Łukasz Jasina
Sasi na tronie Mogołów
Sto lat temu na brytyjski tron wstąpili król Jerzy V wraz z żoną – królową Marią (późniejszą patronką okrętu „Queen Mary”). Wielka Brytania jest wówczas jeszcze wielkim imperium. Mimo stale rozszerzanej autonomii niegdysiejszych kolonii, przed Jerzym V kornie chylą sie głowy: frankofońskich i anglofońskich mieszkańców Kanady, Australijczyków i Nowozelandczyków, wodzów z Nigerii i Kenii, dzikich plemion z Andamanów i (nie mniej dzikich) z londyńskiego West Endu. Legitymizacja monarszej władzy wymaga jednak odpowiednich rytuałów. Brytyjska para królewska to potomkowie mało znaczących saskich książąt i nie mniej realnych niemieckich dynastów. Muszą więc stale podkreślać swój związek z Imperium. Na dodatek – zbliża się moment konfliktu z ambitnym cesarzem Wilhelmem II, ciotecznym bratem Jerzego V.
Koronacja królewska w Opactwie Westminsterskim odbywa sie z należną pompą, dalszy ciąg uroczystych ceremonii następuje w Edynburgu, Dublinie i w ruinach walijskiego zamku. Monarszą parę czeka jednak ostatnia z koronacyjnych podróży. Przedsiębiorczość twórców Imperium i pomysł D’Israeliego dał bowiem brytyjskiemu królowi tytuł wyższy – cesarski. Jerzy V wybiera się zatem do Delhi, gdzie miliony indyjskich poddanych mają (rzecz jasna za pośrednictwem swoich przedstawicieli) złożyć hołd władcy i cesarzowi. Po raz pierwszy brytyjski król-cesarz odwiedzić ma Indie – „perłę w koronie” Imperium. Trzydzieści sześć lat wcześniej jego babkę – królową-cesarzową Victorię – reprezentowało w Delhi jedynie puste krzesło i urzędnik.
Para królewska odbywa podróż do Indii na pokładzie brytyjskiego okrętu wojennego. Mijają szereg miejsc, nad którymi powiewa brytyjska flaga: Gibraltar, Maltę, Cypr, Suez i Aden. Każda z twierdz, a także Kanał Sueski głoszą chwałę Brytanii.
Delhi jako dawna stolica Wielkich Mogołów reprezentowała niegdysiejszą chwałę Indii. Symbolem angielskiej władzy nad subkontynentem były już inne miasta – Bombaj i Kalkuta. Teraz jednak, w ramach polityki kompromisu, władze miały sie przenieść do dawnej stolicy.
Podczas ceremonii 1911 roku świadomie nawiązano do wzorców orientalnych: „durbar” to słowo wywodzące się z pełnej przepychu tradycji perskiej. Setki maharadżów, radżów i mniej znaczących arystokratów przedefilowały przed nieruchomymi postaciami cesarza i cesarzowej – na sposób wschodni niedostępnymi.
Królowi towarzyszyła oczywiście kamera, dzięki której „durbar” możemy oglądać i dziś: rzeczywiście ceremonia robi niezwykle orientalne wrażenie. Zdecydowanie lepiej atmosferę hołdu orientalnych poddanych dla ich brytyjskich władców oddaje jednak film fabularny. Ostatnie dzieło największego chyba brytyjskiego reżysera, Davida Leana, „Podróż do Indii” (1984) zawiera scenę powitania wicekróla, nakręconą w tym samym miejscu, w którym odbył się „durbar” autentyczny. Wicekról – namiastka monarchy – pokazany jest w niej w sposób monumentalny. On i jego małżonka to całkowicie normalni ludzie otoczeni monarchicznym blichtrem i witani okrzykami sztucznego entuzjazmu przez miejscową ludność. Za nimi stoi jednak Imperium, które reprezentują.
Już wkrótce po 1911 roku w Indiach zaczyna pogłębiać się kryzys polityczny, który doprowadzi Brtish Raj do upadku…
* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 135 (32/2011) z 9 sierpnia 2011 r.