Filip Konopczyński

Polskie oblicze rewolucji w Egipcie

Protesty antyrządowe w Egipcie z początku 2011 roku były tematem, któremu polskie media masowe poświęciły dużo czasu i uwagi. Prasa, internet i telewizja od drugiej połowy stycznia regularnie przekazywały informacje i komentarze o aktualnych wydarzeniach z kraju prezydenta Mubaraka. Według firmy badawczej „Press-service”, kryzys w Afryce Północnej osiągnął status w polskich mediach bardzo rzadki – na pewien czasu udało mu się wyprzedzić pod względem mu czasu antenowego wydarzenia krajowe (w tym, co może wydawać się zaskakujące, stale popularny także temat katastrofy smoleńskiej) [1]. Znaczna ilość tych przekazów dotyczyła samego Egiptu. W jaki sposób polskie media relacjonowały wydarzenia dziejące się w tym kraju? Jakie tematy uznawane były za najistotniejsze i dlaczego? Jakiego języka, metafor i figur używano?

Za przedmiot analiz posłużyły mi oficjalnie publikowane w sieci relacje i komentarze publikowane o wydarzeniach w Egipcie. Od połowy stycznia do kwietnia w polskim internecie ukazały się tysiące artykułów na ten temat. Z tej puli wybrałem kilkaset, pochodzących z dwóch serwisów internetowych: dwóch dużych portali związanych z ogólnopolskimi dziennikami (wyborcza.pl, związana z „Gazetą Wyborczą” oraz rp.pl, będąca serwisem „Rzeczpospolitej”).

Rewolucja Egipska to jedno z tych wydarzeń XXI wieku, którego medialna natura związana jest ściślej z internetem, niż telewizją. Wiele, szczególnie w pismach anglojęzycznych (jak np. The Journal of Foreign Affairs, czy The New Yorker), uwagi poświęca się ogromnemu wpływowi sieci na bieg wydarzeń. To w dużym stopniu za pośrednictwem Facebooka i Twittera niezadowoleni obywatele szerzyli swoje poglądy i przekazywali konspiracyjne wiadomości. Blogi, twitty i wpisy na portalach społecznościowych były też ważnym źródłem wiedzy o aktualnych wydarzeniach (symptomatyczne jest, że jedną z represji stosowanych przez władzę w walce z demonstrantami było masowe wyłączanie dostępu do internetu). Ze względu na wielką dynamikę sytuacji, także relacje medialne na całym świecie musiały mieć zdigitalizowany charakter. To w internecie, na portalach wielkich agencji informacyjnych oraz gazet i czasopism publikowane były najświeższe ( często także niepotwierdzone) informacje. W stosunku do hipertekstualnego i błyskawicznego przepływu informacji w sieci, relacje prasowe czy telewizyjne często pozostawały wtórne i opóźnione (choć naturalnie sprzyjało to weryfikacji i redakcji ich treści) . Poza tym, w czasie trwającej od kilku lat tak zwanej portalozy (dominacji wielkich sieciowych portali o charakterze informacyjnym i rozrywkowym [tzw. edutainment] nad tradycyjnymi stronami, serwisami dziennikarstwa obywatelskiego i ruchu wolnej kultury sieciowej) treści publikowane w papierowych gazetach i czasopismach zazwyczaj pojawiają się także na portalach (choć przyznać trzeba, że często nie w pełnej formie). Przekazy informacyjne o rewolucji egipskiej w wybranych przeze mnie serwisach w dużym stopniu spełniają warunki zarówno aktualności (w sensie szybkości obiegu informacji), jak i reprezentatywności (to jest były publikowane także w gazetach i pismach).

Materiały medialne o charakterze faktualnym nie dają wielu okazji do analiz dyskursu medialnego, często sprowadzają się jedynie do referowania schematycznych informacji w sposób pozbawiony całościowych narracji i interesujących figur retorycznych. Inaczej jest w przypadku dłuższych form dziennikarskich, takich jak większe reportaż, analiza i komentarz. To na nich mam zamiar się skupić i na ich podstawie rekonstruował będę główne struktury narracyjne.

www.rp.pl

Serwis rp.pl, związany z dziennikiem „Rzeczpospolita”, już od drugiej połowy stycznia zamieszczał informacje o nasilającej się atmosferze niezadowolenia wobec egipskiego rządu. Kulminacja doniesień następuje po 25 stycznia i trwa do około 15 lutego (5 dni pod odejściu dyktatora). Po tej kulminacji informacje o Egipcie stają się coraz rzadsze, zmienia się także ich charakter (pośrednie i bezpośrednie relacje o ważnych wydarzeniach zastępują analizy eksperckie i komentarze).

