Joanna Kusiak

Woodstock na Wall Street

Bibliotekarka z Parku Zuccottiego, na Halloween przebrana za kota, mimo doklejonych uszu i kocich wąsów oraz swoich co najwyżej dwudziestu jeden lat, ma w gestach coś z otyłych bibliotekarek-matron z polskich bibliotek szkolnych i publicznych w późnych latach osiemdziesiątych. Umiejętność wydaje się polegać na tym by, pijąc herbatę i wypisując kartę obiegową, samą tylko mową ciała pokazać, że choć jest to działanie trywialne i wykonuje się je od niechcenia, zarazem jednak jest to rzecz, której najwyższa waga nie może podlegać żadnej dyskusji. Więc młoda bibliotekarka niczym stara kocica nie usiadła, ale rozsiadła się na krześle i książka po książce pieczołowicie przybijała pieczęć biblioteki. Otwarta Biblioteka Ludowa w Parku Zuccottiego niedaleko Wall Street ma już ponad 2000 książek wszystkich gatunków, od poezji przez science fiction i filozofię aż po książki kucharskie. Biblioteka jest pod gołym niebem i gdy w Nowym Jorku w weekend przed Halloween nagle spadł śnieg, dziewczyny i chłopaki z Zuccottiego musieli przykrywać bibliotekę dużymi płachtami folii. W tym samym czasie, patrząc na zawieruchę przez czyste szyby wieżowców, wielu polityków po cichu cieszyło się, że w taki ziąb szlag wreszcie trafi całe to miasteczko namiotowe i bez szkody dla niczyjego wizerunku będzie można posprzątać park.

Śnieg stopniał w pół dnia, natomiast namiotów przybyło. Niedługo miną dwa miesiące odkąd jeszcze wtedy o wiele mniej liczna grupka, przeważnie młodych, bardzo rozczarowanych rzeczywistością ludzi zdecydowała się okupować Wall Street. Jeśli od samego początku wielu narzekało na hippisowską estetykę okupacji, trzeba przyznać, że po kilku tygodniach natężenie „dziecio-kwiatowości” sięgnęło zenitu – w środku nudziarskiej prestiżowej dzielnicy finansowej wyrosło małe Woodstock. Cały Park Zuccottiego pokryty jest namiotami. Lawirując między nimi wąskimi ścieżkami miniemy koło bębniarskie, które cały dzień, nierzadko przy akompaniamencie gitary, generuje transowy rytm, słyszalny nie tylko w pobliskiej Bibliotece Ludowej, ale też przy garkuchni (do której jakiś darczyńca przysłał kilkanaście litrów lodów śmietankowych), przy punkcie z ciepłą odzieżą (gdzie można dostać sweter, kurtkę i skarpetki – wszystko z darów), a także dalej, pod drzewem, przy tzw. miejscu kultu zaprojektowanym dla wyznawców wszystkich religii, którego odymiony kadzidłami ekumenizm nosi w sobie wyraźnie new age’ową nutę. Jak złośliwie skomentował pies Triumf, kukiełka wieczornego programu komediowego telewizji TBS, w parku protestuje się nie tylko przeciwko wieloletniej tradycji korporacyjnej chciwości, lecz także przeciwko wieloletniej tradycji właściwych zasad higieny. Pies Triumf (a dokładnie: Triumph The Comic Insult Dog), podobnie jak laureat Nobla z dziedziny ekonomii Joseph Stiglitz oraz wiele innych osobistości publicznych, popiera protestujących. Na dowód poparcia dla ruchu OWS (Occupy Wall Street) gigantyczna dmuchana maskotka psa Triumfa (http://teamcoco.com/video/triumph-occupy-wall-st) zgwałciła byka z brązu będącego symbolem Wall Street. Joseph Stiglitz natomiast wygłosił mowę, w której przekonywał, że wykroczenia bankierów są tak dalekie, że trudno już ten system nazywać kapitalizmem.

Stiglitz przemawiający w Parku Zucottiego i pies Triumf gwałcący byka w TBS pokazują niezwykle ciekawy fenomen – konsekwentne przesuwanie się środka ciężkości debaty publicznej, wraz z którym przesunął się główny ośrodek śmiechu (a, pamiętajmy, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni). Protest zaczynał się od grupki śmiertelnie poważnych zwolenników, z których śmiały się rzesze przeciwników. Teraz przeciwnicy śmieją się coraz mniej wyraźnie i różnymi metodami próbują ugrać swoje (Stiglitz przekonuje, że nie trzeba być przeciwko kapitalizmowi, ale przeciwko wypaczeniom). Spokojnie i otwarcie śmieją się natomiast zwolennicy, a także – sami z siebie – niektórzy mieszkańcy Parku Zuccottiego. Ów śmiech z hippisowskiej grandy w środku imperium finansowego jest ironiczny i w największych swoich złośliwościach serdeczny – nie ulega bowiem wątpliwości, że śmiać się z hippisów można o tyle, o ile zna się wagę i powagę przyczyn ich obecności w Zuccottim.

