyszły noblista Czesław Miłosz – zbuduje i utrzyma granicę pomiędzy sobą i światem innych ludzi. Nieraz zmuszany do publicznych spowiedzi poeta zastępował je językiem poetyckiego moralitetu. Nie będzie narzucał innym własnych namiętności. Jego intymność zostanie wkomponowana w gnostycki obraz świata tak, że będzie zupełnie usprawiedliwiona, ale i zakryta przed innymi. Czesław Miłosz żył w czasach postępującej emancypacji kobiet, a w wieku dojrzałym był świadkiem rewolucji seksualnej8. Także dzięki odwiedzinom u Oskara Miłosza autor „Ziemi Ulro” zetknął się z twórczością Williama Blake’a i Emanuela Swedenborga. Ponadto nauczył się rozpoznawać i rozumieć mesjanizm polskich romantyków w kontekście twórczości Louisa-Claude’a de Saint-Martina i pism mistycznych Jakuba Böhmego, zanim rozpracował ją w ten właśnie sposób podążający w tym samym intelektualnie kierunku badań wybitny slawista, wykładający na nowojorskim Harvardzie Wiktor Weintraub.

Pomiędzy wizytami u wuja-dyplomaty w międzywojennym Paryżu a wykładami na amerykańskiej uczelni, zarówno dla Miłosza, jak i dla innych, nastały nieznośne lata wojny, nieprosty czas powojenny, dramatyczna decyzja o emigracji9 i chude lata paryskiego odosobnienia. Stąd też częste dywagacje nad losem człowieka, nad okresami przypływów i życiowej pełni oraz latami „chudymi”, których wolelibyśmy nie doświadczyć. Nie raz myślimy, że wiele byśmy z samych siebie oddali, by lata te nie zdarzyły się w ogóle lub nas ominęły.

Prorok znad Pacyfiku. Czesław Miłosz, jako wykładowca kierujący pracami badawczymi katedry literatur słowiańskich był znakomicie przygotowany do wykorzystania amerykańskiej placówki badawczej. Lata okupacji niemieckiej, które spędził nad przekładem „Ziemi jałowej” T.S. Eliota, dopiero wówczas zaowocowały niebywałym rozwojem. W latach 60. miało miejsce odejście od zimnowojennej retoryki makkartyzmu, ale też następowały istotne zmiany w kierunkach badań naukowych, w tym także w obszarze amerykańskiej humanistyki. Rozpoczęto kompleksowe badania nad tradycją kultur archaicznych, nad człowiekiem pierwotnym i szamanizmem, nad ciągle żywą tradycją starogrecką i chińską. Studia literaturoznawcze i kulturowe wzbogacono o naukowo potraktowaną antropologię i folklorystykę. Wszelkie nauki tajemne i tzw. podziemne prądy intelektualne stały się tematami wykładów i seminariów10. W filozofii nauki zapanował anarchizm metodologiczny głoszony przez pochodzącego z Austrii Paula Feyerabenda. Polski noblista poznał osobiście tego uczonego, wcześniej kombatanta Wehrmachtu rannego w czasie odwrotu pod Częstochową w ostatnim roku II wojny światowej. Obaj panowie stali się dobrymi znajomymi, zwłaszcza że w latach 1968–1991 Feyerabend był wykładowcą tej samej co Miłosz amerykańskiej uczelni11.

* * *

Można się obawiać, że jubileusz stulecia urodzin to zbyt mały dystans czasowy, by móc mówić o wielu związkach poety z wybitnymi ludźmi, o światowej sieci uczonych, która w czasach „żelaznej kurtyny” i później podawała pomocną dłoń wybranym jednostkom. Trudno też będzie z tak bliskiej perspektywy właściwie ocenić ostatnie piętnaście lat życia pisarza, od momentu jego powrotu do wolnej Polski. Na lata te rzucił cień szczególnie niezdrowy triumfalizm środowisk katolicko-tradycjonalistycznych, które, przegrywając w debacie publicznej, zaczęły nieistniejące winy przypisywać wielu innym osobom i środowiskom.

Zwłoki Marii Skłodowskiej-Curie, zmarłej w 1934, spoczęły w roku 1995 we wspólnym z mężem sarkofagu umieszczonym w paryskim Panteonie. Latem 2004 roku, po śmierci Czesława Miłosza, środowiska endecko-katolickie protestowały przeciwko złożeniu szczątków poety w krypcie zasłużonych kościoła oo. paulinów na Skałce. W efekcie szczegóły pogrzebu nie były znane do ostatniej chwili, a miasto Kraków zaangażowało dodatkowe siły porządkowe, by chronić kondukt i spokój w czasie ostatniej drogi zmarłego. Na pogrzebie odczytano list Jana Pawła II, w którym wspomniał o ich korespondencji, utrzymywanej do ostatnich chwil życia poety.

