Szanowni Państwo,
jak to się stało? Oto bracia Węgrzy, którzy wraz z nami przeżywali słodko-gorzki smak Jesieni Ludów w 1989, dziś rozmontowują własną demokrację. I, o zgrozo, nikt z sąsiadów wydaje się tego nie dostrzegać.
Kiedyś do „trzeciej fali demokratyzacji” Samuel P. Huntington zaliczał również Węgry. My mieliśmy Okrągły Stół, Węgrzy – trójkątny. Dziś przecieramy oczy ze zdumienia. Obserwując działania rządu Viktora Orbána, pytamy, co oznaczają one dla przyszłości tego kraju. Teoretycy lubią umieszczać demokracje na wszelkiego rodzaju skalach, mówiąc o „wadliwości” lub „prawidłowym funkcjonowaniu” tych systemów oraz wymieniając różnego rodzaju wskaźniki, które mają pomóc w rozpoznaniu, jak wiele „demokracji w demokracji”…
Ale czy pomaga nam to w stwierdzeniu, co dzieje się z Węgrami? Czy osuwają się w autorytaryzm? Czy państwo polskie kompromituje się, nie zajmując w tej sprawie stanowiska? I wreszcie, jeśli okaże się, że rozmontowanie demokracji nie zostanie zatrzymane… Czy należy wyrzucić Węgry z Unii Europejskiej, skoro warunkiem bycia członkiem Wspólnoty jest podzielanie fundamentalnych wartości i sprawnie działająca demokracja?
Adam Bodnar wzywa kraje europejskie do czujności i stawia pytanie, dlaczego polski rząd nie wypowiada się w kwestii zmian w systemie węgierskiego państwa. Magdalena M. Baran przypomina, że to nie pierwszy raz, gdy polityczne fajerwerki Orbána „rozświetlają” niebo rozpoczynającego się roku. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że oznaczają one początek karnawału… To jednak nie tyle dyktatura, ile coś gorszego – dodaje Piotr Wciślik. Temat tygodnia zamyka tekst Dominiki Bychawskiej-Siniarskiej, która tłumaczy, dlaczego nowa ustawa medialna, przegłosowana przez rząd Orbána, jest zamachem na węgierską demokrację.
Zapraszamy też do lektury listu otwartego byłych dysydentów węgierskich w zakładce Krótko mówiąc.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
1. ADAM BODNAR: Viktor Orbán: rozmontowywanie demokracji
2. MAGDALENA M. BARAN: Fajerwerki Orbána
3. PIOTR WCIŚLIK: Gorzej niż dyktatura
4. DOMINIKA BYCHAWSKA-SINIARSKA: Zamach na demokrację
Viktor Orbán: rozmontowywanie demokracji
Kilka lat temu obawialiśmy się, że w Polsce niepodzielnie zapanuje IV RP. Proces pełzającej rewolucji, powolnych i stopniowych zmian został zahamowany przez Trybunał Konstytucyjny i jego słynny wyrok w sprawie ustawy lustracyjnej. Później dla partii Jarosława Kaczyńskiego była już tylko równia pochyła, po której nastąpiły pamiętne wybory we wrześniu 2007 roku i przejęcie władzy przez PO.
W czasie kiedy Polska odwracała się już od widma zagrażającego demokracji, Węgry coraz bardziej podążały drogą na zatracenie. Słynny przeciek z wypowiedzi Ferenca Gyurcsányego o okłamywaniu wyborców zaowocował masowymi protestami i rozruchami w Budapeszcie. Następnie zaś – przejęciem władzy w wyniku wyborów, na fali społecznej nienawiści, przez partię prawicową Fidesz z Viktorem Orbánem na czele. Orbán nie zatrzymał się na zdobyciu konstytucyjnej większości dwóch trzecich w Parlamencie. Doprowadził do zmian konstytucyjnych utrwalających władzę jego partii, a także stopniowo przejął kontrolę nad poszczególnymi instytucjami państwowymi oraz ośrodkami władzy, które mogłyby zagrozić pozycji jego partii. W ten sposób demokratycznie wygrane wybory doprowadziły do przejęcia pełni władzy i umożliwiły sprawowanie jej w stylu całkowicie autokratycznym.