Protest Occupy rozrósł się spektakularnie. Tysiące miast mają już swoje ruchy „Occupy”, w Oakland protestującym udało się na kilka godzin całkowicie sparaliżować port (skądinąd również w Oakland zanotowano wyjątkową brutalność policji), w Los Angeles zablokowano kilka eksmisji, a liczące 430 mieszkańców Mosier w stanie Oregon szczyci się tym, że jest najmniejszym miastem mającym swoje „Occupy”. Mimo że przeciwnicy ciągle chcą widzieć ruch jako zdezorganizowany, to ogromne rozproszenie w tej chwili już masowych protestów, często okazuje się ich zaletą… organizacyjną. Biorąc pod uwagę, że na razie celem ruchu jest budowanie poparcia i wzajemne wspieranie się poszczególnych grup działających pod parasolem OWS, bez formułowania jednocześnie jednego, wspólnego „parasolowego” metapostulatu, najistotniejszą strategią okupacyjną jest cierpliwość i bycie pomimo. Pomimo nieprzychylnych z początku komentarzy, pomimo śniegu na Halloween i nadciągającej zimy, pomimo gazu pieprzowego, pomimo brutalności policji i pomimo prób uprzątnięcia placu, a wraz z nim uprzątnięcia hippisowskiego Wall Street. W tym „byciu pomimo” jest swoista naturalna koordynacja, która rozgrywa wielość odłamów ruchu i jego rozproszenie jako zaletę. Poszczególne grupy interesu jedna po drugiej „przejmują pałeczkę” przy organizowaniu nowych akcji i marszów, tak, że nie ma dnia, w którym nie słyszałoby się czegoś o OWS, w którym nie byłoby strajku lub np. akcji transferu oszczędności z banków do niezależnych spółdzielczych kas oszczędności (credit unions). Po kilkudziesięciu akcjach związków zawodowych na listopad planowany jest „tydzień studentów i edukatorów”, w którym pałeczkę przejmą akademicy (planowane są m.in. blokady mostów i kampania na rzecz bezpłatnej edukacji publicznej). Następuje swoisty podział obowiązków, w którym każda grupa ma swój czas i zakres działania – nikt prawdopodobnie nie byłby w stanie strajkować non-stop przez dwa miesiące.

Nikt poza hippisami z Parku Zuccottiego. Z owego podziału zadań, w ramach którego intelektualiści organizują niezliczone seminaria i dyskusje, starając się zaprojektować jakieś „dalej”, bloggerzy i dziennikarze komentują, studenci tworzą podstruktury na uczelniach, związki zawodowe strajkują i pokazują siłę wynikającą z zaniechania publicznych obowiązków, a mieszkańcy i mieszkanki miast maszerują, hippisi na Zuccottim po prostu są. I każdy, kto myśli poważnie o proteście, wie, że tego ich trwania mimo zimna i braku pryszniców nie sposób przecenić. Obecność okupujących na placu gwarantuje spokojne istnienie i ciągłość ruchu, w ramach którego dokonuje się powolna i wielowymiarowa przemiana. Kolejno odhaczane są małe zwycięstwa i konsekwentnie zmienia się język (jak pokazuje na łamach „Huffington Post” Peter Dreier, ilość artykułów poruszających problem nierówności społecznej zwiększyła się niemal czterokrotnie; oprócz tego każdy uważny czytelnik prasy amerykańskiej zauważy radykalną zmianę tonu wypowiedzi). Mozolne budowanie i poszerzanie ruchu, docieranie do kolorowych, do robotników taśmowych i robotników kreatywnych, do studentów wydziałów ścisłych, do nielegalnych imigrantów i matek z dziećmi będzie trwać i to prawdopodobnie długo. Zanim wykrystalizują się nowe formy społeczne i zbudowane zostaną rusztowania dla nowego, sprawiedliwszego systemu, tysiąc hippisów w środku dzielnicy finansowej będzie niczym nasz zastaw w wielkim komisie demokracji. Są oni materialnym dowodem na to, że kiedy zbierzemy wreszcie całe 99% i kiedy jako 99% naprawdę zyskamy samoświadomość, na pewno wrócimy po swoje. Ich obecność zapewnia nam to, co najistotniejsze – czas na systematyczną pracę nad zmianą społeczną. W demokratycznych rewolucjach najbardziej rewolucyjną z cnót jest cierpliwość.

* Joanna Kusiak – doktorantka Uniwersytetu Warszawskiego i Technische Universität Darmstadt, prezeska Stowarzyszenia DuoPolis, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską nt. „Rewolucja miast. Materialistyczna analiza transformacji miast postsocjalistycznych na przykładzie Tirany, Warszawy i Berlina”. Pochodzi z Łodzi, mieszka w Warszawie i Berlinie.

 „Kultura Liberalna” nr 148 (45/2011) z 8 listopada 2011 r.