Józef Pinior
Euro-oil state
Głośna dyskusja dotycząca Unii Europejskiej – nie tylko w Polsce – odnosi się najczęściej do zakresu integracji europejskiej, odrębności interesów narodowych od interesów Wspólnoty; jest ona sporem pomiędzy zwolennikami ściślejszego związku między krajami UE a strażnikami europejskich państw narodowych. Tymczasem dyskusja ta jest sporem jałowym, niedającym odpowiedzi na pytania dotyczące konkurencyjności gospodarki europejskiej, poziomu nauki, edukacji, kultury i infrastruktury oraz jakości życia w Europie na tle dynamiki rozwoju Azji Południowo-Wschodniej i Ameryki. Prawdziwa debata powinna raczej dotyczyć pytań o rozwój europejskiej nauki czy infrastruktury wspólnego rynku, mądrej krytyki założeń budżetu Unii Europejskiej: uporczywego skupienia na wspólnej polityce rolnej zamiast na tworzeniu jednolitego europejskiego systemu szkół wyższych czy nowego, ogólnoeuropejskiego systemu komunikacyjnego.
To interesujące, że najbardziej przenikliwe analizy sytuacji europejskiej dochodzą z USA. George Soros kolejny raz ostrzega przed dezintegracją. W „Financial Times”, jeszcze przed tragedią w Norwegii, Soros postuluje powrót do źródeł, do inżynierii społecznej lat powojennych w duchu Karla Poppera, do mobilizacji proeuropejskiej większości przeciwko ugrupowaniom ksenofobicznym i skupienia energii na rozwiązaniach ogólnoeuropejskich, a nie narodowych. Thomas L. Friedman, w felietonie w „New York Times”, w jednej z inteligentniejszych analiz kryzysu greckiego, zwraca uwagę na uzależnienie krajów UE od funduszy europejskich. Friedman przyrównuje Grecję do państw naftowych: uzależnienie od funduszy z Brukseli przypomina strukturalnie uzależnienie kraju od wydobycia ropy. Grecja, w opinii komentatora NYT, nie wykorzystała swojego położenia geograficznego. Ateny nie zorganizowały wokół siebie rynku wschodniego basenu Morza Śródziemnego po upadku handlowym Bejrutu, dając się wyprzedzić Stambułowi i Cyprowi. Przysłowiowa w USA grecka przedsiębiorczość zaangażowała się w pozyskiwanie funduszy europejskich zamiast skupić się na tworzeniu nowej gospodarki na styku Europy i Bliskiego Wschodu. Grecja podobnie jak „petrostate” stała się w ostatnich trzydziestu latach „euro-oil state”.
Tak się składa, że w ostatnich tygodniach dużo podróżuję po Dolnym Śląsku. Przypomina on jeden wielki plac budowy: nowe odcinki dróg, obwodnice, chodniki, odremontowane budynki – krajobraz coraz bardziej przypominający zachodnią Europę. Spotykam wójtów, burmistrzów, lokalnych przedsiębiorców. Najczęstszym powodem do dumy są nowe inwestycje budowane dzięki wsparciu funduszy europejskich. W warunkach polskich oznacza to miejsca pracy – niekiedy jedyne w danej gminie – oraz podniesienie się poziomu cywilizacyjnego miejscowości i jej mieszkańców. Rzecz jasna: nie lekceważę tego. Jednak to, co uderza, to ekonomia typu domy weselne, spa i restauracje. Obecnie jesteśmy w Polsce szachowani polityką lunatyczną, lekceważeniem polityki europejskiej i bezrozumnym krytykowaniem osiągnięć ostatnich lat. Tymczasem poważna polityka europejska wymaga namysłu nad kwestią przełożenia funduszy europejskich na długofalowy rozwój, by uniknąć losów Grecji – uzależnienia gospodarki od pieniędzy z Brukseli.
* Józef Pinior, polityk, prawnik, filozof. W PRL działacz Solidarności, aresztowany w 1983 roku i skazany na cztery lata więzienia. Od 1987 roku uczestniczył w próbach reaktywowania PPS. Od 2004 do 2009 poseł do Parlamentu Europejskiego.
„Kultura Liberalna” nr 134 (31/2011) z 2 sierpnia 2011 r.