Jarosław Kuisz

Przyszłość lewicy

30 lat temu we Francji doszło do politycznego trzęsienia ziemi. 10 maja 1981 roku François Mitterrand, niewielką różnicą głosów (51,76 procent), został wybrany w II turze wyborów na stanowisko prezydenta. Po raz pierwszy w dziejach ufundowanej przez prawicę V Republiki, to lewica zdobyła najwyższe stanowisko w państwie. Na ekranach telewizorów ukazano wtedy twarz głowy państwa najnowocześniej, jak to było możliwe. Zdumionym wynikami wyborów widzom objawił się rozpikselowany Mitterrand w stylu wczesnego ZX Spectrum.

To zwycięstwo sprzed lat ciąży dziś Parti socialiste, paradoksalnie, nie mniej niż słabe notowania Sarko. Liderzy lewicy są liczni i zapewne wszyscy marzą o tym, by w 2012, roku kolejnych wyborów, zostać nowym Mitterrandem. Dość wspomnieć o aktualnej liderce PS, Martine Aubry (matce, jeżącego włosy na głowach ekonomistów pomysłu na 35-godzinny tydzień pracy). Ségolène Royal (byłej partnerce François Hollande`a) czy François Hollande (byłym partnerze Ségolène Royal)… A podaję tylko nazwiska lepiej znane zagranicą. Nic dziwnego, że oganiając się od afery z Dominique Strauss-Kahn’em w roli głównej (innym potencjalnym kandydatem do wyborów, już chyba byłym), PS wykonało właśnie skok do przodu i – zamiast osób – w miniony weekend przedstawiło program.

Co nas – chłodnym okiem spoglądających na lewicowe emocje nad Sekwaną – może w nim zainteresować? Czy są możliwe jakieś interesujące paralele?

Zacznijmy od tego, że myliłby się srodze ktoś, kto starałby się dokonywać prostych porównań pomiędzy polską a francuską lewicą. Inna genealogia, inny pejzaż polityczny i inne wyzwania stały przed nimi w XX wieku. W różnych krajach „lewica” – pomimo powierzchownych podobieństw haseł – bynajmniej nie oznacza tego samego.

Pamiętając o tych zastrzeżeniach, warto przyjrzeć się głównym hasłom przedstawionym przez PS. Niewykluczone bowiem, że i nasza lewica będzie poszukiwać politycznych i intelektualnych inspiracji nad Sekwaną. Nie raz tak bywało. Oczywiście, nie sposób tutaj zaprezentować całości programu. Wybierzmy zatem jedynie garść haseł. Oto one:

– stworzenie publicznego banku inwestycji,
– stworzenie 300 000 „przyszłościowych” miejsc pracy dla młodych,
– podatek VAT ma stać się „éco-modulable” (tj. niższy dla produktów nie zanieszczających środowiska),
– przywrócenie ustawowej granicy 60 lat jeśli chodzi o emeryturę,
– zgranie rytmu szkoły z programem nauczania.
– zachęcanie młodych lekarzy, by udali się do rejonów opuszczonych,
– połączenie podatku dochodowego z podatkiem przeznaczonym na ubezpieczenia społeczne,
– prawo do małżeństwa i adopcji dla „wszystkich par”,
– koniec z nominacjami prezydenta osób odpowiedzialnych za sektor audiowizualny,
– prawo głosu dla cudzoziemców w wyborach samorządowych itd.

Jak widać, chodzi co najwyżej o korekty znanych już rozwiązań, na tyle uniwersalnych, że możliwych do „wyeksportowania” do innych krajów. Nie ma tu jednak wizji dawnej PS. Trudno szukać w niej asów z talii programu Mitterranda, który na przykład zniósł karę śmierci.

Bank inwestycji pachnie etatyzmem (a we Francji afer korupcyjnych na szczytach władzy nigdy nie brakowało). Manipulowanie przy emeryturach może zachwiać poczuciem solidarności społecznej. Komponenta ekologiczna programu może zostać spokojnie zassana przez prawicę.

Żądanie prawa do małżeństwa dla wszystkich par pokazuje, że o europejskiej solidarności lewicy mowy być nie może: wprowadzony przez lewicowy rząd związek partnerski rejestrowany w sądzie, PACS, miał być idealnym rozwiązaniem. Żądania PS na pewno ułatwią w innych krajach retorykę „związki partnerskie to tylko przyczółek”. Pamiętajmy, że w Europie mamy jeszcze kraj, który dopiero co w referendum głosował nad wprowadzeniem do swojego ustawodawstwa… rozwodów.

Są za to propozycje kosztowne. Dziurawienie budżetu, które pozwala na nieposkromioną pierzynę socjalną, także nie może trwać bez końca.

Co nas to obchodzi? Jak widzimy na przykładzie Grecji, nieprzejmowanie się tym, co wyprawia się z finansami w odległych krajach, ma swoje namacalne granice: granice UE. Być może nowa fala uwspólnotowienia UE będzie polegała na uważnym zaglądaniu sąsiadom do budżetowych kieszeni i czynieniu zastrzeżeń wobec programów partii, których liderzy mogą wkrótce sięgnąć po władzę.

Trudno się tutaj powstrzymać, by nie przypomnieć, że drugie wielkie zwycięstwo lewicy, czyli reelekcję Mitterranda w 1988 roku ogłaszano w telewizji francuskiej z podkładem znanej piosenki. Było to… „Money for nothing”.

* Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 125 (22/2011) z 31 maja 2011 r.