Przypisy:

1 W praojcach swoich pogrzebani „des nobles insensés Ensevelis dans leurs ancětres André Chénier [d e s n o b 1 e s i n s e n s e s … (franc.) – szlachta
nierozumna, zapatrzona w swoich przodków]
Przegrali dom swój. Śnieg zawiał granice,/ Od Petersburga szły z piszczałką roty./ I azjatycki koń wszedł w ich stolicę./
Na pikach stygła krew gniewnej hołoty./ Powstali w boju, przegrali powstanie /Bo ludu swego w porę się ulękli./
Wiatr gnał ich w śniegi, niósł po oceanie / I śnił się nocą blask wisielczej pętli./ Car im na przekór chłopów oswobodził./
Pieniądz zbudował kuźnie i warsztaty./ Półnagi bandos do fabryk uchodził / I w obce kraje biegł od kurnej chaty./
Znów mieli państwo, ale krótko trwało./ Konie ułańskie pląsały w paradzie./ Zmienili w chwalbę co mogło być chwałą./
I cień i śmierć na dziejach im się kładzie./ Moskal czołgami wjechał w gruzy miasta,/ Prawa im dawał i wkładał obrożę./ Prowincja nowa w Imperium już wrasta / Niosąc w daninie wę-giel, tłuszcz i zboże./ Przeklina lud, a błazny mu śpiewają
Że nigdy nie był tak jak dzisiaj wolny./ I szuka znaków co się w niebie palą:/ Pokój służal-stwa? Czy zagłada wojny?
Oni tymczasem, drżąc w jaskiniach cieni, / Sądzą, nie wiedząc że już osądzeni”.
(Z tomu „Światło dzienne”, 1953).

2 „O tak, nie cały zginę, zostanie po mnie / Wzmianka w czternastym tomie encyklopedii / W pobli¬żu setki Millerów i Mickey Mouse”. Cz. Miłosz, „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapa-da”, część VI, Oskarżyciel, [w:] Cz. Miłosz, „Poezje”, Warszawa 1988, s. 403.

3 Stefan Napierski (Marek Eiger), „Wybór pism krytycznych”, Kraków, Universitas, 2009, s. 148.

4 Cz. Miłosz, „Druga przestrzeń”, Kraków, SIW ZNAK, 2002. Przedostatni przed zgonem poety tom wierszy zawierający gro jego rozważań transcendentalnych.

5 Z. Kaźmierczyk, „Dzieło demiurga. Zapis gnostyckiego doświadczenia egzystencji we wczesnej poezji Cz. Miłosza” słowo obraz/ terytoria, Gdańsk 2011, (w druku).

6 „Piosenka o końcu świata”
„W dzień końca świata / Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji / Rybak naprawia błyszczącą sieć. / Skaczą w morzu wesołe delfiny, / Młode wróble czepiają się rynny/ I wąż ma złotą skó-rę, jak powinien mieć […]”.

7 Obraz Paryża zapełnionego przez tysiące inwalidów, ślepych, głuchych, chromych włóczą-cych się po ulicach i przesiadujących w kafejkach utrwalała w I połowie XIX wieku także li-teratura francuska. Pro. A. de Musset, „Spowiedź dziecięcia wieku”.

8 Opisy zjawisk i zachowań zarówno młodzieży, jak i intelektualistów w Kalifornii w roku 1968 , które zawarł w zbiorze esejów „Widzenie nad zatoką San Francisco” będą służyły wie-lu pokoleniom jako znakomite wprowadzenie przed przystąpieniem do lektury manifestów sytuacjonistów czy książek amerykańskiej nowej lewicy.

9 Na temat osobistych konsekwencji i literackich reperkusji w PRL po decyzji o wyjeździe na emigrację Cz. Miłosza piszą A. Bikont, J. Szczęsna, „Sprawa Miłosza”, Gazeta Wyborcza” z 20 sierpnia 2004 roku. Zamieszczony tekst ma być częścią większej całości.

10 Por. R. Rorty. „Trocki i dzikie storczyki” to tytuł autobiografii amerykańskiego filozofa, doskonale oddający klimat lat sześćdziesiątych w USA. Fragment tej książki w języku pol-skim został opublikowany w „Teksty Drugie” nr 4/1994.

11 P. Feyerabend, „Zabijanie czasu. Autobiografia”, przekł. T. Bieroń, Wyd. ZNAK, Kraków 1996. Możemy w niej m.in przeczytać: „Centralną kategorią „Farewell to Reason” (London, New York , Verso. 1987) jest relatywizm, widoczny szczególnie w analizach stanowiska Pro-tagorasa i od jego imienia nazywanych protagorejską wersją. Argumentuje tu również na rzecz stanowiska, że teoretyczny (teoriopoznawczy) relatywizm jest zbyt wąskim ujęciem za-gadnienia. Broni jego kulturowej wersji i rozwija jej antropologiczne konsekwencje. Kiedy weźmie się pod uwagę, jak wiele kultury nauczyły się od siebie nawzajem i jak sprawnie przekształciły nagromadzony tą drogą materiał, nasuwa się wniosek, że każda kultura jest po-tencjalnie wszystkimi kulturami oraz, że szczególne cechy kulturowe stanowią zmienne prze-jawy jednej ludzkiej natury”.

* Jerzy J. Kolarzowski, doktor nauk prawnych, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

Do góry

* * *

* Autorzy koncepcji numeru: Kacper Szulecki, Jarosław Kuisz, Ewa Serzysko.
**Autor ilustracji: Rafał Kucharczuk.

 

„Kultura Liberalna” nr 110 (7/2011) z 15 lutego 2011 r.