Łukasz Pawłowski

Cokolwiek taniego poproszę!

Długi weekend, który rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych wczesnym środowym popołudniem, mieści w przeciągu kilkudziesięciu godzin jedne z najważniejszych świąt obchodzonych w każdym zakątku kraju – Święto Dziękczynienia i Czarny Piątek, czyli dzień największych sklepowych wyprzedaży.

Atmosferę tego pierwszego da się porównać z katolicką Wigilią. Kilka dni przed czwartym czwartkiem listopada amerykańskie lotniska i autostrady zalewa wielomilionowa fala krótkoterminowych emigrantów. Cały proces przebiega tu oczywiście o wiele sprawniej niż analogiczne wędrówki w Polsce, ale bodźce skłaniające ludzi do spędzenia dziesiątek kilometrogodzin na walizkach w obu wypadkach są dokładnie te same. Na uroczysty obiad zjeżdża się zresztą nie tylko bliższa i dalsza rodzina, ale także bliżsi i dalsi znajomi, a niekiedy nawet tymczasowi imigranci z Europy Środkowej, którzy Święto Dziękczynienia znali do tej pory wyłącznie z amerykańskich filmów i książek. Nikt nie powinien spędzać tego popołudnia samotnie.

Atmosfera wyczekiwania na wezwanie do stołu – obowiązkowo zastawionego nadziewanym indykiem oraz (opcjonalnie) pieczoną szynką, ziemniaczanym puree, mięsnymi sosami, tartą dyniową, babeczkami i wszelkiej maści sernikami – także przypomina wigilię. Jedynie szumiąca w tle transmisja meczów futbolu amerykańskiego – zawsze rozgrywanych w tym dniu – przypomina o specyfice miejsca.

Podobne są rozmowy toczone przy stole, w kuchni, salonie, przed telewizorem – opowieści o przygodach w drodze na to lub któreś z zeszłorocznych świąt, żonglerka nazwami potraw tradycyjnie przygotowywanych przez tę lub inną rodzinę w tym lub innym stanie, narzekania na kryzys i politykę rządu, ugrzecznione tak, aby nikogo nie obrazić, wreszcie sport i wspomnienia najlepszych widzianych na żywo meczów koszykówki, futbolu lub baseballu tak jak wtedy, kiedy New York Yankees pokonali cztery razy z rzędu Chicago White Sox na ich stadionie, lub jeszcze wcześniej, kiedy trzon nowojorskiej drużyny stanowili zawodnicy włoskiego pochodzenia, Joe di Magio był największą gwiazdą ligi, a widzowie po meczu mogli wejść na murawę i nikt nie groził im aresztowaniem.

Podobieństwa kończą się jednak, kiedy rozmowa schodzi na wydarzenia dnia następnego, a część gości zaczyna rytualną krzątaninę w okolicach wyjścia, usprawiedliwiając się koniecznością przygotowania do jutrzejszych wyprzedaży. Wyprzedaże jutrzejsze są takimi właściwie tylko z nazwy – większość sklepów otwiera się o północy, ale jeśli chcemy skorzystać z najlepszych przecen, warto być na miejscu kilka godzin wcześniej. Najbardziej zdeterminowani pojawiają się pod wejściem z namiotami i śpiworami nawet w środę, Święto Dziękczynienia spędzając w kolejce.

Prawdziwych okazji cenowych jest oczywiście niewiele, ale ci, którym nie uda się skorzystać z tegorocznych hitów (m.in. 42-calowy telewizor za 149 dolarów lub darmowe najnowsze modele telefonów za przedłużenie umowy z operatorem), i tak nie wyjdą ze sklepu z pustymi rękami. Czarny Piątek to dla amerykańskich sprzedawców od lat najbardziej pracowity dzień w roku, dlatego mimo obniżek niektóre sklepy zarabiają przez 24 godziny więcej niż w ciągu kilku poprzedzających je tygodni. Po zeszłorocznym szturmie w sklepowych kasach zostało ponad 10 miliardów dolarów.

Statystyki pokazują, że Amerykanie najchętniej kupują wówczas sprzęt elektroniczny i ubrania, dlatego pod takimi sklepami jest najtłoczniej i… najniebezpieczniej. „Oglądaj jutrzejsze wiadomości – powiedziano mi przy stole – jutro w Ameryce najprawdopodobniej ktoś zginie stratowany pod wejściem do sklepu”. Tak było dwa lata temu, kiedy zadeptano pracownika sieci sklepów elektronicznych Best Buy. W momencie, kiedy to piszę, nikt jeszcze nie zginął, ale wiele osób zostało poturbowanych, a kilka aresztowano za bójki o znikające w zastraszającym tempie towary. To właśnie od takich wydarzeń pochodzi zresztą nazwa tego zakupowego święta, nadana mu w latach 60. przez filadelfijską policję, mającą w ten wyjątkowy weekend wyjątkowo wiele pracy.

Jak nie dać się ponieść emocjom i wydać jak najmniej? W mediach aż roi się od dobrych rad, ale i tak każdy ma swoje prywatne strategie zakupowe, którymi chętnie podzieli się przy dziękczynnym stole. „Żeby nie wydać więcej, niż możesz, musisz mieć plan i sztywno się go trzymać. Wchodzisz, namierzasz, kupujesz, wychodzisz. Na oglądanie i przymierzanie nie ma czasu”. „Tylko nie bierz ze sobą dziecka!”. „To prawda, ale pamiętaj, że nie możesz iść do sklepu w pojedynkę. Potrzeba, co najmniej trzech osób. Jedna zajmuje kolejkę, druga zbiera wybrane przedmioty, a trzecia w tym czasie pilnuje tego, co już znalazło się w wózku – w przeciwnym razie, ktoś może ci to zabrać!”.

W książce „Without Fearhers” Woody Allen jak zawsze mocował się z odwiecznymi problemami ludzkości. „Dlaczego człowiek zabija?” – pytał. – „Człowiek zabija dla jedzenia. I nie tylko dla jedzenia. Ważne jest także coś do popicia”. Czarny Piątek pokazuje, że przyczyn międzyludzkiej agresji jest o wiele więcej: telewizory, pralki, tostery, swetry, buty, filmy, kuchenki – każdy z tych przedmiotów to dobry powód do bójki, szarpaniny lub przynajmniej kłótni.

Uderzające jest to, że w Stanach Zjednoczonych ta zakupowa agresja została już właściwie zinstytucjonalizowana, stała się elementem tradycji, podobnie jak poprzedzające ją Święto, o ironio, Dziękczynienia.

* Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, visiting scholar na Wydziale Nauk Politycznych Indiana University, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

Kontakt z autorem: [email protected]

„Kultura Liberalna” nr 150 (47/2011) z 22 listopada 2011 r.