Tematy, które podejmowała witryna rp.pl da się podzielić na kilka kategorii. Po pierwsze, najwięcej było tekstów relacjonujących aktualne wydarzenia (demonstracje, starcia, sytuacje w Kairze etc.). Ich przykładowe tytuły to (chronologicznie) „Kair: demonstrują przeciw dyktatorowi”, „Egipski Dzień Gniewu“, „Demonstracja w Kairze”, „Starcia w Egipcie, są ofiary”, „Egipt wciąż wrze” “Zmiany w egipskich władzach, protesty coraz silniejsze“ czy wreszcie „Mubarak podał się do dymisji“. Teksty te publikowane były na bieżąco i miały przede wszystkim informować o aktualnych wydarzeniach (faktach).

Główne tematy (obok relacjonowanie bieżących wydarzeń) podejmowane w relacjach z kryzysu egipskiego, na których będę pragnął się skupić to: turystyka oraz Bractwo Muzułmańskie. Strona rp.pl podejmowała naturalnie także inne zagadnienia (między innymi reakcję światowych rynków na kryzys oraz sytuację tamtejszych chrześcijan), jednak poświęcono im wyraźnie mniej uwagi.

Godne uwagi jest użycie w relacjach z wydarzeń egipskich słowa „tłum”. Serwis rp.pl, w przeciwieństwie do innych omawianych przeze mnie portali, używa tego terminu wyjątkowo często. Przykładowe zastosowania tego określenia to na przykład: „W pewnym momencie opancerzeni policjanci musieli się wycofać pod naporem rozwścieczonego tłumu” [2]., „Policja ostrzelała tłum szturmujący budynek MSW” [3], czy „Rozgniewany tłum otoczył też inny posterunek” [4], „Tłum mężczyzn, kobiet i dzieci skandował hasła wzywające prezydenta Mubaraka do ustąpienia” [5]. Samo słowo – „tłum” – nie ma w języku polskim zdaje się być semiotycznie neutralne, jego znaczenie nie jest wprost pejoratywne (choć niewątpliwie cechuje się dużą ekspesywnością). Termin ten jednak denotuje (odsyła) do desygnatu, który ze względu na swoją niedookreśloność może budzić negatywne skojarzenia. Mimo, że słowo „tłum” ma leksykalnie te samo znaczenie co „wielka grupa osób”, czy „zbiorowisko” to pojęcia te różnią się konotacją. „Tłum” jest niezyndywidualizowany, niepoliczalny, nieznany. Określenie: „Rozwścieczony tłum”, mimo że znaczy dokładnie to samo co „rozemocjonowana duża grupa osób” implikuje zupełnie inne skojarzenia i generuje u odbiorcy uczucia takie jak: nieufność, lęk, odrzucenie, strach, niechęć.

Figura „wściekłego islamskiego tłumu” to także obraz doskonale znany i kojarzony nie tylko z nagrań telewizji informacyjnych, ale także z niezliczonych gier komputerowych oraz (być może należałoby powiedzieć: przede wszystkim) amerykańskich filmów akcji (a także ich parodii, takich jak np. „Naga Broń”, czy „Prawdziwe Kłamstwa”, w których muzułmański angry mob jest karykaturyzowany, satyra jednak zawsze opiera się na pewnych powszechnych wyobrażeniach społecznych). „Wściekły islamski tłum” w tej poetyce zawsze pokazywany jest z zewnątrz, oczami obserwatora, ofiary lub po prostu przeciwnika. Motywacje tego nieokreślonego wrogiego zbiegowiska nie są jasne, a intencje niemal zawsze krwiożercze i niemożliwe do opanowania; zazwyczaj tylko amerykańscy komandosi (jak w „Regulaminie Zabijania”, czy „Helikopterze w Ogniu”) lub brytyjski agent Jej Królewskiej Mości (James Bond) mogą mu się przeciwstawić.

Należy zaznaczyć, że w dyskursie kultury Zachodu muzułmański „wściekły tłum” jest czymś znacząco innym niż współczesny tłum europejski. Ten drugi (kojarzony ze strajkami, protestami politycznymi czy wielkimi manifestacjami) z reguły domaga się pewnych praw (politycznych, socjalnych), podczas gdy w powszechnym wyobrażeniu tłum islamski (a w zasadzie: bliskowschodni, arabski) wyraża tylko swój gniew i nienawiść do Zachodu. Ta specyficzna figura nie została co prawda opisana przez Edwarda Saida, jednak wydaje się być doskonałym przykładem współczesnego orientalizmu.

Ten amerykański uczony arabskiego pochodzenia orientalizmem nazywał każdy rodzaj myśli, idei, stylu etc. opisującego Wschód, który zakładał istnienie wyraźnej i nieprzekraczalnej ontologicznej i epistemologicznej różnicy między Orientem a Zachodem. Orientalizm (a właściwie orientalizmy, bo dla Saida Europa w tym zakresie postrzegała Wschód inaczej niż Ameryka) jest formą dyskursu, poprzez których Zachód organizuje swój sposób myślenia nie tylko o Wschodzie, ale przede wszystkim o sobie samym (definiując to, co zachodnie w przeciwieństwie do tego, co orientalne). Tak rozumiany „Orient” jest konstruktem intelektualnym, zbiorem narracji, figur, metafor, konkretnych obrazów i słów, które istnieją przede wszystkim w umysłowości ludzi Zachodu.

