Magdalena M. Baran
Plaza de la Merced nr 15
Taki jakich wiele? Stojący na końcu rzędu podobnych sobie domów przy Plaza de la Merced w Maladze. Zielone okiennice dające ochłodę przed upałem i spokój od wiatru, wiejącego od strony pobliskiego morza, kute balkony, wysokie okna, z których można podziwiać plac i wyłaniającą się spomiędzy kamieniczek wieżę kościoła św. Jakuba. Wśród gałęzi kwitnących dzbanuszkowatymi kwiatami drzew gruchają gołębie – jedne z wielu podobnych tym, jakie przez lata uparcie malował Don Jose, a które pojawią się także w twórczości jego syna. Na okolicznych uliczkach, wąskich, wybrukowanych kocimi łbami – chłód, gwar miasta, zapachy i smaki barów, krzyki rozbawionych dzieci, wspomnienia czasów rzymskich i dominacji budowniczych Alcazaby, „jednoręka” Katedra czy wreszcie, podawane z ust do ust, historie z rodem corridy. Krok od prawdziwego życia. Rodzinne miasto, dom narodzin Picassa.
Wąskimi schodami wspiąć się można do pozostałego/odtworzonego pokoju. Kilka obrazów, książki ojca, meble, rodzinne fotografie. Zdjęcia dzieci, w tym chłopca o figlarnych, rozognionych, bacznie przyglądających się gościom oczach. Dalej już tylko ON. Ceramika – szykujące się do lotu picassowe sowy o wielkich oczach i rozpostartych skrzydłach wtłoczone w misy; gołębie – spokojne, pokorne, jakby pozbawione ptasiej dumy, przyczajone na talerzach; malunki wiecznego tułacza z La Manchy i kochankowie na wspólnym siodle szykujący się do ucieczki w nieznane. Obok Picasso z kolorów dzieł znów przeniesiony w czerń i biel fotografii. Starszy znacznie, pochylony nad piecem, z którego wyciąga kolejne prace, nad prasą, spod której wyjść mają nowe litografie. Perfekcyjny, owiany mgłą tajemniczości i drwiny, jak dziecko cieszący się z kolejnego, spodziewanego przecież sukcesu. Dzieła-dziecka. Z nieodłącznym papierosem i szelmowskim uśmieszkiem błądzącym w kąciku ust.
Dzieł więcej na parterze, gdzie królują kobiet widziadła. Ostatnich? Nie tych nieszczęsnych, co porzucone, pomarłe, zapomniane. Francoise Gilot, Jacqueline Roque, Angela Rosengart… Ta pierwsza w portrecie czarno-białym na dwoje podzielona. W twarzy czerń i biel – on i ona rozłączni, choć oczami, nozdrzami jedności przecież. Ramionami wyciągniętymi nieufnie połączeni w linii ust na dwoje rozciętej wyobraźnią głowy. W niej, w nim. W codzienności obojga. Dalej samotna już, w zadumie tkwiąca, podparta swoją ręką, może dłonią, co jakby znikąd przychodzi głaskana po smutnym policzku. Inna od znanych… Jacqueline zaczytana, w strony zapatrzona wzrokiem nieobecnym, jakby cokolwiek innego niż sam Picasso mogło zaprzątać jej uwagę. Posłuszna w rysach, oddana – jemu czy lekturze – siłą, jakby wyrwana z półmroku swej codzienności. Kierunek wzroku brwi znaczą – ostre niczym brzytwy. Dalej grafik seria – droga od obrazu rzeczywistego, realistycznego niemal, przez formy przejściowe wiodąca ku kubizmowi, który patrzyć każe jednocześnie na twarz całą i profil, na piersi i na pośladki wystrojonej w velazquezowe szaty modelki. Rosengart uśmiechnięta łagodnie, szczupła, przylizano-czarnowłosa, zahipnotyzowana oczami, o których powie później „To było spojrzenie, które wchodziło głęboko we mnie, jak promienie rentgena albo strzały. Kiedy patrzył na ciebie, czułeś się wypalony, nagi. Czułam się jak kupka popiołu”. Cień tego spojrzenia igra już w oczach małego chłopca z malagijskich fotografii – wychowywanego w domu pełnym kobiet, zawiedzionej nadziei ojca. Cień spojrzenia małego Picassa.
Obiekty:
Casa Natal de Picasso, Plaza de la Merced nr 15, Malaga.
„Cherches la femme”, 2 kwietnia – 2 października 2011
„La collección Serra”, 1 stycznia – 31 grudnia 2011
* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”, koordynato projektów IO. Przygotowuje rozprawę doktorska z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 127 (24/2011) z 14 czerwca 2011 r.