Magda Mosiewicz

Już czas

Katarzyna Kazimierowska w opublikowanym niedawno na łamach „Kultury Liberalnej” felietonie „R.E.S.P.E.C.T!”, wzywa nas, kobiety, do czynu. Pisze:

„Starania kobiet o własny pokój trwały długo: dziś własny pokój stał się normą i zdążyłyśmy się w nim umościć. Teraz czas z niego wyjść i głośno opowiedzieć o tym, co do tej pory zapisywałyśmy w pamiętniczkach.”

Ale przecież my właśnie wychodzimy! Jak co roku, od dwunastu lat, w Dzień Kobiet wychodzimy na ulice. Już nie tylko na ulice Warszawy, ale i – w porządku alfabetycznym – Bytomia, Gdańska, Katowic, Krakowa, Łodzi, Olsztyna, Poznania, Torunia i Wrocławia. Wychodzimy co roku, by mówić nie tylko o szkodliwych stereotypach, trującym konformizmie, przemocy czy nierówności płac, ale i o własnej sile i sojuszach ponad podziałami.

Czy jest to spełnienie marzenia Katarzyny Kazimierowskiej o solidarności kobiet? O spotkaniu „zwykłych mieszkanek Pragi”, „aktywistek – marzycielek” i twardo stąpających po ziemi „polityczek”?

Chciałoby się powiedzieć: oczywiście! Popatrzmy, kto przemawiał na zeszłorocznej Manifie. Pielęgniarki i kasjerki z „Tesco”, doktorantki z gender studies, Henryka Bochniarz i Jolanta Kwaśniewska. Establishment, inteligencja i „zwykłe kobiety” – dokładnie wszystkie trzy grupy z felietonu „R.E.S.P.E.C.T!”.

Ale zaraz, zaraz… Czy w naszym zestawie nie brakuje tej jedynej wymienionej w felietonie z imienia i nazwiska – ikony sukcesu i wpływu, wzorca dla wielu kobiet? Gdzie jest Hanna Gronkiewicz – Walz? Dlaczego nie otwiera Manify – w końcu jest prezydentką Warszawy i bierze udział w niezliczonych imprezach w tym mieście?

To wcale nie takie proste zjednoczyć związki zawodowe, Konfederację Pracodawców Prywatnych, małe miasta i warszawkę, kobiety z okładek kolorowych pism i profesorki. No i nie zapominajmy o mężczyznach – górnikach, posłach, dziennikarzach, reżyserach. Czyżby spełniał się ideał polityki miłości? Tylko – czy to nie dziwne – głosiciele tej ideologii nigdy z nami nie idą.

Echo marzeń o Polsce bez konfliktów pobrzmiewa w felietonie o warszawiankach : „Wbrew pozorom, niczym się od siebie nie różnią, a na styku: mieszkanka – aktywistka – polityczka mogą stworzyć nierozerwalny związek oparty na solidarności i wzajemnym szacunku kobiet.”

Niczym się od siebie nie różnią? No właśnie, co różni Henrykę Bochniarz od Hanny Gronkiewicz – Walz? Co sprawia, że ta ostatnia nigdy dotąd w Dniu Kobiet nie była z nami? Dlaczego?

Otóż niestety dlatego, że silniejsze jest dla niej uczucie solidarności z biskupami, którzy już zawyrokowali, że cały ten sojusz kobiet to cywilizacja śmierci. Ważniejsza jest solidarność z księdzem wysyłającym krople już-prawie-świętej-krwi kierowcy-celebrycie, który na własne życzenie spektakularnie wjechał w mur. Ważniejsza jest solidarność z posłem, który słyszy krzyk mrożonych zarodków i walczy o zakaz zapłodnienia in vitro. To jest cywilizacja życia. Natomiast walka o przedszkola, równe płace, partnerski podział ról w rodzinie, parytety na listach wyborczych – to jest cywilizacja śmierci.

Zgadzam się, że już czas zacząć głośno mówić. Czas powiedzieć, że mamy konflikt i nie każdy sojusz czy łamaniec myślowy jest możliwy. Albo-albo. Ja wybieram Manifę.

* Magda Mosiewicz, współprzewodnicząca partii Zielnych od 2003 do marca 2008 . Autorka filmów dokumentalnych, dyrektorka festiwalu kultury niezależnej Poza murami, działaczka Federacji Zielonych. Związana ze środowiskami twórczymi i feministycznymi Trójmiasta, Krakowa i Warszawy.

„Kultura Liberalna” nr 113 (10/2011) z 8 marca 2011 r.