Karolina Wigura

Niemieckie strachy

Czytelnicy nowości książkowych i tygodnika „Newsweek” wiedzą już, że jeden z polskich liderów partyjnych podczas kolejnej ze swoich kampanii odwołuje się do polskiego strachu przed najbliższym zachodnim sąsiadem. W najbliższą niedzielę wieczorem dowiemy się zatem w jakiejś mierze także tego, czy Niemcy – wbrew optymistycznym sondażom, wskazującym na coraz większą normalność we wzajemnych nastawieniach po obu stronach granicy na Odrze i Nysie – wciąż są treścią polskich strachów. Przekonamy się też – jak zjadliwie podsumowali dziś dziennikarze „Die Welt”, parafrazując tytuł książki owego polityka – w „Polsce czyich marzeń” Polacy chcą obudzić się w poniedziałek.

Choć wypowiedzi, o których mowa, zostały skomentowane praktycznie we wszystkich niemieckich gazetach i wzbudziły spore wzburzenie, sami mieszkańcy Republiki Federalnej zajęci są własnymi strachami. Du musst dein Leben ändern: musisz zmienić swoje życie. Chwytliwy tytuł jednej z ostatnich książek głośnego filozofa niemieckiego Petera Sloterdijka wykorzystał kilka dni temu Heinz Bude, jeden z najciekawszych współczesnych socjologów RFN, do określenia szczególnego niepokoju, w którym pogrążyła się Republika Federalna.

Niemcy przeżywają dziwaczną sprzeczność, tłumaczy Bude w tekście napisanym dla „Die Zeit”. Choć Republika radzi sobie – generalnie rzecz ujmując – całkiem dobrze, wychodząc obronną ręką z kryzysu finansowego, poczucie kontroli sytuacji topnieje z dnia na dzień. Zewsząd dochodzą głosy o Katastrophenkapitalismus, kapitalizmie katastrof, który obraca w ruinę już nie tylko banki, ale całe państwa. Rządy mówią o sytuacji wyjątkowej, aby usprawiedliwić prowadzoną przez nie politykę bez alternatywy. Przez zachowania te prześwieca jednak coraz silniej pustka, rządząca politycznym centrum.

Wartościowym rozwinięciem tekstu Bude jest książka Piotra Burasa, która właśnie ukazała się w Polsce – „Muzułmanie i inni Niemcy. Republika berlińska wymyśla się na nowo”. Odwołując się do badań socjologa z Hamburga i wielu innych obserwatorów życia społecznego Republiki Federalnej, Buras buduje nieoczywistą i eklektyczną odpowiedź na pytanie, skąd wynikają nowe niemieckie strachy.

Czynników, które podaje, jest wiele. Najważniejsze z nich to zmiany wprowadzone w konsekwencji tak zwanego Hartz IV, czyli reformy systemu zabezpieczenia bezrobotnych i pomocy socjalnej. Wprowadzenie Hartz IV, pisze Buras, miało dla Republiki Federalnej iście rewolucyjne konsekwencje. Państwo to tradycyjnie zapewniało wysoki poziom bezpieczeństwa osobom, które straciły pracę. Obecnie, po upływie 12 miesięcy od utraty pracy, osoby, które nie mogą znaleźć nowej posady lądują na poziomie gwarantowanego przez państwo dochodu, który jest niższy niż pomoc socjalna przed 2005 rokiem. Dodajmy, że stawka podstawowa wynosi tu 359 euro.

Buras słusznie zauważa, że efekty reformy w największym stopniu odczuli wcale nie najubożsi, ale przedstawiciele klasy średniej, na której opiera się przecież system społeczny Republiki. Reforma „wisi nad głową przede wszystkim tym, którzy coś w życiu osiągnęli i mają w związku z tym sporo do stracenia”. Hartz IV to jednak nie jedyny problem Niemców. Inne to między innymi utrudnienia w awansie społecznym – nie bez powodu Niemcy bywają nazywane „społeczeństwem zablokowanym” – oraz system opieki zdrowotnej i oświaty. Te ostatnie przez wielu określane są jako podtrzymujące dramatyczne, quasi-stanowe podziały społeczne.

Problemy te powodują niespotykaną we wcześniejszych latach kumulację strachu. Z badań Instytutu Rheingold przytaczanych przez autora „Muzułmanów i innych Niemców” wynika, że atmosfera udzieliła się również pokoleniu właśnie wkraczającemu w dorosłość. Zamiast kultury zabawy i luzu, dominującej u poprzednich generacji, gdy ich przedstawiciele mieli po 20 lat, dzisiejszych młodych Niemców charakteryzuje przede wszystkim potrzeba bezpieczeństwa i stabilności, połączona z lękiem przed fiaskiem w drodze zawodowej.

Pojawienie się tego rodzaju egzystencjalnych strachów jest w społeczeństwie niemieckim interesującym zjawiskiem. Niemcy przez 50 lat po wojnie żyli pamięcią przeszłości. Związany był z tym strach przed powtórzeniem wydarzeń, do których doszło w latach 1939 – 1945. Wnioski z tych doświadczeń dla przyszłości były przez kilkadziesiąt lat w Niemczech czymś nie podlegającym dyskusji. I choć cele Republiki Federalnej są dziś równie demokratyczne, jak wcześniej, przeszłość odsunęła się na tyle, by nie wzbudzać już takiego strachu jak dawniej.

Kto wie, być może strach jest jednym z tych uczuć, które potrzebne są społeczeństwom tak samo, jak racjonalność. Corey Robin, autor książki o historii strachu jako idei politycznej, twierdzi nawet, że specyficzny rodzaj strachu może być istotny dla utrzymania się demokracji. „Strach przed wojną domową […] niesie ze sobą szacunek dla rządów prawa, strach przed totalitaryzmem – docenienie liberalnej demokracji, a przed fundamentalizmem – wsparcie idei tolerancji i pluralizmu”. Zdanie to jest szczególnie interesujące w odniesieniu do Niemiec. Jeśli strach kształtuje charakter wspólnoty politycznej, to w takim razie w jakim kierunku podążają dziś Niemcy – a także i inne kraje europejskie, żywiące podobne obawy? Wydaje się, że będzie to wspólnota zupełnie nowego rodzaju.

Książki, z których korzystałam:

Piotr Buras, „Muzułmanie i inni Niemcy. Republika berlińska wymyśla się na nowo”, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2011.

Corey Robin, „Fear: The History of a Political Idea”, Oxford University Press, Oxford 2004.

* Karolina Wigura, socjolożka, dziennikarka. Członkini redakcji „Kultury Liberalnej”, adiunkt w Instytucie Socjologii UW.

„Kultura Liberalna” nr 143 (40/2011) z 4 października 2011 r.