Pojawiające się przy okazji doniesień z wydarzeń w Afryce Północnej telewizyjne, prasowe i internetowe obrazy muzułmańskiego „Rozwścieczonego tłumu” można interpretować przy użyciu narzędzi zaproponowanych przez Edwarda Saida. Zachodni widzowie podczas oglądania lub czytania doniesień o nich stają bowiem przed podstawowym pytaniem: jak traktować protestujących? Jaki powinno się mieć do nich stosunek? Czy należy postrzegać masy przychylnie, tak jak polityczną demonstrację znaną nam z ikonografii Zachodu, gdzie tłum jest ucieleśnieniem politycznego narodu, zbioru obywateli walczących o swoje niezbywalne prawa? Czu może przeciwnie, należy się lękać nieznanego, prawdopodobnie wrogiego nam cywilizacyjnie, pełnego ślepej furii tłumu islamskich terrorystów? Ten zasadniczy problem zachodniego odbiorcy dobrze widać także w artykułach, które opisywały protesty w Egipcie: oscylowały one między przychylnością a wrogością, sympatią a lękiem.

Symptomatyczne jest to, że artykuły z późniejszego okresu (także o podobnej tematyce) praktycznie nie używają pojęcia „tłumu”, zastępując go określeniami o bardziej pozytywnych konotacjach (częściej mówi się o „protestujących”, „ludziach” czy konkretnych grupach społecznych). Dużą rolę w indywiudualizacji obcego, bezimiennego kairskiego „tłumu” odegrały reportaże Jerzego Haszczyńskiego, korespodnenta „Rzeczpospolitej”, który w trakcie wydarzeń był w Egipcie. Jego teksty, ukazujące się od 21 stycznia stanowiły ważny element relacji serwisu rp.pl z wydarzeń. Serwis publikował zarówno jego krótkie notki relacjonujące aktualne kwestie, jak i długie reportaże (np. „Przyczajone Bractwo, niespokojni Koptowie” z 12 lutego), czy pogłębione analizy. Teksty Haszczyńskiego uciekają od publicystycznego tonu, autor ten przedstawia wypowiedzi samych uczestników manifestacji, umieszczając je w szerszym kontekście społecznym i starając się oddać racje różnych stron konfliktu.

Podstawową funkcją ogólnokrajowego serwisu informacyjnego, jest informowanie odbiorcy o istotnych aktualnych wydarzeniach. O ile artykuły z pierwszej grupy pełnią tę funkcję w sposób oczywisty, o tyle nie da się tego powiedzieć o następnej kategorii – o tekstach o turystyce.

Już 27 stycznia na stronie rp.pl ukazał się wpis pod tytułem „Biura podróży wstrzymują oddech“;prawie codziennie umieszczane były artykuł traktujący o sytuacji zagranicznych turystów, zatytułowane między innymi: „Turcja i Hiszpania zyskały na egipskim kryzysie“ (29.01), Biurom podróży będzie trudniej“ (8.02), „Turyści zostaną w kraju?“(08.02), czy „Turyści wracają do Afryki“ (08.04).

Bardzo szybko jednym z głównych tematów zainteresowania serwisu rp.pl stała się sytuacja egipskiej branży wypoczynkowej. Już 27 stycznia pojawia się na portalu analiza wskazująca, że polskie agencje turystyczne mogą ponieść duże straty ze względu na zamieszanie nad Nilem. W tekście z 28 stycznia pt. „Egipt: rewolucja przestraszyła turystów“ portal informuje o stratach, jakie w związku z wydarzeniami politycznymi ponosi egipska turystyka. W artykule z ósmego lutego dziennikarze rp.pl zastanawiają się, czy „Czy rewolty w Afryce Północnej wspomogą krajową turystykę?“, szacując, że część Polaków wybierających się do Egiptu czy Tunezji spędzi na urlop w kraju.

Godne uwagi są także ilustracje, jakie redaktorzy serwisu uznali za stosowne zamieścić obok publikowanych informacji. Wszystkie one nie odnoszą się do do napiętej sytuacji w rejonie, czy aktualnych problemów branży. Zamiast tego pokazują stereotypowe obrazki z folderów biur turystycznych oferujących wycieczki do Afryki Północnej. Roznegliżowane zachodnie turystki opalające się na plaży, grupy młodych dziewczyn pijące drinki w barze oraz beduin z wielbłądem siedzący nad brzegiem morza (w tle widać stragany i leżaki).