Orbán dokonał zatem tego, o czym Jarosław Kaczyński tylko marzył. Metodą kolejnych kroków zdobywał poszczególne przyczółki władzy, aby na koniec podsumować proces przejmowania władzy likwidacją głównej partii opozycyjnej i rozliczeniem jej w sposób, który za chwilę przypominać może Proces Brzeski. Właśnie taki jest bowiem sens ostatnich poprawek do Konstytucji Węgier, przyjętych pod koniec grudnia 2011 roku – poprawek, które 2 stycznia tego roku zgromadziły tłumy przed budynkiem Opery Narodowej w Budapeszcie (akurat w tym budynku Orbán i jego partia świętowali wejście w życie nowej konstytucji).
Na czym zatem polegały te zmiany? Przyjęcie słynnej i kontrowersyjnej ustawy medialnej miało na celu ograniczenie wolności mediów i pokazanie, że w każdym momencie istnieje na nie bat, który może pozbawić je niezależności oraz pluralistycznego charakteru. Ograniczenie kompetencji węgierskiego Trybunału Konstytucyjnego służyło temu, aby TK nie wtrącał się w sprawy budżetowe i podatkowe. Przyjęcie nowej konstytucji miało służyć koncentracji władzy w jednej ręce, a także jej utrwaleniu w następstwie przyszłych wyborów parlamentarnych. Warto bowiem pamiętać, że zgodnie z nową konstytucją obywatelstwo może być przyznawane bez większych problemów osobom mieszkającym poza granicami Węgier. Dzięki temu mniejszość węgierska zamieszkująca okoliczne państwa (Rumunia, Słowacja, Chorwacja), stanowiąca wcale liczną populację, będzie mogła spokojnie wspierać Orbána (i inne partie prawicowe), żyjąc spokojnie poza granicami Węgier. Oprócz zmian konstytucyjnych Fidesz przejął władzę także na poziomie lokalnym, ale również urząd Prezydenta. W zasadzie nie ostała się żadna instytucja, która byłaby prawdziwie niezależna.
Nowa Konstytucja Węgier weszła w życie 1 stycznia 2012 roku. System węgierski jest jednak specyficzny, gdyż wiele zagadnień ustrojowych regulowanych jest w drodze tak zwanych ustaw organicznych. Ich przyjęcie (a także zmiana) wymaga większości 2/3 głosów. Właśnie ustawy organiczne stały się głównym mechanizmem utrwalania władzy, gdyż nawet gdyby kolejne wybory zostały przez Fidesz przegrane, to ustaw organicznych (i zmian nimi wprowadzonych) nie można będzie odwrócić, gdyż zgromadzenie do tego większości 2/3 może okazać się niemożliwe. W ten sposób uregulowano między innymi status Trybunału Konstytucyjnego, a ostatnio zaproponowano także zmianę statusu banku centralnego.
W ostatnich dniach grudnia 2011 roku przyjęto kolejne zmiany konstytucji. Najszerzej komentowana jest ta uznająca Węgierską Partię Socjalistyczną za spadkobierczynię partii komunistycznej, a tym samym za organizację przestępczą. Nie jest jasne, w jaki sposób partia ta będzie dalej działała. Jeżeli jednak do tego dodamy inną poprawkę do konstytucji – znoszącą przedawnienie karalności wszelkich czynów popełnionych przez osoby związane z tą partią, to trudno spodziewać się czegoś innego niż liczne procesy polityczne. Kto wie, czy za chwilę liderzy partii socjalistycznej nie skończą tak jak Julia Tymoszenko. Te zmiany są tak niespodziewane, a ich dynamika tak duża, że nawet dojrzali węgierscy konstytucjonaliści nie są w stanie przewidzieć rozwoju wypadków.
