Łukasz Pawłowski

Zróbmy sobie Oksford

Na mapie angielskich uczelni pojawi się w przyszłym roku nowa, prywatna placówka, która w zamierzeniu jej twórców ma stanowić konkurencję dla najbardziej prestiżowych ośrodków edukacyjnych na Wyspach – Uniwersytetu w Oksfordzie, Cambridge czy London School of Economics.

Zamierzenia te należy traktować poważnie, bo i założyciele nowej uczelni, New College of The Humanities, to ludzie jak najbardziej poważni. Wśród 14 pierwszych wykładowców college’u znaleźli się m.in. słynny ze swej walki z Bogiem biolog Richard Dawkins, filozof prawa Ronald Dworkin, etyk Peter Singer (ten sam, któremu w maju zeszłego roku odmówiono wystąpienia na Uniwersytecie Warszawskim), psycholog Steven Pinker czy wreszcie znany szkocki historyk i publicysta Niall Ferguson.

Afiliowany przy University of London, New College of The Humanities w pierwszym roku funkcjonowania zaoferuje 200 słuchaczom kursy z zakresu prawa, ekonomii, filozofii, historii i literatury angielskiej. Wyróżnikiem nowej uczelni ma być bardziej zindywidualizowane podejście do studenta – dzięki intensywnym, indywidualnym konsultacjom i stosunkowi liczby studentów do liczby wykładowców nie przekraczającym 10:1 – oraz nacisk na interdyscyplinarność zdobywanej wiedzy.

Całość ma kosztować każdego kursanta 18 tysięcy funtów rocznie, co nawet jak na warunki angielskie jest sumą ogromną. W uczelniach państwowych górna granica opłat za studia – mimo że w zeszłym roku została trzykrotnie podniesiona przez obecny rząd – nadal wynosi „jedynie” 9 tysięcy funtów.

Wiadomość o utworzeniu nowej placówki wywołała w Anglii falę sprzecznych reakcji. Zdaniem jej przeciwników to kolejny dowód na elitaryzację angielskiego szkolnictwa i bezpośrednia konsekwencja cięć w dotacjach na naukę przedmiotów humanistycznych oraz wspomnianej wyżej decyzji władz o trzykrotnym podniesieniu wysokości czesnego na uczelniach publicznych. „Przy opłacie wysokości 18 tysięcy funtów rocznie szansę znalezienia się w tej szkole mają studenci nie tyle najbardziej uzdolnieni, co ci z najgłębszymi kieszeniami” – powiedziała „Guardianowi” Sally Hunt, sekretarz Stowarzyszenia Nauczycieli Akademickich. [http://www.guardian.co.uk/education/2011/jun/05/new-college-dawkins-grayling-ferguson]

Innego zdania jest Anthony Grayling, profesor filozofii na Uniwersytecie Londyńskim i Oksfordzkim, dyrektor przyszłego College’u. Grayling podkreśla otwartość nowej placówki, zwracając uwagę, że co piąty z nowo przyjętych studentów będzie częściowo lub całkowicie zwolniony z opłat. W kolejnych latach uczelnia chce, by odsetek ten wzrósł do 30 procent. College zdecydował się na wprowadzenie tych ulg, mimo że jako placówka prywatna nie ma takiego obowiązku. Przeciwników nowej inicjatywy to jednak nie przekonuje, a propozycję rabatów uznają za figowy listek, nieudolnie zakrywający elitarność New College.

W jednym punkcie Hunt i Grayling pozostają jednak zgodni, mianowicie w krytyce poczynań rządu Davida Camerona. O ile jednak Hunt twierdzi, że wprowadzona podwyżka czesnego jest zbyt drastyczna, o tyle Grayling twierdzi, że suma 9 tysięcy funtów rocznie, jaką od przyszłego roku zapłacą za kształcenie angielscy studenci jest nadal niewystarczająca. Zdaniem profesora „prawdziwe koszty kształcenia są dużo wyższe i to ograniczenie w końcu będzie musiało zostać zniesione. W obecnej sytuacji inne uniwersytety również mogą w końcu dojść do wniosku, że albo uniezależnią się od władz, albo pójdą na dno. Niemal wszyscy z naszych profesorów spędzili całe dekady pracując na uczelniach publicznych i widzimy, że z każdym rokiem ich sytuacja staje się coraz trudniejsza. (…) Albo będziemy stali z boku narzekając na to co się dzieje, albo zaryzykujemy i zdecydujemy się coś z tym zrobić”. [http://www.guardian.co.uk/education/2011/jun/05/new-college-dawkins-grayling-ferguson] Zwolennicy tego poglądu wskazują na opłaty ponoszone przez studentów w najlepszych amerykańskich uczelniach, gdzie czesne jest nawet kilkukrotnie wyższe niż w Anglii. Jeśli do tego doliczymy hojne datki przekazywane na rzecz uczelni przez przeszłych – a niekiedy i przyszłych – absolwentów (co nawiasem mówiąc i w wypadku najlepszych uniwersytetów angielskich jest powszechną praktyką), wówczas przepaść finansowa pomiędzy czołowymi ośrodkami akademickim po obu stronach Atlantyku ukazuje swoje prawdziwe rozmiary.

Czy zatem nie pozostaje nic innego jak nauki humanistyczne komercjalizować? W wielu środowiskach taki pomysł spotyka się z natychmiastową krytyką. I pewnie rację mają ci, którzy twierdzą, że komercjalizacja to nie jedyne możliwe wyjście. Problem w tym, że powoli staje się ona faktem i w pewnym, przewrotnym sensie to według mnie wyjście… najbardziej uczciwe. Dobre studia to w coraz większym stopniu oferta dla bogatych. Chyba lepiej pogodzić się z tą rzeczywistością i w jej ramach walczyć o poprawę szans najbiedniejszych oraz najzdolniejszych studentów, niż zamiatać problem pod dywan perorując o powszechnej równości, dostępności, bezpłatności i… jakości, równocześnie na każdym kroku łatając dziury budżetowe doraźnymi rozwiązaniami.

* Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, członek redakcji „Kultury Liberalnej”, dziennikarz „Europy. Magazynu Idei”.

[email protected]


„Kultura Liberalna” nr 126 (23/2011) z 7 czerwca 2011 r.