Co takiego przyświecało redaktorowi artykułu przy wyborze fotografii? Czy naprawdę zachodnie turystki w bikini oraz (prawdopodobnie przebrany) Beduin z wielbłądem na nadmorskiej plaży są najlepszą ilustracją napiętej sytuacji w regionie? W kontekście niemal równoczesnych doniesieniach o zamieszkach, represjach władzy oraz ofiarach śmiertelnych taki wybór zdjęć może budzić zdziwienie.

John Urry, angielski socjolog i badacz turystyki jest autorem pojęcia spojrzenia turysty (the tourist gaze). Za jego pomocą opisuje on sposób, w jaki sposób przekształcone zostają czas osoby spędzającej swój czas wolny na podróżach. Urry pokazuje mający nowożytne korzenie w XVII wiecznej Europie proces, w którym wykształca się kategoria turysty i turystyki. Podróż turystyczna wykazuje wiele cech karnawału, stając się okresem wyłączonym spod zwykłego, podporządkowanego pracy zarobkowej trybu życia. Tak jak pracownik musi prowadzić własnym trudem akumulować środki ekonomiczne, tak turysta musi je bezproduktywnie wydawać na przyjemności, pamiątki, czy właśnie podróże. Jednocześnie, według Urryego, podróż wypoczynkowa przekształca samo doświadczenie rzeczywistości. Turysta poznawaną rzeczywistość traktuje odmiennie niż tubylec. Jego podejście w stosunku do niej jest „odświętne”, wiąże się z oczekiwaniem różnego rodzaju wyjątkowych doznań i przyjemności.

Jednocześnie sam proces patrzenia ma realną moc sprawczą: tak właśnie niegdyś dziewicze rejony nadmorskie stają się wielkimi kurortami; to w ten sposób Zakopane przekształciło się z niewielkiej wsi w symulakryczną, hiperturystyczną i konsumpcyjną reprezentację wyobrażonej „góralskości”. Przemysł wypoczynkowy rozwijał się szczególnie dynamicznie w XX wieku, stając się ważną dziedziną światowej gospodarki i przekształcając ogromną ilość krajów i rejonów. Wracając na chwilę do omawianych fotografii na stronie rp.pl: to właśnie przemysł oparty na stymulowaniu spojrzenia turysty Zachodniego sprawił, że Beduini zaczęli wypasywać swoje wielbłądy nad brzegiem Morza Czerwonego, a białe kobiety w bikinii zaludniły plaże Hurghady i Szarm-El Szejk.

Spojrzenie turysty nie musi mieć charakteru statycznego, czy przywiązanego do konkretnego miejsca. Wraz z rozwojem globalnej kultury masowej i międzynarodowych mediów sztuczne turystyczne klisze stały się za sprawą telewizji, internetu i prasy poniekąd uniwersalne. Metaforycznie rzecz biorąc, rolę spojrzenia turysty pełni soczewka aparatu lub kamery. Zdjęcia plaż egipskich zamieszczane przy artykułach o rewolucji egipskiej są tego przykładem: polski czytelnik prasy otrzymuje w nich obraz zgodny z jego dotychczasowym wyobrażeniami o Egipcie. Wyobrażeniami, które zostały ukształtowane przez dziesiątki lat i miliony turystów, którzy w poszukiwaniu doświadczeń reprezentowanych w tych kliszach podróżowali do „kraju Faraonów”, a których konsumpcyjne pragnienia przekształciły obraz tego kraju wedle ich pragnień.

To, że nawet w sytuacji rewolucji polityczno-społecznej, mogącej obalić tę kliszę kliszę (Egipt = Beduini pasący wielbłądy na plaży), polskim odbiorcom wciąż serwuje się podobne orientalistyczne symulakra świadczy o potędze tych obrazów i figur. Można zrozumieć, że dla większości Polaków Egipt przede wszystkim kojarzy się z pięknymi plażami, rafami koralowymi i piękną pogodą. Wydaje się jednak, że w czasie wyjątkowych wydarzeń politycznych, rolą poważnych mediów nie powinno być umacnianie wykrzywionego obrazu Egiptu jako państwa wyłącznie wypoczynkowego. Częstotliwość i nade wszystko sposób, w jaki redaktorzy i dziennikarze strony „Rzeczpospolitej” podejmowali temat turystyki każe wątpić, czy  przeciętny odbiorca tego medium zmienił swoje wyobrażenie o tym kraju.

Trzecią główną kategorią tematów publikowanych artykułów, obok aktualnych doniesień z sytuacji w Kairze oraz analizy sytuacji turystów, były informacje o Bractwie Muzułmańskim (rzadko używano także alternatywnego tłumaczenia nazwy organizacji: „Bracia Muzułmanie”).  Bracia w większości tekstów opisywani są w podobny sposób.  Definiowani są jako organizacja fundamentalistyczna – islamistyczna, która stanowi jedyną realną siłę opozycyjną. Często obok takiej charakterystyki pojawia się komentarz o tym, że ruch ten w ciągu ostatnich lat zmieniła metody i porzuciwszy terror opowiada się za systemem pluralistycznym.

