Katarzyna Sarek

Kolonialne dziedzictwo

Bund, widowiskowe nadbrzeże majestatycznych budowli, jakby przeniesionych prosto z Europy i jakimś kaprysem historii rzuconych w środek azjatyckiego miasta, stał się jednym z symboli Szanghaju i całych Chin. Symbolem niekoniecznie najlepszym w oczach samych gospodarzy. Podziwiane przez zachodnich turystów europejskie budynki dla wielu Chińczyków były nieustającym cierniem w oku – symbolem obcej dominacji i stulecia upokorzeń.

Niektóre chińskie miasta pierwszej połowy ubiegłego wieku były kosmopolitycznymi ośrodkami z wyraźnym podziałem na część zachodnią i chińską – najsławniejsze, jak Shanghai, Hongkong, Kanton, Harbin czy mniej znane, jak Tianjin, Weihai, Qingdao, Zhenjiang, Shantou, gościły tysiące obywateli większości europejskich państw, a także Rosjan, Amerykanów czy Japończyków. Każde z tych miast miało swój większy lub mniejszy udział w światowej historii. Tak na przykład w Tianjin, zwanym wtedy Tientsin, pomiędzy 1860 a 1945 rokiem istniało aż dziewięć cudzoziemskich koncesji, po których pozostało ponad 800 zachodnich willi (najwięcej w całej Azji) i multum pięknych banków, konsulatów czy hoteli. W Tianjin mieszkał przez pewien czas przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych Herbert Hoover ze swoją żoną Lou Henry. Młody inżynier górnictwa wysłany w 1899 r. przez firmę Bewick, Moreing & Company do pracy w Kaiping Coal Mines, w ciągu trzech lat spędzonych w Chinach podobno nauczył się biegle mówić po chińsku. Co przydawało mu się później w Białym Domu, bowiem kiedy chciał bez obaw o wścibskie uszy porozmawiać z żoną, przechodził na ten, niezrozumiały dla nikogo w otoczeniu, język. „Chiński epizod” przewija się przez biografie wielu wybitnych postaci. Również Polaków – nasz znany inżynier i wynalazca Tadeusz Sędzimir spędził kilka lat w przedwojennym Szanghaju, gdzie założył fabrykę drutu i śrub.

Opuszczający na zawsze Chiny cudzoziemcy pozostawili po sobie nieruchomości, które przejęło państwo chińskie. Europejskie starówki, kościoły, wille i budynki użyteczności publicznej były fizycznym dowodem ekspansji Zachodu w Chinach, i właśnie z tego powodu przez dekady popadały w ruinę. Najgorsze lata przypadły na czas Rewolucji Kulturalnej, kiedy niszczono je równie zawzięcie jak rodzime relikty przeszłości. W najlepszym razie używano ich jako siedziby urzędów, szkoły czy zamieniano eleganckie wille w wielorodzinne czynszówki. Dopiero w ostatnich latach pojawiło się nowe spojrzenie na kolonialną przeszłość. Pragmatyczne władze wielu byłych koncesji zauważyły, że opierając się o nią, można budować nowy atrakcyjny wizerunek miasta. Kolonialne epizody przestały być postrzegane jedynie jako okresy wyzysku Chińczyków przez „białego człowieka”. Zauważono, że nawet ci cudzoziemcy wnieśli swój wkład w rozwój Chin i rodzimej kultury.

W reewaluacji dziedzictwa kolonialnego pomogły także Olimpiada, Expo i chęć pokazania się światu z najlepszej strony – jako kraju otwartego, nowoczesnego i tolerancyjnego. Rozpoczęto renowację europejskich starówek, skorzystał na tym Bund, który po zakończonych pracach lśni dawnym blaskiem.

Również niedawno otwarty z wielką pompą Astor Hotel w Tianjinie to świadectwo tego nowego podejścia chińskich władz. Założony w 1863 roku Astor Hotel jest jednym z tych budynków, w których historia wielkrotnie odcisnęła swoje ślady. Mieszkali tam m.in. ostatni cesarz Chin – Pu Yi, Sun Yat-sen z pokoju 208 przez kilka dni rządził nowo ustanowioną Republiką Chińską, przez wiele lat mieścił się w nim konsulat amerykański, zawarto w nim dwa traktaty międzynarodowe. Splendor hotelu przetrwał nawet założenie ChRL, bowiem w 1954 roku zamieszkała w nim świta ówczesnego tybetańskiego Żywego Buddy, a nawet gościł naszego Józefa Cyrankiewcza, kiedy w 1957 roku odwiedził Chiny i premiera Zhou Enalaia. Pieczołowicie odnowiony hotel stał się znów ważnym punktem na mapie miasta.

Niestety, inne zabytkowe budowle w Tianjin nie mają tyle szczęścia. Zgodnie z częstym w Chinach podejściem – „zburzyć stare i zbudować kopię”, wyburza się całe kwartały i wznosi, stylizowane na stare, nowoczesne budynki. Podobną wizję „renowacji” mają władze Harbinu, w zabytkowych dzielnicach wypełnionych rosyjską architekturą, remontuje się jedynie budynki położone przy frontach głównych ulic, a resztę równa się z ziemią. Ale to i tak o niebo lepszy los od tego jaki spotkał europejską starówkę w nadmorskim mieście Shantou, dawnym Swatow. Pełną pięknych budynków dzielnicę najpierw pozostawiono na dziesiątki lat samej sobie, a gdy stopień zniszczenia sięgnął zenitu, rozpoczęto wyburzanie i wznoszenie na jej miejscu osiedli bloków mieszkalnych. W Zhenjiangu, oprócz zachowanych budynków konsulatu brytyjskiego i muzeum Pearl Buck, inne europejskie budowle znikają w zastraszającym tempie.

Z jednej strony staranna renowacja wybranych budynków i szczególnie symbolicznych miejsc, z drugiej masowa destrukcja mniej prestiżowych budowli czy dzielnic, taki los czeka materialne pozostałości stuletniej, kolonialnej przygody cudzoziemców w Chinach. Dla nas to może i oburzające, ale to w końcu gospodarz decyduje, co ma stać na jego podwórku.

* Katarzyna Sarek, sinolog, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.

 „Kultura Liberalna” nr 135 (32/2011) z 9 sierpnia 2011 r.