Zmiany do Konstytucji z grudnia 2011 roku dotyczą także niezależnego sądownictwa. Stanowiska został pozbawiony prezes Sądu Najwyższego András Baka oraz odwołana została węgierska Krajowa Rada Sądownictwa i to przed upływem ich kadencji. Oficjalny powód to powołanie nowych instytucji sądowniczych, ale w istocie chodziło właśnie o przejęcie kontroli nad trzecią władzą. Przewodniczącą instytucji, która zastąpiła Krajową Radę Sądownictwa, została właśnie Tünde Handó. Co ciekawe, 2 stycznia 2012 r. jej mąż – József Szájer, członek Parlamentu Europejskiego i prominentny działacz Fidesz zrezygnował z członkostwa w partii, aby uniknąć jakichkolwiek podejrzeń o wpływ na żonę i niezależność sądownictwa. Szájer jest tym właśnie politykiem, który chwalił się, że nową Konstytucję Węgier napisał na iPadzie. Dlatego też jego wczorajszy gest jest raczej teatralną drwiną niż realnym respektowaniem zasady niezawisłości sądownictwa.
Przykłady ograniczeń w zakresie funkcjonowania instytucji demokratycznych i trójpodziału władzy można mnożyć. Bez wątpienia sytuacja na Węgrzech jest bardzo poważna. Większość konstytucyjna 2/3 w parlamencie posiadana przez Fidesz jest paraliżująca dla opozycji i dla jakiegokolwiek poważnego sprzeciwu. Dlatego protest od wielu miesięcy przenosi się na ulice. Istotną rolę odgrywają organizacje pozarządowe. Moi koledzy z Węgierskiego Komitetu Helsińskiego czy Węgierskiej Unii Swobód Obywatelskich (TASZ) w ostatnich miesiącach stali się wręcz dysydentami, a nie tylko obrońcami praw człowieka. Istotną rolę odgrywają media społecznościowe. W ostatnich dniach ze względu na „delegalizację” do protestujących dołączyła główna partia opozycyjna. Ulica w zasadzie stała się dla niej jedynym miejscem uprawiania polityki.
W ten oto sposób w środku Europy mamy państwo – członka Unii Europejskiej – które przestało być demokratyczne. Jeszcze są fasady, jeszcze można demonstrować i używać internetu, liderzy opozycji nie są jeszcze zatrzymywani i aresztowani, ale w parlamencie nie ma pluralizmu, instytucje kontrolne i sądownictwo zostały pozbawione zębów, a opozycja jest wykluczana poza nawias jakiegokolwiek wpływu na państwo. Za chwilę mogą rozpocząć się procesy polityczne.
W tej sytuacji powstaje pytanie, jak zareagować może opinia międzynarodowa. Stany Zjednoczone nie milczą. Hillary Clinton już w czerwcu 2011 roku wyrażała swój sprzeciw wobec polityki Orbána. Kilka dni temu w mocny słowach wezwała Węgry do respektowania demokracji i zobowiązań międzynarodowych. Komisja Europejska wyrażała duże zainteresowanie ustawą medialną, a ostatnio wyraźnie protestuje przeciwko ograniczaniu niezależności banku centralnego. Tylko czy to jest wystarczające i czy czasami kolejnym krokiem nie powinno być wszczęcie procedury zawieszenia Węgier w niektórych uprawnieniach członkowskich w UE (w tym w prawie głosu na forum Rady Unii Europejskiej)? Procedura przewidziana w Art. 7 Traktatu o Funkcjonowaniu UE nigdy nie została zastosowana, ale być może czas najwyższy. Warunkiem wszczęcia procedury jest „istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Państwo Członkowskie zasad wolności, demokracji, poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności oraz państwa prawnego”. Już samo wszczęcie procedury może mieć duże dyscyplinujące znaczenie dla państwa członkowskiego. Nawet jeśli UE jest pogrążona w kryzysie finansowym (a Węgry nie są wyjątkiem), to o tej możliwości nie można zapominać. Inicjatywa w tym zakresie należy do jednej trzeciej państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej.
Zanim jednak dojdzie do takiej precedensowej na skalę europejską inicjatywy, przede wszystkim nie powinniśmy być obojętni. To także podstawowy obowiązek władz polskich. Polska nie może promować demokracji, rządów prawa i praw człowieka w państwach Partnerstwa Wschodniego czy w państwach arabskich, skoro przymyka oczy na stworzenie systemu autorytarnego w jednym z państw Europy Środkowo-Wschodniej, tak bliskim nam duchowo. Być może gesty solidarności niewiele zmienią, ale nie można być obojętnym, gdyż gdyby u nas działy się podobne procesy, to także oczekiwalibyśmy reakcji innych państw, polityków, partii politycznych czy opiniotwórczych środowisk zagranicznych.