Autorzy tekstów wyraźnie nie próbują ukrywać swojej nieufności względem „Bractwa”. W jednym z artykułów Wojciech Lorenz pisze, że„ Chociaż islamiści znacznie złagodnieli w ostatnich latach, wiedzą, że wciąż są traktowani z dużą podejrzliwością. (…)Ugrupowanie, które ma szansę rządzić samodzielnie, będzie robiło wszystko, aby się tak nie stało. Ciekawe jak długo…“ (w niniejszym cytacie najważniejszy jest oczywiście wielokropek, mający wyraźną funkcję ekspresyną).

Dość szybko, bo już 3 lutego  ukazał się tekst pt. „Bracia Muzułmanie czekali prawie 100 lat na taką szansę”, w którym w wyważony i pogłębiony sposób opowiedziana jest historia tego ruchu. Tekst w skrócie opowiada o tym, że ta głosząca poglądy fundamentalistyczne organizacja w ciągu ostatnich 20 – 30 lat zdecydowanie złagodziła swoją retorykę i ideologiczny radykalizm, adaptując jednocześnie metody właściwe dla demokratycznych partii politycznych.

Mimo przesłania powyższego artykułu, rola, którą pełniła figura Bractwa w dyskursie egipskim portalu „Rzeczpospolitej” się nie zmieniła. Wciąż było one przywoływane w kontekście zagrożenia dla demokratyzacji Egiptu. W narracji o pożądanej przez redakcję rp.pl wizji przemianie tego kraju Bractwo Muzułmańskie wyraźnie obsadzane było w charakterze bohatera negatywnego.

 

W tekście „Czy Egipt idzie w śladu Iranu” [6]  z pierwszego lutego 2011. Aktualne wydarzenia nad Nilem porównanie są do obalenia władzy perskiego Szacha w roku 1979. W tej metaforze, „Bractwo Muzułmańskie” pełni rolę irańskich ekstremistów pod wodzą Chomeiniego, które „ukradnie” rewolucje. Według autora artykułu uliczne protesty prowadzące do obalenia prezydenta Mubaraka z dużym prawdopodobieństwem skończą się nie ustanowieniem liberalnej demokracji parlamentarnej, ale islamistycznej dyktatury fundamentalistów. W tekście tym, w dużej mierze poświęconym potencjalnej roli Bractwa przytoczone są apele irackiej i mauretańskiej Al Kajdy, wzywające Egipcjan do wzięcia udziału w świętej wojnie z Zachodem. Zestawienie Al Kajdy z Bractwem Muzułmańskim pojawia z resztą się w tekstach z rp.pl kilkukrotnie (niezależnie od tego, że nigdzie wprost nie sugeruje się jakichkolwiek faktycznych związków między tymi organizacjami, w dyskursie sytuowane są one obok siebie).

Podobna alternatywa dziejowa – liberalna demokracja kontra fundamentalistyczna dyktatura – przedstawiona jest w artykułach. „Dlaczego Izrael boi się egipskiej rewolucji” [7], „Obalenie Mubaraka to dopiero początek” [8], oraz Największy kraj arabski stanął na rozdrożu” [9]. Mimo, że teksty Haszczyńskiego wyraźnie podważają ten dychotomiczny obraz sytuacji nad Nilem, większość artykułów i komentarzy i tak wykorzystuje retorykę „wojny światów”. Na portalu Rzeczpospolitej to huntingtonowska figura starcia cywilizacji organizuje dyskurs wokół zasadniczych dla przyszłości tej części świata kwestii.

Wyborcza.pl

Wyborcza.pl to rozbudowany portal, należący do medialnego koncernu Agory i wykorzystujący w dużej mierze teksty z dziennika „Gazeta Wyborcza”. O ile strona rp.pl jest jedynym portalem związanym z dziennikiem „Rzeczpospolita”, to w przypadku „Gazety Wyborczej” sytuacja jest odmienna. Strona wyborcza.pl jest głównym, ale nie jedynym portalem publikującym teksty z „Gazety Wyborczej” (obok niej z tego samego źródła korzystają między innymi gazeta.pl oraz sieć stron zależnych , takich jak np. plotek.pl, sport.pl i inne).  W związku z tym, wiele aktualnych informacji, publikowanych jest na portalu gazeta.pl. Funkcja serwisu wyborcza.pl jest zatem nieco inna: zamieszczane są tu przeważnie dłuższe teksty o poważniejszej tonacji – komentarze, reportaże, felietony – uprzednio drukowane w gazecie.  Efektem takiej medialnej strategii komunikacyjnej jest to, że wśród tekstów zamieszczonych na portalu wyborcza.pl niewiele jest krótkich notek prasowych o faktualnych charakterze. Zamiast tego można na nim znaleźć głównie reportaże i komentarze.

