Sylwia Urbańska
W metrze straszy
Niestety, nie przestajemy być dręczeni pomysłami Fundacji Mamy i Taty, która przed wakacjami wróciła z kampanią „Rozwód? Przemyśl to!”. Oprócz setek spotów nadawanych w kinach, radiu i telewizji, jej działacze zbierają równolegle podpisy pod petycją „Stop rozwodom”. Celem ostatniej jest wprowadzenie prawnego zakazu orzekania rozwodu w pierwszym roku od zawarcia małżeństwa, obowiązkowego rocznego „okresu refleksji” przed orzeczeniem rozwodu, obowiązkowego posiedzenia pojednawczego oraz obowiązkowego kursu uświadamiającego skutki rozwodu dla dzieci. W październiku kolejny etap trwającej już kilka miesięcy krucjaty moralnej przeniesie się między innymi do warszawskiego metra.
Wystarczy przyjrzeć się samej kampanii, aby mieć przedsmak tego, jak fundacja rozumie dobro społeczne i prawa obywatelskie. Proponowany sposób rozwiązywania problemów w rodzinie można odczytać jako manifest moralnej wyższości nad „mainstreamem”. Tak definiowana jest grupa docelowa: „25-,40-latkowie, kobiety i mężczyźni, mieszkańcy miast, o różnych postawach światopoglądowych”. Pod tym ostatnim określeniem, jak można wywnioskować z wypowiedzi aktywistów fundacji, kryją się ci zepsuci zachodnią kulturą indywidualizmu reprezentanci klasy średniej. I tak, intensywnie nadawany w radiu i telewizji spot „Bajka” karykaturalnie spłyca obraz relacji między małżonkami. Z rysunkowej opowieści o statystycznym księciu i księżniczce, którzy stanęli na ślubnym kobiercu, dowiadujemy się niewiele więcej, niż że przyczyną późniejszego rozwodu był kaprys obojga. Dosłownie brzmi to tak: „a potem był ślub i żyli sobie razem… Jakiś czas… bo się po prostu sobą znudzili troszeczkę. I pan książę się wyprowadził. Bo w życiu już tak jest, że nie ma nic na zawsze i na nikogo do końca liczyć nie można”. Żart z rodziców, którzy są grupą docelową tej kampanii, zdumiewa równie mocno, co gładko wygłaszane prawdy życiowe. Czy rzeczywiście „w życiu już tak jest, że nie ma nic na zawsze i na nikogo do końca liczyć nie można”? Być może autorzy kampanii nie mieli pozytywnych doświadczeń społecznych, dlatego nie widzą, że można – i to nawet po rozwodzie. Fundacja przedstawia też jeden normatywny model szczęśliwej rodziny, w którym trzeba trwać bez względu na wszystko i kropka! O dialogu z różnorodnością nie ma mowy. Notabene, to przecież działacze Fundacji Mamy i Taty postulowali, iż za pomocą pojęć „homofobia” / „homofob” ogranicza się w sferze publicznej wolność słowa; ich dziełem jest raport „Przeciw wolności i demokracji – strategia polityczna lobby LGTB w Polsce i na świecie: cele, narzędzia, konsekwencje”. Podobnie, nie znajdziemy tu żadnych tropów prowadzących do analiz strukturalnych warunków życia rodzin i ich wpływu.
Co robić z podobnymi kampaniami? Chciałoby się je po prostu zignorować, by nie wytracać energii na jałowe argumentacyjne szermierki. Jednak problem z antyspołecznymi przekazami jest taki, że trzeba chronić przed ich destrukcyjnym oddziaływaniem. W tym wypadku trzeba chronić dzieci, bo kampania wręcz podsuwa tym najmniejszym ramę interpretacji ich roli w rozwodzie. Przedstawiona w spotach smutna i samotna dziewczynka rozpaczliwie zadaje pytanie retoryczne: „Moi rodzice się rozwiedli. Mamo, tato, co zrobiłam źle?!”. Po takim zapadającym w pamięć zakończeniu dzieci mogą nabrać przekonania, że rozwód to w zasadzie ich wina. W odpowiedzi rodzicom, bo już nie dziewczynce, „ekspert” grozi: „Kochasz swoje dziecko. Nie rób mu krzywdy.” Ale treść spotów to tylko zapowiedź tego, co można jeszcze znaleźć, gdy zajrzymy na stronę kampanii. Autorzy straszą dziesiątkami danych o krótko- i długoterminowych konsekwencjach rozwodów dla zdrowia psychicznego i fizycznego dorosłych dzieci. To tylko niektóre z nich: „statystycznie dorosłe dzieci rozwiedzionych rodziców: uzyskują niższe wykształcenie, mniejszy prestiż zawodowy i gorzej zarabiają niż dorośli z rodzin pełnych; aż w 85 proc. sięgając po alkohol lub/i narkotyki, uzależniają się od nich zanim ukończą 17. rok życia (w porównaniu z 24 proc. nastolatków z rodzin pełnych)”; „Badania wskazują, że skutkiem rozwodu dla dzieci są m.in. regres w rozwoju intelektualnym i psychofizycznym oraz pogorszenie stanu zdrowia. W skali społecznej to odroczone skutki i koszty płynące z gorszej socjalizacji dzieci z rozbitych rodzin (63 proc. samobójstw, 71 proc. porzuceń szkoły, 85 proc. osadzeń w więzieniach, 90 proc. przypadków bezdomności wśród dzieci dotyczy, według różnych badań, osób, które były wychowywane bez ojca)”; dorosłe dzieci z rodzin rozwiedzionych „mają dwukrotnie wyższe prawdopodobieństwo wystąpienia zawału niż u osób z rodzin pełnych. (http://www.rozwodprzemyslto.pl/petycja/). Jak wyliczono to u statystycznej 70-latki? Nie wiem. Nie wspomnę już o tym, że interpretacja danych, ich źródła, dobór oraz założenia stojące u podstawy cytowanych badań budzą wiele pytań i ogromne wątpliwości. W każdym razie to najprawdopodobniej takimi treściami mają być wypełnione wspomniane wcześniej obowiązkowe kursy uświadamiające rodzicom skutki rozwodu dla dzieci, o które postulują działacze fundacji.
W istocie jest to zatem kampania antyspołeczna, która podstawia nogę w momencie, gdy rodziny potrzebują społecznego wsparcia, nie proponując przy tym żadnych rozwiązań poza umoralniającym klapsem. A co na to Rzecznik Praw Dziecka? Otóż Rzecznik kampanii patronuje, tak samo jak popiera ją Rzecznik Praw Obywatelskich, mimo iż w ministerstwach słychać dwugłos w kwestiach etycznych. Równolegle kampanię skrytykowało Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwo Sprawiedliwości wycofało się z wstępnego poparcia, a Komisja ds. Kampanii Społecznych TVP SA ocenzurowała antyrozwodowy spot, uznając go za jednostronny i niepozbawiony uprzedzeń, po czym pod naporem zwolenników Fundacji Mama i Tata swą decyzję cofnęła. W ten sposób Fundacja będzie dręczyć jeszcze do końca roku!
* Sylwia Urbańska, doktor socjologii.
„Kultura Liberalna” nr 143 (40/2011) z 4 października 2011 r.