W tych trudnych dniach dla Węgier bardzo chciałbym, aby polski minister spraw zagranicznych pobrał nauki u swojej żony Anne Applebaum, która już 28 grudnia 2010 roku porównywała sytuację na Węgrzech do Białorusi. Można powiedzieć, że miała niezłego nosa. Niestety śledzenie aktywności Radosława Sikorskiego wskazuje, że jak na razie miał tylko nosa do promocji węgierskiego wina w czasie polskiej Prezydencji w UE.
* Adam Bodnar, doktor praw, wiceprezes Zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz adiunkt w Zakładzie Praw Człowieka WPiA UW. Absolwent programu LL.M. oraz visiting professor na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie.
***
Fajerwerki Orbána
Podczas gdy większość Węgrów miała w głowie wyłącznie ubieranie choinki i kupowanie ostatnich gwiazdkowych prezentów, rząd Viktora Orbána nie próżnował. Mimo protestów opozycji na dzień przed Wigilią węgierski parlament przyjął pakiet dość kontrowersyjnych ustaw. Uwagę międzynarodowych mediów przykuł przede wszystkim pakiet reform finansowych, w którym najmniej dyskusyjne wydaje się wprowadzenie podatku liniowego, a nawet przyjęcie najwyższego w Europie, 27-procentowego VAT-u.
Znacznie groźniejsze jest – zasadzające się w nowej, wchodzącej właśnie w życie konstytucji – ograniczenie niezależności Narodowego Banku Węgier, który pod wodzą Andrása Simora, nominowanego jeszcze przez poprzednią ekipę, prowadził dotąd niezbyt wygodną dla Orbána politykę monetarną. Premier postanowił więc ustawowo zyskać przewagę, odbierając mu prawo wyboru zastępców (teraz będzie ich wskazywać szef rządu), a także zwiększając liczbę członków Rady Monetarnej (z siedmiu do dziewięciu, spośród których sześciu będzie nominował parlament). Daremna – tradycyjnie już – okazała się tu interwencja szefa Komisji Europejskiej. W liście do węgierskiego premiera Barroso przedstawił swoje wątpliwości dotyczące ustawy o banku centralnym, sugerując jednocześnie, iż zignorowanie jego stanowiska może spowodować uniemożliwienie Węgrom uzyskania pożyczki z MFW. „Wcale nie chcemy pożyczki, a jedynie dostępu do linii kredytowej” – ripostował Orbán. Głuchy pozostał również na utrzymany w podobnym tonie list amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton. A to wszystko dosłownie kilka chwil po tym, jak po raz kolejny obniżono rating rządzonemu przezeń kraju, tym razem do poziomu BB+.
Znacznie mniej uwagi poświęcono drugiej, głosowanej tego samego dnia ustawie, w sposób znaczący zmieniającej obowiązującą na Węgrzech ordynację wyborczą. Od roku 2013 wprowadzi ona ograniczenie liczby posłów do 199 (z czego 103 będzie wybieranych w jednomandatowych okręgach wyborczych, a 96 z list partyjnych), wybory jednoturowe, a także, entuzjastycznie przyjęte przez słowackich i rumuńskich Węgrów, przyznanie prawa głosu obywatelom na stałe mieszkającym za granicą. Najbardziej kontrowersyjne są jednak zmiany wprowadzające nowy podział kraju, utworzenie okręgów wyborczych, których zasięg w sposób wyraźny faworyzuje Fidesz. Nie pomogły protesty opozycji krzyczącej, że zmiany oznaczają „scementowanie władzy Fideszu”, że „23 grudnia 2011 to dzień narodzin nowego, Orbánowskiego reżimu”. Tu protesty polityczne gasi się szybko. Orbánowska policja zadziałała bardzo sprawnie, aresztując protestujących przedstawicieli opozycji z partii Polityka Może Być Inna (Lehet Más a Politika!) i Koalicji Demokratycznej (Demokratikus Koalíció), na czele z Ferencem Gyurcsánym – byłym premierem, szefem zdobywającej sobie coraz większe poparcie KD. „Nie zdradzicie demokracji, prawda?” – pytali na transparencie protestujący. A jednak.