Pierwsze dłuższe artykuły witryny wyborcza.pl opisywały kryzys egipski przez pryzmat widma nadciągającego fundamentalizmu. W tekście o znaczącym tytule: „Niestabilny Egipt może stać się wylęgarnią bojowników islamu” z 2 lutego Robert Stefanicki opisując zamieszki w Kairze kreśli obraz w ciemnych barwach: „Wśród zbiegów z więzień są zwykli przestępcy, ale też wielu bojowników świętej wojny, którym będzie sprzyjał chaos i próżnia polityczna, jaka może zapanować po obaleniu prezydenta Hosniego Mubaraka“ [10].  Pisząc o egipskich fundamentalizmach, jednym tchem autor wymienia organizacje takie jak: Al Kajda i Hamas i Bractwo Muzułmańskie. Charakteryzując tę ostatnią, Stefanicki pisze, że „Ten ruch polityczno-religijny oficjalnie nie stosuje przemocy, ale z terrorystami dzieli ideologię; nawet jeśli ich nie wspiera, to z nimi sympatyzuje“ [11].

Figura Bractwa Muzułmańskiego będącego zagrożeniem dla wyłaniającej się egipskiej demokracji dominuje także w tekście Leopolda Ungera, opublikowanym 7 lutego. Autor pisze w nim, że „Droga do demokracji jest pełna zakrętów i zasadzek – z autokracją, fanatyzmem Bractwa Muzułmańskiego, a nawet teokracją na wzór Iranu” [12].  W tekście tym Unger porównuje północnoafrykańską tranzycję systemową do tej w Europie Wschodniej, wskazując na słabość tej pierwszej. Według niego o niepowodzeniu demokratyzacji Egiptu zadecyduje brak intelektualnego zaplecza, wiedzy o zachodzie czy instytucji opartych na wiedzy. Unger kończy swój tekst  retorycznym zapytaniem: „Ponad 20 lat temu w Europie byli Wałęsa i Havel, Gorbaczow i Jaruzelski. Gdzie ich szukać? Na pustyni?”.

Tekst Ungera jest wyjątkowy, pod tym względem, że jego twórca w tak otwarty sposób stosuję klasyczną orientalistyczną figurę pustyni.  Odnosi się ona oczywiście nie tylko do elemetnu krajobrazu naturalnego dużej części krajów Maghrebu. Pustynia jest jedną z podstawowych figur orientalistycznych organizujących myślenie człowieka Zachodu o mieszkańcach islamskiego Południa. Ta funkcja metaforyczna jest wyraźnie widoczne w tekście Ungera: Pustynny, czyli jałowy  charakter mają całe społeczeństwa, pozbawione odpowiednio wykształconych elit, nie mające odpowiedniego kapitału społecznego pozwalającego im na rządzenie się w samodzielny, demokratyczny i obywatelski sposób. Autor dowodzi, że „egipskie zaplecze wie o świecie tyle, ile widzi w turystach, a to nie zawsze jest dobra szkoła.”. Pomija przy tym element, który w rewolucji egipskiej najchętniej podkreślają na przykład media zachodnioeuropejskie, to jest to, ze protestujący kontaktowali się ze sobą i światem zewnętrznym głównie za pomocą internetu.

„Wyborcza”, podobnie jak „Rzeczpospolita”, posłała do Egiptu reportera. W przypadku tej pierwszej był nim Tomasz Bielecki. Podobnie jak Haszczyński, Bielecki w swoich reportażach prezentuje pogłębione analizy, dalekie od czarno-białych dychotomii i prostych wyjaśnień. W swoich opisach Bielecki skupia się na poszczególnych rozmowach, unika uogólnień, nie demonizuje żadnej ze stron. Charakterystyczny, wyraźnie odmienny niż w przypadku „Rzeczpospolitej” jest jednak wybór poruszanej tematyki. Jeden ze swoich pierwszych reportaż z wydarzeń w Egipcie Bielecki poświęcił udziałowi kobiet w wydarzeniach na placu Tahrir. Zwracał w nim uwagę na wyjątkowo duży, jak na Egipt, udział kobiet w protestach ulicznych oraz na emancypacyjne kulturowe znaczenie tego faktu.

