Magdalena M. Baran

Kogo wyrzucić z państwa?

Gdy Platon twierdził, iż należy wyrzucić poetów z państwa, nie przewidział, że podobne kłopoty mogą kiedyś spotkać filozofów. Nie dość, że problemy z instytucją miał sam twórca „idealnego państwa”, to również jego mistrz Sokrates za bezbożność i demoralizację został wcześniej skazany na śmierć. Spod katowskiego miecza nie umknął także autor „Utopii”, sir Thomas More – skazany za zdradę stanu – w wersji mniej oficjalnej, a w prawdziwej za nieuznanie Henryka VIII za głowę nowopowstałego Kościoła oraz kwestionowanie jego małżeństwa z Anną Boleyn (nawiasem mówiąc, w roku 2000 Kościół Katolicki ogłosił go patronem „mężów stanu i polityków”). W kolejnych wiekach myśliciele wcale nie mieli łatwiej. Kłopoty z powodu swych politycznych poglądów miał nawet matematyk i logik, a jednocześnie laureat Nobla w dziedzinie literatury, Bertrand Russell. Po raz pierwszy osadzono go w więzieniu, gdy w okresie Wielkiej Wojny, jako zdeklarowany pacyfista, opublikował artykuł sugerujący, iż stacjonujące wówczas w Anglii oddziały amerykańskie były wykorzystywane do tłumienia strajków antywojennych. Sędziwego już pana po raz kolejny uwięziono w latach 50. – tym razem powodem było nieposłuszeństwo obywatelskie, Russell występował bowiem przeciw zbrojeniom nuklearnym. Jak widać, gdy myśli się zbyt odważnie, trudno uniknąć konfliktu z instytucjami państwa.

Dziś w tarapaty, jak uważa wielu, również powiązane ze swego rodzaju nieprawomyślnością, wpadli myśliciele z Węgierskiej Akademii Nauk. Już od kilku miesięcy słyszymy bowiem o tym, że Radnóti Sándor, Heller Ágnes, Vajda Mihály, Gábor György i Geréby György jeszcze w roku 2010 zostali oskarżeni o roztrwonienie 400 milionów forintów pochodzących z funduszu innowacyjnego Narodowego Biura Badań Naukowych i Technologii. Dochodzenie w tej sprawie wszczęto w styczniu 2011. Wszczęto i… tyle. Zaciekłość Orbana w tej kwestii uruchomiła jednak lawinę komentarzy i protestów, których efektem jest międzynarodowa petycja „Chronić filozofów!”. Działania węgierskiego rządu zostały bowiem odczytane jako swoisty zamach rządzonego przez konserwatystów państwa na wolność pracy naukowej, a szczególnie potępione jako nękanie przez rząd swych zdeklarowanych przeciwników.

Krytycy posunięć Orbana przypominają, iż po roku 1989 węgierska nauka otwarła się na świat, a jej przedstawicielom stworzono szansę autentycznego rozwoju. Pojawiły się całkiem spore granty badawcze, a także niezwykła wręcz otwartość na nowe prądy i kierunki badań. Dziś, jak możemy wyczytać w związanym z rządem dzienniku „Magyar Nemzet”, „osoby wnioskujące [o granty] należą do liberalnego kręgu filozofów” i bywają traktowane niczym spadkobiercy poprzedniego, niechcianego przecież przez ogromną większość społeczeństwa, rządu socjaldemokracji. Trudno zapomnieć, że te świetne perspektywy tworzył kiedyś sam Fidesz, a narodowy fundusz badań powstał właśnie za czasów ich pierwszego rządu, w roku 2001. Samemu Fideszowi zapominanie idzie jednak świetnie.

Zaprzyjaźniony węgierski konstytucjonalista opowiadał mi niedawno, iż jemu i kolegom czasem łatwiej nie wypowiadać się, niż wpaść w kłopoty. Z drugiej jednak strony, pisał, trudno biernie przyglądać się temu, co zaczyna dziać się w kraju. Pisał, że nie chce, by jego społeczeństwo było postrzegane jako nacjonalistyczne, pełne uprzedzeń, lęków i agresji, a przecież właśnie o to pytają go przyjeżdżający na węgierski uniwersytet studenci. Pytał, co ma im mówić. Odpowiedź jest jedna – zawsze prawdę. Ta jednak nie jest „łatwa”, szczególnie, że rząd patrzy niezbyt łaskawym okiem również na sztuki współczesne, rodzime kino, teatr, a nawet niektórych muzyków. Za filozofami ujęli się ich wielcy przyjaciele – list otwarty w ich obronie podpisało 60 światowej sławy naukowców, a Jürgen Habermas i Nida Ruemelin apelowali do UE o zbadanie sprawy, jednocześnie o rzeczywiste „zagwarantowanie fundamentalnych praw moralnych w Europie”. Zamach na wolność badań zdaje się bowiem kolejnym, po zamachu na wolne słowo i wolne prawo, sposobem na umacnianie hegemonii, również moralnej, Fideszu. Pytanie: co dalej? Finał sprawy wciąż wydaje się odległy, a ona sama jest bardziej niż pomijana. Należy jednak uważać, bo za chwilę rząd może zechcieć pozbyć się z państwa nie tylko filozofów. A przecież sami niedawno oburzaliśmy się, gdy przypinano nam łatkę „wykształciuchów”…

* Magdalena M. Baran, koordynator projektów IO, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 122 (19/2011) z 10 maja 2011 r.