Piotr Kieżun
Ramię owłosione chaosem
Kiedy w sierpniu 1914 roku trzydziestoletni Gottfried Benn przybył wraz z wojskami Rzeszy do Brukseli, był już znanym autorem wierszy i jedną z gwiazd niemieckiego ekspresjonizmu. Jego debiutancki tomik poezji pod tytułem „Morgue” (Kostnica), wydany dwa lata wcześniej, wywołał skandal i zdobył duży rozgłos. Benn, który pracował wówczas jako lekarz w prosektorium, z okrutnym naturalizmem opisał patologie ludzkiego ciała. W jego wierszach z tego okresu pełno było gnijących piersi, dziurawych przełyków, przeżartych łon, brył tłuszczu i krwi. Przeciętny czytelnik był oburzony, ale wśród szukających nowych form wyrazu pisarzy podniosły się głosy zachwytu. „Pan jest różnorako cierpki, jest Pan samą skałą, surową równiną – pisała z emfazą w „Die Aktion”, organie ekspresjonistów, Else Lasker-Schüler – […] jest Pan ziemią z korzeniami i polowaniem i dymem na wzgórzu i pokrzywami i grzmotem.” A potem dodawała: „Gottfried Benn to piszący wiersze Kokoschka. […] Kość jest jego piórem, którym wskrzesza słowo” [1].
W czasie pobytu w Belgii Benn nie porzucił pisania. Za dnia leczył pacjentów w więziennym szpitalu oraz w domu dla chorych prostytutek, wieczorami zaczerniał papier. Nowele, które powstały w tym okresie, publikował w zuryskim „Die Weissen Blätter”. Ukazały się one później pod wspólnym tytułem „Mózgi” w serii „Der jüngste Tag” (Sąd Ostateczny) redagowanej przez Kurta Wolffa.
Nazwa serii była znamienna. Niemal wszystkie wydane w niej utwory wyrażały poczucie końca pewnej epoki i przekonanie, że „obłęd Europy – jak stwierdzał redaktor naczelny „Die Aktion”, Franz Pfemfert – jest nieuleczalny” [2]. Znajdowały się pośród nich melancholijne wiersze Trakla, proza Kafki i Maxa Broda, a także brutalna poezja Franza Werfla. Rzeczywistość, którą opisywały, była albo okrutna, albo absurdalna – a często charakteryzowała się obiema cechami równocześnie.
W wypadku Benna inspiracją dla opowiadań były jego doświadczenia tuż sprzed oraz z czasu wojny. Mimo że był przez jakiś czas lekarzem frontowym, jego teksty nie zawierają obrazu okopów, tak jak „Na zachodzie bez zmian” Remarque’a czy inne znane literackie świadectwa z tego okresu. Po krótkim epizodzie na froncie Benn nosił się w Brukseli niemal jak cywil i mógł spokojnie przechadzać się po okupowanym mieście.
Podobnie robi bohater „Mózgów”, Werff Rönne, który jako lekarz porzuca pracę w niemieckim szpitalu i przybywa do stolicy Belgii. Monotonii jego życia nie zakłócają żadne gwałtowne wydarzenia. Rönne przemierza drogę do pracy, odwiedza kawiarnie, wstępuje na obiad do restauracji, spaceruje po uliczkach podejrzanych dzielnic, zwiedza oranżerię. Świat, w którym żyje, w zasadzie niczym się nie różni od starego dobrego świata la belle époque. A jednak nie jest to już owa wierząca w moralny i techniczny postęp Europa. Rönne doświadcza rozpadu otaczającej go rzeczywistości równie silnie, co żołnierze uwięzieni w błotach Flandrii. Z jedną różnicą: w jego wypadku źródłem tego doświadczenia nie jest fizyczne upodlenie, ale wewnętrzne poczucie, że racjonalny opis świata nie jest już możliwy. Zamiast niego Rönne zdany jest na kolekcjonowanie niepowiązanych ze sobą wrażeń, w których to, co rzeczywiste, miesza się z tym, co wyobrażone. Zaczyna on powoli żyć między jawą a snem.
