Katarzyna Kazimierowska

Jak uszczęśliwić panie w podeszłym wieku

Nieszczęśliwa terminologia, nieporozumienie w rozdzielaniu funduszy i brak orientacji w potrzebach kobiet po 60. roku życia. Tak w skrócie można podsumować wnioski płynące ze spotkania grupy roboczej kobiet 60+, jakie odbyło się w ramach projektu „Warszawa dla kobiet”, któremu patronuje prezydent Warszawy

Kilka słów wyjaśnienia: celem powstałego przy pani prezydent projektu „Warszawa dla kobiet” jest wysłuchanie uwag zróżnicowanego środowiska kobiecego odnośnie najistotniejszych kwestii kobiet oraz stworzenie rekomendacji dla parlamentarzystów. Zresztą w projekcie bierze udział także spora grupa posłanek. W wyniku pierwszego spotkania zarysowały się cztery grupy robocze, które zajmują się rozwiązywaniem problemów kobiet pracujących, ustawą żłobkową, a także sprawami kobiet 60+.

Do bliższej analizy wybrałam grupę ostatnią, bo wiąże się ona z tematami poruszanymi przez „Warszawa Jest Kobietą”. Pierwsze wrażenie: dawno nie widziałam tak licznej grupy reprezentatywnej! I dobrze, bo oznacza to potrzebę rozmowy, a także chęć wpływu na rzeczywistość. Jeśli ktoś myśli, że „starsze panie” mają gdzieś to, co się dzieje w otaczającej je rzeczywistości, to jest w błędzie.

Same spotkania przypominają trochę konsultacje społeczne: pytania krążą wokół tego, co jest nie tak w omawianej kwestii i jak można to poprawić. Grupa 60+ była do tego świetnie przygotowana – panie zgłaszały konkretne uwagi i propozycje zmian. I dowiodły, że bardzo niewiele wiemy o potrzebach i życzeniach kobiet, w których przedział wiekowy my, młodsze, za chwilę wejdziemy. Wyliczę to w punktach:

1. Sześćdziesiąt plus wcale nie chcą, by mówić o nich „osoby w podeszłym wieku”. No bo co to znaczy? Co to jest „wiek podeszły”? Że niby pod co podchodzi? Nie są też „starsze”. Bo od kogo? Chcą być „60+” i już. Język polski, choć tak bogaty, nie ma na określenie tej rosnącej grupy wiekowej zbyt wielu słów, które nie byłyby nieuprzejme lub dyskryminujące. Staje się zatem pierwszym krokiem do prawdziwej dyskryminacji i budowania stereotypów wokół wieku. Za chwilę ten problem zacznie dotyczyć naszych rodziców – czy wtedy go dostrzeżemy?

2. Jeśli zachwycaliście się uniwersytetami trzeciego wieku, to teraz zrzednie wam mina. Bo uniwersytety, owszem, działają, mają też ciekawą ofertę edukacyjną dla zainteresowanej starszyzny. Szkopuł jednak w tym, że nie są niestety bezpłatne. I choć okazuje się, że zmonopolizowały one pozyskiwanie funduszy przeznaczonych dla osób 60+ (większość puli idzie właśnie na uniwersytety oraz na kombatantów, nie wystarcza już natomiast na pojedyncze fundacje, których oferta dla 60+ jest bardzo atrakcyjna, jak Fundacja Od-Nowa), to ceny za zajęcia dla wielu emerytów są jednak zaporowe. Wesołe życie staruszka można między bajki włożyć.

3. Czego chcą 60+? Pomijając oczywistości finansowe i społeczne, które równają się godnemu życiu, chcą prostej rzeczy – dostępu do kultury. I nie chodzi tu, o dziwo, o abonament telewizyjny. A głównie na telewizję emeryt jest skazany, bo z emerytury niewiele zostaje funduszy na teatr, kino czy koncert. Podczas spotkania padły propozycje karnetów dla 60+ albo możliwości skorzystania przez nich raz w miesiącu ze sporych zniżek. Zaskoczyło mnie jedno. Nikt nie powiedział: „Bilety dla seniorów o połowę tańsze!”. Pojawiła się jedynie sugestia możliwości skorzystania z obniżki raz na jakiś czas. Zaczynam uważać, że dostęp do kultury dotowanej przez miasto czy państwo powinien być dla osób 60+ bezpłatny. To one właśnie stanowiły przynajmniej 1/3 uczestników bezpłatnych spektakli wystawianych w ramach festiwalu „Warszawa Jest Kobietą”.

4. Kobiety 60+ są bardzo aktywne. I chcą takie pozostać, choć polska rzeczywistość specjalnie im tego nie ułatwia. Choć z jednej strony nawołuje się szeroko do aktywności wolontariackiej, to ani władze dzielnicy, ani władze miasta zdają się nie zauważać, że młodzież wolontariatem – zwłaszcza tym potrzebnym w sferze medycznej czy społecznej – jest coraz mniej zainteresowana. Mamy tymczasem w Warszawie sporą grupę osób 60+, które coraz częściej same poszukują możliwości działania w fundacjach i stowarzyszeniach. Nikt po nich rąk nie wyciąga, więc sami to robią. I okazują się być w tym świetni i niezastąpieni. Tym bardziej, że rośnie zapotrzebowanie na wolontariuszy, którzy mogliby opiekować się osobami 90+, bo opiekunów do tej grupy brakuje zupełnie. (A to swoją drogą, temat kolejny: uwaga, nikt nie wie, ile kobiet 90+ żyje w Warszawie i co się z nimi na co dzień dzieje – dzielnice nie mają na ten temat informacji. A skoro jej nie ma, nie ma też problemu.)

To tylko cztery z poruszonych problemów. Pomijam kwestie finansowe, problemy zdrowotne czy dostęp do urzędników i instytucji miejskich. Sprawy, które tu przedstawiłam, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Problem w całej okazałości zobaczymy jednak niebawem, czeka tuż za rogiem, bo jak głosi pewna reklama, jutro jest dziś, tyle że jutro. Warto – patrząc na doświadczenia starszych – pomyśleć o nim już teraz. I wprowadzić mądre regulacje dla naszych babć, mam i dla nas samych.

* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Cwiszn”, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 126 (23/2011) z 7 czerwca 2011 r.