Łukasz Jasina
Orłem w tryzub (i nie tylko). Polski dokument na Ukrainie – relacja z Dragon Forum
Polsko-ukraińskie stosunki kulturalne to ciągle otwarte pole do dyskusji. Zapoczątkowane w trudnych latach 50. pojednanie między sąsiadami opierało się przede wszystkim na związkach kulturalnych obydwu narodów. Nawet w ponurych latach 60., kiedy to zdarzało się w Polsce propagować nienawiść do Ukraińców, niejako w zastępstwie niemożliwej do okazania niechęci do Rosjan, a symbolem Ukrainy stawał się gigantyczny „tryzub” na okładce kolejnych wydań „Łun w Bieszczadach”, polska elita odnajdywała drogę do wschodnich sąsiadów poprzez kulturę. Wiersze Dmytra Pawłyczki były u nas czytane, filmy Jurija Ilienki i Siergieja Paradżanowa – oglądane. W Kijowie odwdzięczano się zresztą tym samym, ceniąc zwłaszcza obrazy Wajdy i Zanussiego. W krajach byłego Związku Radzieckiego doceniano również polski dokument, który – chyba nie bez racji – uchodził za najwybitniejszy w całym bloku „demokracji ludowej”.
Od blisko dwudziestu lat Polska stara się być pod wieloma względami wzorcem dla Rosjan, Ukraińców i Białorusinów. Możemy wszak uczyć ich, jak budować społeczeństwo obywatelskie, struktury samorządowe i nowoczesną gospodarkę kapitalistyczną. Ślady tego jakże misyjnego acz nieco paternalistycznego stosunku odkrywamy w takich inicjatywach jak uczestnictwo Polaków w „Pomarańczowej Rewolucji”, wspieranie białoruskich struktur opozycyjnych czy rosyjskich organizacji w rodzaju „Memoriału”. Nic więc dziwnego, że przeszedł czas na zaprezentowanie w stolicach wschodnich sąsiadów dorobku naszej dokumentalistyki – rozpoczęta dwa tygodnie temu w Kijowie Międzynarodowa Akademia Dokumentu „Dragon Forum” niebawem będzie kontynuowana w Moskwie i Mińsku.
Kijowski etap „Dragon Forum”, przegląd filmów połączony z zajęciami warsztatowo-akademickimi, trwał cztery dni. Dowodem sporej odwagi organizatorów jest sama formuła imprezy: o ile warsztaty są zjawiskiem nieco hermetycznym, przeznaczonym dla specjalistów, przegląd z zasady jest otwarty dla szerokiej widowni. Można odnieść wrażenie, że jego kuratorom chodziło o pokazanie dzieł reżyserów znanych i filmów medialnie nośnych. Obok klasyków wcale o Polsce nieopowiadających (acz niezwykle ciekawych), w rodzaju „Kiniarzy z Kalkuty” Andrzej Fidyka czy nośnej produkcji o polskim rocku „The Beats of Freedom”, pojawiły się też tytuły, na które polska publiczność dopiero czeka, takie jak „Kruzensztern” Macieja Cuske. Filmy wyświetlone w Kijowie to zatem przekrój produkcji z różnych lat, dzieła reżyserów zarówno młodszych, jak i bardziej doświadczonych, traktujące o Polsce i polskim widzeniu innych krajów.
Dwa najciekawsze punkty kijowskiego przeglądu, w którym uczestniczyłem, to według mnie „Kocham Polskę” Marii Zmarz-Koczanowicz i „Deklaracje nieśmiertelności” Marcina Koszałki. Filmy zdecydowanie różne pod względem formalnym, a przez to na swój sposób dla naszego dokumentu reprezentatywne. O ile pierwszy z nich można uznać za obraz zjawiska specyficznie polskiego, drugi aspiruje do uniwersalnej refleksji o ludzkim przemijaniu. Jakie wrażenie mogły one zrobić na ukraińskim widzu?
„Kocham Polskę” to film sprzed czterech lat, zrealizowany w specyficznym kontekście schyłku rządów PiS. Obecnie Młodzież Wszechpolska nie budzi już porównywalnych kontrowersji, a politycy tacy jak Roman Giertych są częścią powszechnie akceptowanego establishmentu. Tymczasem dla Polaków to Ukraina pozostaje wciąż symbolem kraju nieradzącego sobie z upiorami nacjonalizmu (nie dalej jak dwa lata temu pisaliśmy o tym na łamach „Kultury Liberalnej”, w chwili, gdy wybuchła sprawa „rajdu Bandery” ). Projekcja „Kocham Polskę” była zatem przykładem celnego pomysłu organizatorów: dokument pokazujący cienką granicę między nacjonalizmem a patriotyzmem, może uświadomić Polakom i Ukraińcom, jak wiele ich łączy. Pewien mój znajomy, którego poznałem jeszcze w czasach działania legendarnego czasopisma „Kino-Koło”, był swego czasu filmem Zmarz-Koczanowicz zachwycony: Nie tylko my jesteśmy nacjonalistami – jesteście zdolni do samokrytyki. Dokument Zmarz-Koczanowicz postawił zatem pod znakiem zapytania pewien ważny aspekt naszych stosunków z Ukrainą i Ukraińcami – przekonanie o większej tolerancyjności i otwartości Polaków.
Film Koszałki, opis starzenia się starego mistrza, to nie tylko charakterystyczny dla niego styl dokumentowania, ale przede wszystkim dokument sprawnie pokonujący granice międzykulturowe. Odchodzenie na sportową emeryturę jest tematem na tyle uniwersalnym, że jego zrozumienie nie nastręczało specjalnych trudności ukraińskiemu widzowi. Koszałkę niektórzy widzowie porównywali wręcz do młodego Wajdy – a zwłaszcza do jego „Brzeziny” (1970). Według nich Polacy są dobrzy w wizualizowaniu odchodzenia i pochwała ta brzmi tym lepiej, im bardziej weźmiemy pod uwagę, że tutejszą lekturą obowiązkowa był i pozostaje Tarkowski. O ile zatem film Zmarz-Kocanowicz mógł uświadomić wschodnim widzom, że polscy twórcy są zdolni do krytyki naszych stosunków i otwartości, o tyle dziełko Koszałki pokazywało, że nie zamykamy się w zaścianku naszej własnej estetyki.
Wizyta polskich dokumentalistów za wschodnią granicą spotkała się z dużym zainteresowaniem. Kolejne – już niebawem.
Międzynarodowa Akademia Dokumentu „Dragon Forum” w Kijowie, 4-8 października 2011
„Kultura Liberalna” objęła „Dragon Forum” patronatem medialnym. Informacje o kolejnych sesjach dostępne są na stronie: http://dragonforum.pl
* Łukasz Jasina, historyk, publicysta, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 146 (43/2011) z 25 października 2011 r.