Paweł Śpiewak
Pamięć jest zawsze w liczbie pojedynczej
Przeczytałem dopiero teraz książkę Daniela Mendelsohna „Zagubieni”. Wyszła ponad rok temu w Wydawnictwie „Czarne”. Opowieść zaczyna się kilkadziesiąt lat po wojnie i po Zagładzie. Na tyle późno, że dojrzało pokolenie urodzone już po Zagładzie, ale na tyle wcześnie, że w dzieciństwie czy w młodości pozostało dość śladów dawnych czasów sprzed wojen światowych. Bohater książki opisuje swojego bogobojnego dziadka, który wyemigrował z małego miasteczka w Galicji, z Bolechowa, pozostawiając tam brata i jego rodzinę. Nikt z nich nie ocalał. Zginęli z niemal wszystkimi żydowskimi mieszkańcami sztetlu. Wiedza o tym, że zginęli, to za mało. On, Daniel Mendelsohn, chce wiedzieć, jak zginęli, i chce wiedzieć, jak ginęli inni żydowscy mieszkańcy miasta, Lwowa, Stryja. Tu zaczyna się niemal detektywistyczna i reporterska powieść.
Autor odwiedza wschodnią i zachodnią Galicję. Rozmawia z Ukraińcami. Rozpoznaje na podstawie starych zdjęć, gdzie stał dom dziadka, gdzie był sklep znajomego rzeźnika, gdzie restauracja. Odnajduje bunkier, w którym zapewne ukrywali się stryj z córką, i podwórko, na którym zostali zastrzeleni. Odtwarza historyczne dzieje miasteczka. Odnajduje dokumenty z okresu międzywojennego, a potem natrafia na ślady jeszcze żyjących znajomych jego krewnych. Odwiedza osoby, które mają coś do opowiedzenia w Australii, w Izraelu, Szwecji. Sam, Ester, Bronia – imiona znane tylko z albumów rodzinnych, w opowieściach świadków wydarzeń nabierają gęstości. Autor odkrywa ich gesty, słowa, sympatie. Dociera do informacji, które pomagają mu ustalić, jak zginęli. Jedna z krewnych została zabita w czasie pierwszej akcji. Inna zginęła w oddziale partyzanckim. Semil czy Sam z córką pewnie zostali wydani przez sąsiadów. Wszystkie takie opowieści są przerażające. Są tak straszne, że zwykle oddalamy je od siebie. Lub wydaje nam się, że zdarzyły tak dawno, że spokojnemu, zasobnemu życiu w Stanach czy gdziekolwiek indziej na świecie nie mogą zagrozić.
Mamy tu pewnego rodzaju wyprawę w czasie, wyprawę w przeszłość. Z perspektywy zasobnego domu amerykańskiego ta kraina wydaje się egzotyczna i mało zrozumiała. Narrator powieści i towarzyszący mu bracia muszą pokonać w sobie olbrzymią liczbę stereotypów, żeby cokolwiek zrozumieć z tego, co i gdzie się stało. Muszą zdobyć minimalną wiedzę. Bohater uczy się intensywnie jidysz. Podróż w czasie jest podróżą poza siebie, poza swoje intelektualne i emocjonalne nawyknienia. Jest to podróż wprost do bólu i żałoby, konieczności powtórnego przeżycia cierpienia bliskich. Narracji towarzyszy teologiczna rozprawa. Przywoływani są biblijni bohaterowie, wielcy egzegeci i mędrcy, począwszy od Rasziego i Gaona z Wilna. Ta opowieść historyczna jest objęta klamrą nieśmiertelności. Wydarzenia takie jak w Bolechowie czy w Stryju stają się fragmentem opowieści biblijnej, jeśli zrozumiemy, że Biblia – Tanach jest również opowieścią historii tego samego ludu, ludu Izraela.
Relacja autora jest pełna detali, obrazów, wynotowanych słów. Może to dawać wrażenie przesytu. Jest w tej pracy przekonanie, bardzo mi drogie i mam poczucie, że nader ważne, iż pamięć, aby nie była tylko rytualnym, ba, nawet pięknym i szczerym gestem, musi uciec uogólnieniom, okolicznościowym formułom. Zagłada jest zbiorczym imieniem milionów pojedynczych cierpień i śmierci. Tylko wtedy, gdy zdołamy dotrzeć do pojedynczych losów, możemy zacząć rozumieć, co się stało i jakie wydarzenie ciąży na nas.
* Paweł Śpiewak, profesor socjologii.
„Kultura Liberalna” nr 119 (16/2011) z 19 kwietnia 2011 r.