Jarosław Kuisz

Osama Bin Laden a sprawa francuska. Europejski skandal z karą śmierci

„Sprawiedliwości stało się zadość” – w ten sposób francuski prezydent zareagował na wieść o śmierci Osamy Bin Ladena. Z zadziwiającą bezpośredniością Pałac Elizejski wyraził się o śmierci terrorysty nr 1. W tonie entuzjastycznym, wpisując wydarzenie w światową walkę z terroryzmem i podkreślając sojusznicze więzi [link].

To niewątpliwie – w kontekście zainicjowanej przez Francję interwencji w Libii – zrozumiały powrót do retoryki wspólnej „wojny z terrorem”. Sarkozy znów prezentuje się jako lider, który zdecydowanie porzucił tradycję antyamerykańskiej polityki zagranicznej, sięgającej samego de Gaulle’a. Minister spraw zagranicznych, a dawny premier, Alain Juppé również jednym tchem wypowiedział się o współpracy Francji ze Stanami Zjednoczonymi w wojnie z terroryzmem, tak jakby uszczknąć coś ze spektakularnego sukcesu amerykańskich służb specjalnych. Zresztą, jak zauważyło „La Libération”, francuska klasa polityczna od prawa do lewa zgodnie zareagowała na wiadomość [link].

Jednocześnie jednak pojawiły się trudniejsze pytania o to, w jaki sposób śmierć szefa Al-Kaidy wpłynie na los francuskich zakładników, m.in. dwóch dziennikarzy „France 3” zatrzymanych w grudniu 2009 roku przez Talibów w Afganistanie. Obawa zemsty ze strony terrorystów wydaje się uzasadniona. Tym bardziej powinny dziwić mało dyplomatyczne słowa Sarkozy’ego. Na wszelki wypadek minister obrony Gérard Longuet podzielił się swoim wrażeniem, że śmierć Bin Ladena może przyczynić się do pozytywnego rozwiązania problemu.

Francuski specjalista ds. terroryzmu islamskiego, Mathieu Guidère, podkreślił, że znika „pośrednik”, który mógł utrudniać rozmowy. Jeśli zatem nie dojdzie do aktu irracjonalnej zemsty, śmierć Bin Ladena należy ocenić podobnie, jak minister obrony [link].

Nie brakuje jednak komentarzy, które odżegnują się od pobożnych a przedwyborczych życzeń polityków i wtórujących im ekspertów. Podkreśla się w nich, iż śmierć Bin Ladena może wyzwolić w krajach arabskich falę nienawiści do Zachodu. Brzmią one, niestety, wiarygodnie. Ponadto redaktor naczelny „Le Point”, Pierre Beylau, przekornie podkreślił, że szef Al-Kaidy był symbolem światowego terroryzmu, uosabiał diabła, co z punktu widzenia prowadzonej polityki było czasem wcale pożyteczne: „bez piekła raj traci swój smak” [link].

Natomiast wśród głosów intelektualistów „na gorąco” pytanych o komentarz warto zwrócić uwagę na opinię Gillesa Kepela dla „Le Monde” [link]. Jego zdaniem śmierć fizyczna szefa Al-Kaidy nastąpiła po śmierci politycznej, dokonanej przez demokratyczne rewolucje arabskie, których hasła znajdowały się przecież na antypodach ideologii radykalnych islamistów. Tak oto zamknięcie dziesięcioletniej wojny z terrorem, rozpoczętej 11 września 2001 roku, należy wiązać z tunezyjską jaśminową rewolucją i placem Tahrir w Kairze. Jakkolwiek trudno powiedzieć, kto dokonał zamachu w Marrakeszu, to – zdaniem Kepela – terroryzm już nie zmobilizuje mas w krajach arabskich. Przyszłość pozostaje otwarta. Odeszli przecież Ben Ali, Moubarak, Bin Laden… A Barak Obama zyska na popularności i może spodziewać się reelekcji.

To słowo bez wątpienia musiało krążyć w Pałacu Elizejskim, gdy przygotowywano tekst ze słowami „sprawiedliwości stało się zadość”. Dziwne, że nikt nie zwraca uwagi, iż w ten oto sposób Francja, tak jak USA, nagle opowiedziała się za karą śmierci, której zniesienie miało wyróżniać cywilizację naszego Starego Kontynentu. Francja nie jest tu zresztą wyjątkiem. To skandal, którego żadne przedwyborcze kalkulacje usprawiedliwić nie mogą. Wkrótce może okazać się, że w wojnie z terroryzmem można sobie znów pozwolić na tortury, oczywiście, „w uzasadnionych wypadkach”.

* Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 121 (18/2011) z 3 maja 2011 r.