Jeśli do przedświątecznych ustaw dodamy jeszcze ostatnie decyzje dotyczące ograniczenia wolności mediów – odebranie koncesji wspierającej falę protestów rozgłośni radiowej Klubrádió czy zakaz wstępu do parlamentu dla dziennikarzy portalu index.hu – trudno nie zauważyć, że węgierska demokracja rzeczywiście nie ma się najlepiej. Już nie pierwszy raz polityczne fajerwerki Orbána „rozświetlają” niebo rozpoczynającego się roku. Coraz wyraźniej jednak zamiast rozmigotanych gwiazdek Węgrzy dostrzegają, że to nie początek karnawału, ale bałagan i osiadający na ich kraju, trudny do wyczyszczenia popiół. Że dym z tych sztucznych ogni niesie trudny do zniesienie smród, że pozwalając na ich nieodpowiedzialne odpalanie, więcej można stracić niż zyskać.
* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.
***
Gorzej niż dyktatura
Zwycięstwo Fideszu w wyborach z kwietnia 2010 roku – gdy partia ta uzyskując poparcie 53 proc. wyborców, zajęła dwie trzecie miejsc w węgierskim parlamencie – Viktor Orbán lubi nazywać „rewolucją przy urnie wyborczej”. To żywo przypominające dyskurs transformacyjny hasło jest chyba jedyną pozostałością rodowodu polityka, który zaczynał jako liberał w szeregach węgierskiej opozycji demokratycznej. Pochodzi ono z przemówienia-manifestu, które Orbán wygłosił na inaugurującej obecną kadencję sesji parlamentu. Mówi się w nim o „ustroju narodowej kooperacji”, który zrywa nie tylko z dekadami „okupacji i dyktatury” sprzed 1989 roku, ale również z porządkiem powstałym w wyniku politycznych kompromisów składających się na transformację demokratyczną. Te ostatnie w ocenie Orbána przyniosły „bezradność zamiast wolności, zadłużenie zamiast niezależności, biedę zamiast dobrobytu, a zamiast nadziei i braterstwa – głęboki psychologiczny, polityczny i ekonomiczny kryzys”. Przedmiotem narodowej kooperacji mają być natomiast „praca, dom, rodzina, zdrowie, praworządność i ład”: filary narodowej przyszłości, do umacniania których Orbán zaprasza wszystkich Węgrów niezależnie od wszelakich różnic.
Posłowie Fideszu przyjęli manifest w formie ustawy parlamentarnej. Zaś rząd nalegał, żeby jego treść znalazła się na reprezentacyjnym miejscu we wszystkich instytucjach rządu i administracji publicznej, w formie wielkiego plakatu, któremu brakuje jedynie podobizny autora. Następnie jednak za tą konserwatywno-rewolucyjną celebrą poszły czyny. Od nowego roku wchodzi w życie nowa konstytucja. Prześledzenie jej zapisów pozwala stwierdzić, czym jest w istocie nowy ustrój Węgier.
***
Nową ustawę zasadniczą otwiera preambuła zwana „Narodowym Wyznaniem Wiary”, która ma być podstawą wykładni w konstytucyjnym orzecznictwie. Stanowi ona, że Naród, Religia i Rodzina – „lojalność, wiara i miłość” – to podstawowe wspólnoty i wartości, na których ma się opierać bycie Węgrem. Preambuła zaczyna się od pierwszego wersu węgierskiego hymnu: „Panie, pobłogosław naród węgierski”. Dalej podkreśla się szczególną rolę chrześcijaństwa dla przetrwania narodu (aczkolwiek wyraża się także szacunek dla innych religii kraju). O samej konstytucji mówi się – z użyciem biblijnej stylizacji – jako o „przymierzu” Węgrów z przeszłych, teraźniejszych i przyszłych pokoleń. Rodzina zaś określona jest wyłącznie jako związek kobiety i mężczyzny.
Jest też wiele odniesień do historii, które powtarzają tezy Orbána z „Manifestu narodowej kooperacji”. Węgrzy przyrzekają „zachować intelektualną i duchową jedność narodu rozdartego sztormami zeszłego stulecia”. Dalej czytamy o „moralnych porażkach dwudziestego stulecia” i o wypływającej z nich potrzebie „intelektualnej i moralnej odnowy” i „odbudowaniu reputacji”.