W tekstach i wypowiedziach Bieleckiego można odnaleźć też interesujący, zniuansowany obraz Bractwa Muzułmańskiego. Autor pisząc o radykalnej przeszłości tego ruchu zwraca także uwagę na jego społeczną rolę oraz zmiany, którym ruch był poddany w ostatnich dekadach. Zapytany w wywiadzie wprost o tę kwestię, Bielecki mówi: „To jest pytanie o rolę Bractwa Muzułmańskiego, w którym są różnorodne nurty. I te bliskie modelowi irańskiemu, i te bliskie modelowi demokratycznemu, tureckiemu. Tych drugich jest znacznie więcej.(…) Wydaje się, że Egipt ma duże szanse na budowę demokracji z silnym elementem wartości muzułmańskich, bardzo jednak odległej od niedemokratycznego systemu irańskiego“. [13].

Podobnie jak w przypadku Haszczyńskiego i „Rzeczpospolitej“, opinie reportera będącego w samym sercu wydarzeń wyraźnie różnią się od ocen i prognoz, które można odnaleźć w innych tekstach publikowanych na tych portalach. Teksty Bieleckiego poddają w wątpliwość – a w zasadzie jednoznacznie obalają zasadność –przykład tezu Ungera. Bielecki pisze zarówno o wysokim poziomie świadomości obywatelskiej, o wielkiej roli internetu i portali społecznościowych, dużym udziale w manifestacjach kobiet i osób młodych.

Należy także zaznaczyć, że wyborcza.pl nie publikuje żadnego większgo artykułu o sytuacji turystów, czy branży turystycznej w Egipcie. To wręcz zastanawiające, zważywszy na bardzo dużą ilość Polaków, którzy w tym okresie byli lub planowali spędzić urlop w Egipcie.

Wybór dyskursu opisywania wydarzeń w Egipcie można lepiej zrozumieć po zapoznaniu się z tekstem, który Adam Michnik ogłosił dzień po ustąpieniu prezydenta Hosniego Mubaraka. Były redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” twierdzi, że przyczynami upadku reżimu były „odwaga i upór w dążeniu do wolności”, które ostatecznie „zwyciężają władzę ufundowaną na wszechmocy policji”.

Taka charakterystyka umożliwia Michnikowi przywołanie analogii do wydarzeń historycznych, w których sam uczestniczył. „To przecież przypomina najpiękniejsze chwile 1989 roku, gdy komunistyczne dyktatury ustępowały przed ruchem na rzecz wolności. Wszyscy, którzy pamiętają wybory w Polsce z czerwca ’89 (…) mają dziś prawo do wielkiej radości.“ [14].

Tekst Michnika dzięki swojej prostocie dostarcza szerszą perspektywę postrzegania sposobu, w jaki wyborcza.pl relacjonowała i komentowała wydarzenia w Egipcie. Protesty skierowane przeciwko Mubarakowi wpisane zostały w paradygmat, który dobrze znamy z narracji o upadku Komunizmu w Europie. Prześladowany przez aparat bezpieczeństwa i dotknięty przez biedę lud w solidarnym zrywie obala skorumpowaną władzę. Umożliwia to wielkie pragnienie wolności i poczucie przyrodzonej godności. Jednocześnie naturalne jest – w myśl tej narracji – że protestujący pragną żyć w systemie opartym na liberalnej demokracji i wolnorynkowym kapitalizmie.

W takiej historiozoficznej wizji problemem jest – znów- figura Bractwa Muzułmańskiego. Ci niewątpliwi przeciwnicy reżimu nie muszą bowiem wcale dążyć do ustanowienia demokracji liberalnej opartej na zasadach wywodzonych z rewolucji francuskiej. W związku z tym, stosunek do nich w tekstach z serwisu wyborcza.pl jest niejasny.  Z jednej strony wypomina się im ich antyliberalną i fundamentalistyczną przeszłość oraz antyizraelskie inklinacje, z drugiej wierzy w ich zmianę i chęć uczestniczenia w pluralistycznym porządku demokratycznym (postrzeganym oczywiście na modłę zachodnią). Przy tym w gazetowym dyskursie opis (i zarazem stosunek do) Bractwa ma charakter alternatywny: albo jest to „normalna“ organizacja polityczna o charakterze liberalnym, albo fundamentalistyczna grupa wspierająca terrorystów. Nie ma mowy o żadnej syntezie, niuansach, tertio non datur.

Podsumowując, dyskurs przyjęty przez portal związany z „Gazetą Wyborczą“ do opisu wydarzeń w Egipcie określić można jako „emancypacyjny“. Autorzy wystrzegają się stosowania jawnie orientalistycznych figur (jak w przypadku dziennikarzy z portalu rp.pl), starają się jednak wpisać w narrację, która obowiązuje w tej redakcji w opisywaniu wydarzeń polskiej tranzycji systemowej. Należy przy tym zaznaczyć, że z tego modelu wyłamują się niektóre wypowiedzi korespondenta Tomasza Bieleckiego, w których dopuszcza on możliwość, że Egipt wyłamie się z czarno-białej dychotomii między liberalną demokracją na wzór zachodni, a fundamentalistyczną dyktaturą teokratyczną na modłę irańską.

