Katarzyna Sarek

Jak by tu zrobić rewolucję?

„Porozmawiajmy o rewolucji” – to pierwszy z trzech wpisów, jakimi znany bloger i pisarz Han Han w ostatni weekend minionego roku rozbudził chiński internet. Kolejne tytuły brzmią jeszcze ciekawiej: „O demokracji” i „O wolności”. Zadziornemu Han Hanowi udało się wypowiedzieć na głos to, o czym od dawna publika szepce w kuluarach: że Chiny potrzebują zmian, że napięcie rośnie i że nie da się dłużej utrzymać status quo.

Kim jest Han Han? Pisarzem, kierowcą rajdowym, blogerem (powszechnie znanym, choć już dawno temu stracił pierwsze miejsce w rankingach popularności na rzecz blogów giełdowych). Człowiekiem, który od wielu lat zręcznie balansuje na krawędzi, krytykując system i władzę. Jego wielbiciele ze zdumieniem przyjęli jednak wspomniane teksty, bowiem – mimo zjadliwej krytyki chińskiego społeczeństwa i szpil (a raczej gwoździ) wbijanych rządowi – stwierdza dobitnie i jednoznacznie: obecnie w Chinach ani rewolucja, ani demokracja nie mogą i nie powinny się wydarzyć. Dlaczego? Bo Chińczycy się do tego nie nadają. Społeczeństwo jest rozbite i egoistyczne, każdy troszczy się wyłącznie o siebie, nie ma żadnej wspólnej idei ani wspólnego wroga, które mogłyby scementować jednostki w zdolny do zainicjowania zmian tłum. „Wolność czy sprawiedliwość? Nie ma na nie zapotrzebowania, ponieważ poza pewnymi grupami, artystami czy ludźmi mediów większość ludzi z ulicy zapytana, czy czuje się wolna, potwierdzi, że tak – jest. Zapytani, czy chcą sprawiedliwości, odpowiedzą, że skoro jej brak nie dotyczy ich osobiście, to w ogóle ich to nie obchodzi”. „Ludzie nienawidzą korupcji i narzekają na urzędników, głównie dlatego, że marzą, by sami zostali skorumpowani. Mają gdzieś patrzenie władzy na ręce i nadzór nad nią; żądają demokracji i wolności wyłącznie wtedy, gdy z powodu pecha sami potrzebują pomocy”. Han Han zwrócił również uwagę, że KPCh liczy już 80 milionów członków, czyli co najmniej 300 milionów ludzi jest związanych osobiście z partią. Partia to naród, naród to partia, a wady i przywary partii są takie same jak wady i przywary narodu. Co zmieniłyby demokracja czy wolne wybory? Kto by je wygrał? Dlatego on sam jedyny ratunek i szansę na zmiany widzi w powolnych reformach i w pracy nad ludźmi – konieczne są rządy prawa, edukacja, kultura. Według niego rewolucja może przynieść jedynie zmianę na gorsze, Chiny już raz jej doświadczyły i wszyscy wiemy, jak to się skończyło.

Han Han nie jest bynajmniej pierwszym chińskim człowiekiem pióra, który zdecydował się wypowiedzieć na temat rewolucji i demokracji. Jeden z najsłynniejszych żyjących pisarzy, Yu Hua, w artykule w „Los Angeles Times” z połowy grudnia zastanawiał się nad przyszłością swojej ojczyzny. Inaczej niż Han Han uważa, że Chiny czekają albo demokratyzacja, albo rewolucja. Pierwsza nastąpi, gdy klasa rządząca uzna, że to demokracja pozwoli im na utrzymanie władzy i przywilejów (wystraszona przykładem arabskich rewolucji). Druga – gdy rozproszone i słabe jednostki zdołają połączyć się i samą swoją masą obalą istniejący ustrój. Władze zdają sobie z tego sprawę i obecnym priorytetem jest zachowanie spokoju społecznego, utrzymanie porządku i niedopuszczenie do rozprzestrzeniania się niepokojów. W swojej najnowszej książce, zbiorze esejów „Chiny w dziesięciu słowach”, w której za pomocą słów-kluczy opisuje przeszłość i teraźniejszość swego kraju, Yu Hua w rozdziale „Rewolucja” w przewrotny sposób udowadnia, że rewolucja w Chinach nigdy się nie skończyła. Od 1949 roku ruch rewolucyjny przejawiał się w masowych kampaniach, podczas których w zapale i ferworze realizowano polityczne cele, nie bacząc na koszty ponoszone przez zwykłych ludzi. Od 1978 roku władze z rozmachem budują wolnorynkową gospodarkę, nie przejmując się nadmiernie swymi obywatelami. Wdrażają „model rozwoju nasycony rewolucyjną przemocą podobną do tej z czasów rewolucji kulturalnej”, a jednostki znów cierpią w imię abstrakcyjnych haseł. I co z tego, że „krwawe PKB” rośnie…

Yu Hua, który najnowszej książki nie zdołał wydać w Chinach; Han Han oskarżany o serwilizm i przejście do obozu rządzącego. Dwóch pisarzy, dwa odmienne spojrzenia i zgoda tylko co do tego, że coś się zbliża i nie można dalej czekać z założonymi rękami. Ale czego by nie powiedzieć o poglądach Han Hana, słowa „demokracja”, „rewolucja” i „wolność” od dawna nie były tak często na ustach tak wielu.

* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.

„Kultura Liberalna” nr 156 (1/2012) z 3 stycznia 2012 r.