W opowiadaniach Benn wyraża psychiczną dezintegrację swojego bohatera poprzez zastosowanie nietypowej narracji, w której niemal nie istnieją związki przyczynowo-skutkowe. To dlatego tak trudno opowiedzieć, co właściwie przydarza się Rönnemu. Oto obok opisu sali jadalnej pojawia się obraz wysp cynamonowych, a brukselski burdel nagle zamienia się w domy w Luksorze i pałac w Kairze. Jedna wizja przechodzi płynnie w następną i czytelnik nigdy nie jest pewien, co jest fantazją wszechwiedzącego narratora, a co deliryczną opowieścią samego bohatera. Benn stosuje też często trudne do rozszyfrowania neologizmy. W trakcie lektury co i rusz napotykamy wyrażenia w stylu „łasica systemowa” lub „ramię owłosione chaosem”.
Wszystkie te zabiegi mają przybliżyć czytelnikowi poczucie absolutnego braku sensu, które towarzyszy Rönnemu w trakcie jego pobytu w Brukseli. O podobnym stanie psychicznym w odniesieniu do własnej osoby pisał zresztą sam Benn w autobiograficznej „Drodze życiowej intelektualisty”: „W żadnej sytuacji […] nie opuszczała mnie obsesyjna myśl, że nasza rzeczywistość nie istnieje. Następował rodzaj wewnętrznej koncentracji, poruszenie tajemnych sfer, moje własne Ja osuwało się w niebyt, a na to miejsce dźwigała się jakaś warstwa pierwotna, dzika, natłok obrazów, które wypełniały mnie bez reszty” [3].
Wydanie „Mózgów” potwierdziło literacką pozycję Benna wśród ekspresjonistycznych twórców. Po powrocie do Niemiec w 1917 roku spod jego pióra wyszło jeszcze kilka kolejnych nowel z Werffem Rönnem jako głównym bohaterem. Benn również w nich zastosował surrealistyczny kolarz obrazów, łącząc bardzo odległe skojarzenia. Ale to nie stylistyczne zabiegi są najbardziej interesujące w lekturze jego wczesnych opowiadań. W całym ekspresjonistycznym ruchu literackim, którego Benn był częścią i który tak boleśnie odczuł utratę wiary w tradycyjne zachodnie wartości, najbardziej intrygujące jest pytanie: co w zamian? Czy ekspresjonizm potrafił przezwyciężyć europejski nihilizm, który z taką wyrazistością opisywał?
Nie wszyscy mieli okazję udzielić odpowiedzi. Duże grono pisarzy zmarło przedwcześnie lub zmiotła ich wojenna zawierucha. Tak stało się z Heymem, Traklem czy z mniej znanym Ernstem Wilhelmem Lotzem. Ogromna część autorów, takich jak Ernst Toller i Johannes R. Becher, późniejszy minister kultury NRD, opowiedziała się za komunizmem.
Benn obrał zupełnie inną drogę. Przez lata, które nastąpiły tuż po wojnie, pozostawał raczej na uboczu, utrzymując się z praktyki lekarskiej. Dopiero w 1932 roku, po wielu staraniach, został wybrany na członka Sekcji Literatury Pruskiej Akademii Nauk. Był to jednak czas nazistowskich triumfów i – by zachować stanowisko – Benn zdecydował się na współpracę i poparcie hitlerowskiego reżimu. Czy chodziło tu jednak tylko i wyłącznie o konformizm?
Później wielokrotnie zarzucano Bennowi zdradę młodzieńczych ideałów. Ducha twórczej swobody i niezależności, który patronował ekspresjonistom, miał on poświęcić na rzecz harmonijnej koegzystencji ze zbrodniczą dyktaturą. Mówiono też o chwilowym zaćmieniu jego umysłu, bezrefleksyjności podjętej decyzji. Jednak jak zauważa w jednym z tekstów Fritz J. Raddatz, wieloletni redaktor „Die Zeit” i biograf Benna, poeta wówczas „ani nie stracił rozumu, ani nie splamił się niewiernością. […] Nie mamy do czynienia z «zaślepieniem», a więc dezorientacją ślepca, który chwilowo schodzi na manowce. Jeśli Benn zbliża się do czegoś, to do własnej zasady, do jemu właściwej prawdy, i owo zbliżenie stanowi konsekwencję myślenia, którego teza brzmi: «rzeczywistość wszak nie istniała, było to kapitalistyczne pojęcie»” [4]. Innymi słowy akces Benna do nazizmu w 1933 roku był nie tyle zaprzeczeniem, ile konsekwencją jego przekonań z ekspresjonistycznego okresu.