Podsumowując, dla portalu rp.pl w dyskursie o rewolucji egipskiej, obok bardzo dużej ilości doniesień o aktualnych wydarzeniach, dominującymi tematami poruszanymi w publikowanych artykułach są dwie kwestie: turystyki i Bractwa Muzułmańskiego. Tak duże zainteresowanie poświęcane przemysłowi wypoczynkowemu oraz fundamentalistycznej organizacji islamskiej kreują obraz kraju w oparciu o dwie podstawowe figury: Kurortu oraz Islamisty-Terrorysty. Generalny ton komentarzy dziennikarzy w stosunku do rewolucji politycznej jest sceptyczny, podszyty przekonaniem, że kraj ten z dużym prawdopodobieństwem przekształci się  w teokratyczny reżim zagrażający Zachodowi.  Należy przy tym zaznaczyć, że ta swoista strategia narracyjna kontynuowana jest niejako przeciw Jerzemu Haszczyńskiemu, którego publikowane na portalu reportaże budują zupełnie inny obraz Egiptu.

Wyborcza.pl w większości swoich artykułów opisuje sytuacje w Egipcie za pomocą liberalnego dyskursu emancypacyjnego, w myśl którego protestujący na placu Tahrir solidarnie i pokojowo (tak jak Polacy w 1989) walczą z dyktaturą dążąc do przekształcenia kraju w liberalną demokrację pluralistyczną na wzór Zachodni. Na drodze postępu społecznego (wolne wybory, prawa kobiet, wolność słowa i zgromadzeń etc.), według portalu, stoją nie tylko skorumpowane władze ale także fundamentalistyczni Bracia Muzułmanie (którzy podobnie jak w narracji portalu „Rzeczpospolitej” są antytezą pożądanej demokracji liberalnej). Wizja nowego Egiptu przedstawiona jako alternatywa: liberalna demokracja albo totalitarna teokracja pozostaje dominującą pomimo przeczącym im do pewnego stopnia reportażom Tomasza Bieleckiego.

Zarówno „Wyborcza.pl”, jak i „rp.pl” de facto ignorowały głos własnych reporterów, którzy w swych tekstach budowali złożony i wymykający się stereotypowym sposobom myślenia o krajach arabskich. Redaktorzy woleli zamiast tego preferowali konstruować narracje w taki sposób, aby nie zaburzały one przyjętej w tych mediach ideologii.

Przypisy:

[1] Informacje z analizy prasowej z dnia  7.04.2011, http://www.press-service.com.pl/pl/firma/pressroom/informacje-prasowe/art142,rewolucja-w-egipcie-wazniejsza-od-katastrofy-smolenskiej.html, dostęp na 1.05.2011.
[2] Egipski Dzień Gniewu, www.rp.pl ,  Marcin Szymaniak 26.01.2011.
[3] Zmiany w egipskich władzach, protesty coraz silniejsze, www.rp.pl , jsat,map,pmaj , 29.01.2011.
[4] Czy bunt zmiecie Mubaraka, www.rp.pl, Jerzy Haszczyński, Wojciech Lorenz,magm, 27.01.2011.
[5] „tłum“ zestawiony jest z określeniami, które go indywidualizują. Nie jest to przypadkowe, tekst jest o kilka dni późniejszy niż poprzednie cytaty (przyp. F. K.);  Spokojne demonstracje w Egipcie, www.rp.pl amk,pmaj,  01.02.2011.
[6] Czy Egipt idzie w ślady Iranu, Wojciech Lorenz, www.rp.pl, 01.02.2011.
[7] Dlaczego Izrael boi się egipskiej rewolucji,  p.z. 02.02.2011.
[8] Obalenie Mubaraka to dopiero początekl Piotr Zychowicz, www.rp.pl,  11.02.2011.
[9] Największy kraj arabski stanął na rozdroż, Wojciech Lorenz www.rp.pl, 13.02.2011.
[10] Niestabilny Egipt może stać się wylęgarnią bojowników islamu, Robert Stefanicki, wyborcza.pl, 02.02.2011.
[11] Idem.
[12] Dokąd podąża Egipt, Leopold Unger, wyborcza.pl, 7.02.2011.
[13] Egipt, co dalej? Jak daleko od fundamentalizmu?, wywiad z Tomaszem Bieleckim, wyborcza.pl, 11.02.2011.
[14] Jeden z tych dni, dla których warto żyć, Adam Michnik, wyborcza.pl, 12.02.2011

* Filip Konopczynski, student Prawa i Kulturoznawstwa w ramach Kolegium MISH. Jego zainteresowania obejmują socjologię prawa, praktyki pamięci związane z fenomenem współczesnej recepcji Powstania Warszawskiego oraz ideologiczne podstawy dyskursu w polskich mediach.

„Kultura Liberalna” nr 125 (22/2011) z 31 maja 2011 r.