Karolina Wigura
Wspólna mapa pojęć?
Niedawno ukazał się w Niemczech zbiór esejów Petera Sloterdijka „Die nehmende Hand und die gebende Seite”*. Zawiera on teksty, które filozof publikował wcześniej na łamach prasy za naszą zachodnią granicą – między innymi fragmenty dyskusji z innym spadkobiercą frankfurckiej szkoły krytycznej, Axelem Honnethem, na temat sensowności utrzymywania w Republice Federalnej państwa socjalnego.
We wstępie do zbioru autor „Krytyki cynicznego rozumu” wymienia cztery kategorie, które jego zdaniem zdominowały współczesną dyskusję o polityce. Początkowo nazywa je, co prawda, banałami, jednak szybko okazuje się, że owych kategorii nie lekceważy – ostatecznie używa ich, by postawić własną diagnozę politycznej współczesności Europy. Diagnoza ta zaskakuje. Bowiem, choć rozumowanie Sloterdijka jest interesujące, u czytelnika znad Wisły może pozostawić pewien niedosyt.
Pierwszym elementem, o którym pisze Sloterdijk, jest wytworzenie przez zglobalizowany neoliberalizm kwestii socjalnej nieznanego dotąd gatunku. Choć trudno dziś mówić w krajach zachodnich o masowo występującej skrajnej biedzie, coraz poważniejszym problemem zamożnych społeczeństw staje się bieda „umiarkowana”, istniejąca w relacji do ogólnego stanu dobrobytu. Drugi element to przemiany lewicy. Ta tradycyjna – organizowana niegdyś przez pracowników i pracodawców – ustąpiła miejsca tworzonej przez organizacje skupiające wszelkiej maści niezadowolonych. A to mniej więcej jedna piąta bogatych społeczeństw (wystarczająco, pisze autor „Gniewu i czasu”, by partia „Die Linke” mogła istnieć, ale zbyt mało, by socjaldemokracja niemiecka stanęła na nogi). Trzeci element: nowoczesne systemy państwa opiekuńczego wypracowały sposoby, by istniejące „sprzeczności” i „konflikty” przetwarzać na stymulującą społecznie autodydaktykę – ku rozpaczy tych, którzy pokładali swoje nadzieje w pojęciach w rodzaju „kryzysu”, „rewolucji”, czy „katastrofy”. I czwarty element: w obecnej sytuacji szanse wystąpienia protestów społecznych ograniczone są wyłącznie do reakcji na skandale – dlatego dobre wykorzystanie skandalu stało się utopijnym potencjałem, mogącym podtrzymać przy życiu demokrację.
Jeśli przyjrzeć się uważnie czterem kategoriom Sloterdijka z perspektywy polskiej, a może także środkowo- i wschodnioeuropejskiej, można mieć uzasadnione wątpliwości, czy którakolwiek z nich jest dla nas realnym punktem odniesienia. Filozof z Karlsruhe nie pisze o najważniejszych problemach społecznych, ale o kategoriach kształtujących zasadniczy porządek debaty publicznej. Z tej perspektywy, choć globalizacja i neoliberalizm to konteksty w tej części świata do pewnego stopnia obecne, trudno mówić o polskiej biedzie jako o zmiennej obecnej wyłącznie w odniesieniu do ogólnej zamożności społeczeństwa (wystarczy wziąć pod uwagę badania prowadzone przez Wielisławę Warzywodę-Kruszyńską. Rozmowy o tradycyjnej lewicy praktycznie straciły jakiekolwiek znaczenie, wobec konserwatywności sceny politycznej oraz rozczłonkowania lewicowości przez partie typu catch-all. Dalej, choć bieda jest problemem społecznym, mogącym wywoływać protesty, żadna z tych kwestii nie jest rozpatrywana bardzo obszernie.
Gdybym miała zastąpić cztery kategorie Sloterdijka takimi, które odpowiadałyby realnie wyartykułowanym w debacie publicznej w Polsce, na liście znalazłyby się następujące. Po pierwsze: kwestia tożsamości. Ile jest Polsk? Czy niektóre z nich są liberalne, inne solidarne – a może podziały wynikają tylko z walki elit, pomieszania języków i nieznajomości pojęć? Po drugie, jak wygląda rzeczywistość z punktu widzenia poznawczego? Czy to, że nie znamy części faktów o niektórych wydarzeniach, w których brały udział ważne osoby publiczne, sprawia, że powinniśmy myśleć o nich jako o zwiastunach niebezpiecznych tajemnic, czy też czekać ze spokojem na wyjaśnienie pozostałych faktów? Czy niezgoda między różnymi osobami w tej kwestii wynika li tylko z (auto)przełomu nominalistycznego lub jego braku? Po trzecie, jaki charakter powinna mieć polska modernizacja i jak radzić sobie z przestojami w jej realizacji? Po czwarte, jak budować nową kulturę pamięci – gdzie wyznaczyć granicę między ofiarą, bohaterem i sprawcą w jednym polskim ciele?
Przez wiele dziesiątek lat doświadczenia niemieckie wydawały się wyznaczać trajektorię wspólnej przestrzeni duchowej Unii Europejskiej. Niezależnie od tego, czy odbywało się to w ramach nowej niemieckiej kultury pamięci, oktrojowanej przez aliantów demokracji, czy wreszcie w kategoriach gospodarki i ochrony socjalnej, a także odpowiedzi na pytanie, czym jest społeczna „normalność”, Niemcy promieniowały intelektualnie na Europę i w konsekwencji także na Polskę. Dziś kategorie, które proponuje jeden z najpopularniejszych niemieckich myślicieli, by zrozumieć współczesny polityczny dyskurs, wydają się nieodpowiadające rzeczywistości.
Zasadnicze pytanie, które warto sobie w tym kontekście postawić, dotyczy istnienia lub nieistnienia kategorii, którymi można by było opisać dyskusję po obu stronach zjednoczonej Europy – „starej” i „nowej”. Czy istnieją pytania, które w równym stopniu mogą je interesować? I jak doprowadzić do sytuacji, w której pytania i wyzwania będą nie tylko z obu stron formułowane, a także wzajemnie wymieniane – i w rezultacie będą miały szansę wyprowadzić różne społeczeństwa ze stanu wsobnego zadowolenia?
* Peter Sloterdijk, „Das nehmende Hand und die gebende Seite”, Suhrkamp 2010.
** Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarka. Członkini Redakcji „Kultury Liberalnej” i adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Niedawno ukazała się jej książka „Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki”.
„Kultura Liberalna” nr 128 (25/2011) z 21 czerwca 2011 r.