Łukasz Pawłowski
Ekonomia, czyli nauka historyczna
„To, co się dzieje na franku, to są jakieś jaja”, stwierdził w środę na łamach TVN CNBC Ryszard Petru, podsumowując ostatnie wydarzenia na rynkach walutowych. Chcąc nie chcąc Petru powiedział nie wprost coś, co powinniśmy usłyszeć od ekonomistów i tzw. ekspertów finansowych już dawno temu: nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak w najbliższym czasie będzie się kształtował nie tylko kurs franka, ale też gdzie za kilka miesięcy znajdzie się światowa gospodarka.
Po wybuchu kryzysu finansowego stwierdzono, że wpompowanie w kolejne gospodarki ogromnych pakietów stymulacyjnych przywróci je na poprzednie tory – nie przywróciło. Po ujawnieniu skali zadłużenia Grecji ogłoszono, że zgoda na pomoc finansową dla tego kraju ostudzi panikę na rynkach i ustabilizuje sytuację – nie ostudziła i nie ustabilizowała. Po ujawnieniu sporów wokół podniesienia limitu zadłużenia Stanów Zjednoczonych mówiono, że jego zwiększenie podniesie wiarygodność kredytową tego kraju i wzmocni dolara – nie podniosło i nie wzmocniło. Takie przykłady pomyłek ekonomistów można oczywiście mnożyć i same w sobie nie byłyby one dziwne – ekonomia nie jest wszak nauką ścisłą, która pozwala na formułowanie absolutnie pewnych przewidywań – gdyby nie to, że nieustannie próbuje się nas przekonać, że owe pomyłki nie są niczym innym jak jedynie wypadkiem przy pracy, potknięciem zasadniczo nieomylnej nauki.
Tymczasem ostatnich kilkadziesiąt miesięcy dowodzi niezmiennie, że owe rzekome wyjątki są tak naprawdę regułą. Wartość kolejnych prognoz ekonomicznych spada na łeb na szyję w tempie równym chyba tylko spadkowi wartości włoskiej i hiszpańskiej wiarygodności kredytowej. Mimo to kolejni goście na antenach stacji biznesowych z całą powagą twierdzą, że „żelazne prawa” rządzące ekonomią nadal obowiązują, a obecne turbulencje to jedynie przypadkowe odchylenia, wywołane „zmiennymi psychologicznymi” (czytaj paniką), które na „dłuższą metę” zostaną skorygowane. Problem w tym, że jak mówił ekonomista (sic!) John Maynard Keynes, „na dłuższą metę wszyscy będziemy martwi”.
Może zatem czas już przyznać otwarcie, że prawa ekonomiczne nieco różnią się od fizycznych i ekonomia więcej ma wspólnego z psychologią (która notabene sama na każdym kroku próbuje nas przekonać o swej „fizykalnej” naukowości) niż z naukami przyrodniczymi. Ekonomia pozwala znakomicie wyjaśniać wydarzenia post factum, ale ma pewne kłopoty z przewidywaniem zjawisk przyszłych. W tym sensie jej przedmiotem, zamiast „żelaznych praw rynku”, stała się w ostatnim czasie historia najnowsza, a dokładniej historia kolejnych nietrafionych prognoz.
Takiej opinii jednak od żadnego szanującego się „public economist” wprost nie usłyszymy. Podtrzymuje się w nas tym samym przekonanie, że „eksperci” trzymają rękę na pulsie i wiedzą, co się dookoła dzieje. Tymczasem to mit, czego przekonująco dowodzi w swojej książce „The Big Short” Michael Lewis, sam ekonomista i były pracownik Salomon Brothers, gdzie w latach 80., tuż po studiach – mimo jak sam przyznaje miernego doświadczenia – zarządzał milionami dolarów powierzonymi tej instytucji. Pośród wielu specjalistycznych terminów ekonomicznych i mechanizmów rządzących współczesnym światem finansów, jedna teza przebija się w książce Lewisa z zadziwiającą siłą na niemal każdej stronie: większość osób odpowiedzialnych za zarządzanie światowymi finansami jest absolutnie nieświadoma tego, jakie konsekwencje mogą mieć ich działania.
Przed rokiem 2007 agent oddziału banku gdzieś na środkowym wschodzie Stanów Zjednoczonych chętnie udzielał kredytu biednym imigrantom czy bezrobotnym bez kwalifikacji, bo był do tego zachęcany przez centralę obietnicą prowizji. Szersze konsekwencje takiego postępowania nic go nie obchodziły i trudno, by było inaczej. Kłopoty zaczynają się wówczas, kiedy, jak twierdzi Lewis, w podobny sposób myślą menadżerowie obracający miliardami dolarów. Większość z nich potrafi zrobić pieniądze na różnego rodzaju spekulacjach, ale nie ma pojęcia o mechanizmie finansowym, jaki za nimi leży. Działa to na zasadzie czarnej skrzynki – wkładamy milion dolarów z jednej strony, a z drugiej wychodzi dziesięć. Nikogo nie interesuje, jak to się stało.
Tym sposobem z tego, w jaki sposób działał system kredytów typu subprime, które wpędziły świat w kryzys, zdało sobie sprawę jedynie kilka osób i to one zarobiły na nim miliardy dolarów. Doświadczenia kolejnych kilku miesięcy pokazują, że grupa tych ekonomistów (często zresztą bez formalnego wykształcenia) nadal pozostaje bardzo wąska. I to mimo że książka Lewisa przez kilkadziesiąt tygodni nie schodziła z list bestsellerów w Londynie i Nowym Jorku.
* Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 134 (31/2011) z 2 sierpnia 2011 r.