Sylwia Chutnik

Matka bez winy i wstydu

Oficjalnie o matce wyłącznie dobrze: w ckliwej piosence, w hip-hopowych wersach, na apelu w przedszkolu. A w piaskownicy, kolejce do kasy i w psychologicznym poradniku: zawsze coś z nią nie tak.

Współczesna matka zawieszona jest między postromantycznym mitem Matki-Polki a ikoną Super Matki, wywodzącą się wprost z kolorowego pisma. Jako że obie te postaci są nierealne, w rzeczywistości zawsze istnieją jakieś niedociągnięcia, braki. Coś można by było zrobić lepiej (źle ubrałaś dziecko: za ciepło, za cienko), szybciej (ma już trzy lata i nie zapisałaś go jeszcze na angielski?!) lub skuteczniej (nie ugotowałaś obiadu i nie posprzątałaś mieszkania). Coś można by było zrobić tak, jak chce społeczeństwo: to ciągłe ocenianie i patrzenie na ręce jest jedną z metod tresowania matek do bycia idealnymi. Oczywiście, dla dobra dziecka i narodu.

Do tego dochodzą problemy zarówno na rynku pracy (zwalnianie po urlopach i nadgodziny), w opiece nad dzieckiem (brak miejsc w żłobkach i przedszkolach oraz zbyt wysokie koszty), jak i dotyczące poszczególnych grup: matek samotnych, niepełnosprawnych lub ubogich. Być może wszystko to brzmi jak litania narzekania, ale Dzień Matki to jedyny dzień w roku, gdy można zainteresować opinię publiczną realnymi problemami matek. Podobnie jak w wypadku 8 marca – święto kobiet udało się „odzyskać” – tak samo powinno stać się w Polsce z 26 maja. Nie boję się zatem pomarudzić na temat „mamowej” sytuacji w naszym kraju, ponieważ zbyt rzadko można o tym mówić. Zwykle nie wypada. Zwykle odczuwa się strach przed posądzeniem o egoizm. Bo o problemach dzieci mówimy często, ale o matkach? Jakież to problemy może mieć matka?

Przede wszystkim nadal nie są dostatecznie wyemancypowane, a jako grupa społeczna ze specyficznymi problemami i doświadczeniami zasługują na poważne traktowanie. Jest im naprawdę wyjątkowo trudno zainteresować społeczeństwo swoimi problemami, ponieważ nigdy nie występują same: są zawsze ujmowane wraz ze swoimi dziećmi. Ich tożsamość jest zbiorowa, ich podmiotowość oddana dziecku. Oczywiście, dla jego dobra.

Kiedy postanawiają nie pracować zawodowo, aby zajmować się domem i wychowywaniem, nazywane są kurami domowymi, które pasożytują na pensji męża. I na pewno są toksycznymi matkami, skoro tyle czasu poświęcają dzieciom. Gdyby nie poświęcały go tak wiele, nazywałyby się matkami zimnymi, nieobecnymi. Zawsze coś nie tak – nigdy nie jest w sam raz.

Stąd pojęcie „wystarczająco dobrej matki”, stworzone przez Donalda W. Winnicota, zyskało popularność i aprobatę środowisk „mamowych”. Oficjalne przyzwolenie na bycie nieidealną sprawiło, że wiele osób odetchnęło z ulgą – wreszcie nie muszę perfekcyjnie spełniać każdej zachcianki rodziny. To, co pozornie miało przynieść rozwiązanie problemów – pisma poradnicze, fora internetowe czy programy telewizyjne – wpędziło matki w kolejny kołowrotek obowiązków i oczekiwań. Stąd poczucie frustracji i wiecznego „ale” w wypełnianiu swojej roli.

Dlatego też dając kwiatek swojej mamie w dniu jej święta, miejmy na uwadze również to, że ona sama nie zawsze mogła być dla nas idealna. Z naszej perspektywy z pewnością nie wszystko było różowe. Podarujmy jej jednak najlepszy prezent: tolerancję na niedociągnięcia. Chociaż w ten jeden dzień w roku uwolnijmy matki od poczucia winy.

* Sylwia Chutnik, działaczka społeczna, kieruje Fundacją MaMa.

„Kultura Liberalna” nr 124 (21/2011) z 24 maja 2011 r.