Gdzie szukać łącznika pomiędzy ekspresjonistyczną wrażliwością a nazistowskim wyznaniem wiary? Niewątpliwie w nietzscheanizmie Benna. To Nietzsche bowiem stanowi najważniejszy intelektualny punkt odniesienia dla poety. „Niemalże wszystko – będzie wspominał w 1950 roku – o czym rozprawiało moje pokolenie, usiłując przeniknąć to na wskroś, czy też, jak powiedzą niektórzy – przecierpieć, zostało już wyrażone w wyczerpujący sposób przez Nietzschego. To on stworzył ostateczne formuły; cała reszta to tylko egzegezy” [5].
Rönne też jest nietzscheanistą. Rzeczywistość stanowi dla niego sumę równoważnych perspektyw bez jakiejkolwiek hierarchii. Racjonalna wiedza jawi się mu jako pozór. Przyczynowość, polityka, erotyzm, prawda, logika, byt, tożsamość dawno straciły w jego pojęciu swoje desygnaty. Pozostaje tylko twórcze, swobodne Ja, poddające się tajemniczemu wewnętrznemu głosowi, a także mistyczne wizje błękitnego Południa, przypominające nietzscheański zachwyt nad „greckim światem jako jedynym i najgłębszym sposobem życia”.
Obrazy w opowiadaniach Benna mają dużą moc oddziaływania. Jednak za wszystkim kryje się coś, co można znaleźć również w aforyzmach Nietzschego: nuta pogardy. Rönne w jednym z opowiadań obserwuje spotkanie dżentelmenów w brukselskim klubie. Ich zwykła rozmowa jest dla niego nie do zniesienia. Ucieka od nich w swoje imaginacyjne światy archetypów i mitów.
Podobnie czyni cały ekspresjonizm, według słów Benna, „jedyne duchowe dokonanie, które wyszło poza ów żałosny krąg liberalnego oportunizmu, zostawiło za sobą czysto użytkowy świat nauki, przebiło analityczną atmosferę koncernów, ruszyło ciemną, do wewnątrz prowadzącą drogą ku pokładom Stworzenia” [6]. Zapomniał tylko dodać, że w ciemnościach łatwo skręcić na manowce. Jemu się to zdarzyło.
[1] Else Lasker-Schüler, „Doktor Benn”, przeł. Jacek ST. Buras [w:] „Literatura na Świecie”, nr 10 (147), 1983, s. 18.
[2] Franz Pfemfert, „Obłęd Europy”, przeł. Ryszard Turczyn [w:] Tamże, s. 24.
[3] Gottfried Benn, „Droga życiowa intelektualisty”, przeł. Jan Koźbiał [w:] Gottfried Benn, „Po nihilizmie”, oprac. Hubert Orłowski, Poznań 1998, s. 126.
[4] Fritz J. Raddatz, „Wykluczony: «Jestem w straszliwym położeniu»”, przeł. Katarzyna Leszczyńska [w:] „Literatura na Świecie”, nr 5-6/2006 (418-419), s. 140.
[5] Gottfried Benn, „Nietzsche After Fifty Years” [w:] „New Nietzsche Studies”, Volume Four: Numbers 3 & 4, 2000-2001, s. 127 (przekład – PK) .
[6] Gottfried Benn, „Liryka dekady ekspresjonistycznej”, przeł. Jacek St. Buras [w:] „Literatura na Świecie”, nr 10 (147), 1983, s. 11.
Książka:
Gottfried Benn, „Mózgi i inne nowele”, przeł. Sława Lisiecka, PIW, Warszawa 2011.
* Piotr Kieżun, szef działu „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 147 (44/2011) z 1 listopada 2011 r.