Józef Pinior

11 września

Z trudem znoszę polską debatę wokół zamachu na World Trade Center. Z jednej strony bezmyślny proamerykanizm, często podszyty ksenofobią i tym nieznośnym, celowo nieskrywanym poczuciem wyższości w stosunku do islamu i krajów arabskich. Polacy, a na pewno ci prawicowi, widzą siebie w tych samych rolach, w których obsadził ich Henryk Sienkiewicz we „W pustyni i w puszczy”: jako partnerów w imperialnym dziele, kiedyś u boku Brytyjczyków, dzisiaj USA. Zawsze wiedzą lepiej – nie znają języków, których się używa na Bliskim Wschodzie i w Azji Centralnej, ale wypowiadają się ze znawstwem na temat tamtych społeczeństw, ich religii, polityki. Wydaje się to na swój sposób zabawne, że Polacy, którym w historii bliżej było do Irlandczyków niż Brytyjczyków, postrzegają siebie jako imperialny naród, z poczuciem cywilizacyjnej misji.

Na lewicy bezrefleksyjność. Powtarzanie antyamerykańskiej ideologii, bez przyjmowania do wiadomości, że lewica na świecie była podzielona w sprawie amerykańskich interwencji militarnych. Zaś wojna w Afganistanie była zgodna z prawem międzynarodowym i miała poparcie ONZ oraz rządów europejskich, w tym rządu SPD/Zieloni w Niemczech. Nawet prowadzona poza ONZ amerykańska interwencja w Iraku miała przychylność wielu intelektualistów lewicowych oraz środowisk opozycyjnych. Ludzi, którym udało się wydostać z kraju rządzonego przez Saddama Husajna i którzy nie mieli wątpliwości, że – podobnie jak w Niemczech i w Japonii w 1945 roku – lepsza dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i demokracji będzie amerykańska okupacja militarna niż władza lokalnej dyktatury. Wspomnienia, analizy polityczne czy artykuły, powstające w środowiskach liberalnych w Afganistanie i w Iraku oddają złożony obraz polityczny po interwencjach militarnych, wymykający się tradycyjnym podziałom politycznym i ideowym.

Mogę mówić o własnym doświadczeniu wizyty w Afganistanie, z kilkuosobową delegacją Parlamentu Europejskiego przed pierwszymi wyborami parlamentarnymi w lipcu w 2005 roku. Odwiedziliśmy wtedy Kabul, Herat i Bamjan. Przede wszystkim odniosłem wrażenie prowadzenia autentycznej kampanii wyborczej, w której uczestniczyły kobiety. Nie oznaczało to pełnej wolności: niektóre działaczki spotykały się z nami w tajemnicy, a właściwie prowadziły swoją działalność w Kabulu w konspiracji. Zastrzeżenia afgańskich organizacji praw człowieka budziło dopuszczenie do udziału w wyborach watażków wojskowych na prowincjach obciążonych łamaniem praw człowieka. Na każdym kroku widać było zainwestowane duże pieniądze, nie wiadomo jakiego pochodzenia. W Kabulu stało posowieckie lotnisko, z tą charakterystyczną dla lat 70. ubiegłego wieku architekturą wnętrz, którą można było spotkać wszędzie, od Władywostoku po Berlin. Spotkałem wiele osób na stanowiskach doradczych z dyplomami wyższych uczelni bloku wschodniego i znających rosyjski. W Kabulu przeważały w tym czasie bite drogi, ale połączenie internetowe w surowym hotelu prowadzonym przez afgańskich Hindusów było szybsze niż we Wrocławiu. Na każdym kroku otaczały nas reklamy telefonii komórkowej i królujące w mediach filmy muzyczne Bollywood. I woda do picia z Uzbekistanu.

Tamte wybory – mimo niedoskonałości i wielu uchybień – zostały uznane przez organizacje praw człowieka i społeczność międzynarodową. Jednak Zachód nie był w stanie wygenerować nowego planu Marshalla ani dla Afganistanu, ani tym bardziej dla Iraku. Neokonserwatywna doktryna George’a W. Busha nie pozostawiła po sobie nowego ładu międzynarodowego, jak to się stało po zwycięstwie aliantów w II wojnie światowej. Kryzys finansowy w 2008 r., rewolucje demokratyczne w krajach arabskich w ostatnim półroczu oraz wysoka dynamika rozwoju gospodarczego w Azji Południowo-Wschodniej stawiają Stany Zjednoczone i Unię Europejską przed zupełnie nowymi wyzwaniami. A rację ma Gideon Rachman w „Financial Times”, pisząc o straconej dekadzie i zaangażowaniu żywotnych sił Ameryki w zwalczanie niewłaściwych zagrożeń.

* Józef Pinior, polityk, prawnik, filozof. W PRL działacz Solidarności, aresztowany w 1983 roku i skazany na cztery lata więzienia. Od 1987 roku uczestniczył w próbach reaktywowania PPS. Od 2004 do 2009 poseł do Parlamentu Europejskiego.

** O rocznicy 11 września czytaj również:

„Obchody rocznicy 11 września ożywiają antyislamskie uprzedzenia” – rozmowa z ARJUNEM APPADURAIEM, antropologiem kulturowym i specjalistą w dziedzinie przemocy etnicznej.

„Cywilizacja obrazkowa ocenia historię” – komentarz Ewy Serzysko z „Kultury Liberalnej”.

„Obama zaniemówił” – komentarz Łukasz Pawłowskiego z „Kultury Liberalnej”.

 „Kultura Liberalna” nr 140 (37/2011) z 13 września 2011 r.