Za ów moralny kryzys odpowiedzialne są reżimy totalitarne. Według preambuły pomiędzy 1944 a 1990 rokiem Węgry były okupowane najpierw przez nazistów, później przez komunistów. Ich „nieludzkie zbrodnie przeciwko narodowi węgierskiemu” nie ulegają przedawnieniu. Dodajmy, że rząd planuje przyjąć uchwałę, w której opozycyjną partię socjalistyczną wskazuje się jako spadkobiercę rządów komunistycznych, chociaż nie wiadomo, jakie konsekwencje ma to pociągać.
W ten sposób preambuła unieważnia ciągłość prawną z komunistyczną konstytucją z 1949 roku, nawiązuje natomiast do tradycji konstytucyjnej Korony Świętego Stefana – średniowiecznej doktryny państwowej, na której opierał się porządek prawny Węgier do II wojny światowej. W tej doktrynie to Korona – byt zupełnie metafizyczny, a nie naród albo król – jest suwerenem. Na tej podstawie Horthy był regentem bez króla (i admirałem bez floty). Na podstawie ciągłości z historyczną konstytucją Węgry Horthyego wysuwały roszczenia do ziem utraconych w Traktacie z Trianon w 1920 roku.
Narodowe Wyznanie Wiary przypomina wyraz politycznych frustracji części węgierskiego establishmentu, natomiast w ogóle nie przypomina podstawy prawnej funkcjonowania nowoczesnego pluralistycznego społeczeństwa. Bo czy z preambuły nie wynika, że pod względem wyznania i orientacji seksualnej są obywatele równi i równiejsi, na przekór Karcie Praw Podstawowych Unii Europejskiej? Czyż odrzucenie ciągłości z konstytucją z 1949 nie oznacza unieważnienia wszystkich dotychczasowych postanowień Trybunału Konstytucyjnego? I kto właściwie rządzi na Węgrzech: naród czy Korona? A jeśli Korona, to na jakim terytorium? To ostatnie pytanie jest szczególnie ważne, ponieważ w innym miejscu konstytucja zawiesza obowiązek zamieszkania na terytorium Węgier przy korzystaniu z praw wyborczych. Oznaczałoby to, że do głosowania uprawniona byłaby mniejszość węgierska w Rumunii i na Słowacji. A to raczej źle wróży i tak już napiętym stosunkom między Węgrami, Słowakami i Rumunami.
***
Jednak to nie „Narodowe Wyznanie Wiary”, ale zapisy z zasadniczej części nowej konstytucji przesądzają o politycznym charakterze nowego porządku. Wiadomo na przykład, czym Ustrój Narodowej Współpracy nie jest: konstytucja zmienia nazwę kraju z „Republiki Węgierskiej” na (po prostu) „Węgry”.
Co ważniejsze, rząd węgierski już w listopadzie 2010 roku dramatycznie ograniczył kompetencje Trybunału Konstytucyjnego w zakresie finansów państwa. Deklarowano wtedy, że jest to rozwiązanie tymczasowe. Jednak zostało ono wpisane do obecnej ustawy zasadniczej. Rząd przyznał sobie pełną swobodę w dobieraniu składu sędziowskiego TK. Nowa konstytucja stanowi, że te i inne kontrowersyjne, wprowadzane przez obecny rząd zapisy będzie można zmienić jedynie przy kwalifikowanej większości dwóch trzecich głosów. Wymóg odnosi się zwłaszcza do ustaw dotyczących podatków i ceł. Dodatkowo wydłuża się kadencje na stanowiskach kluczowych dla porządku państwowego. Oprócz składu TK Fideszowi chodzi o stanowiska Prokuratora Naczelnego, szefa węgierskiego NIK, Banku Narodowego, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz szefa Sądu Najwyższego. W dwóch ostatnich wypadkach instytucjom tym zmieniono nazwy, tak żeby można było je obsadzić od nowa. Wreszcie projekt ustanawia Radę Budżetową. Zastrzeżenia co do jej niezależności są obecnie przedmiotem sporu między ubiegającym się o kredyt rządem Orbána a instytucjami finansowymi i UE. Równie ważne jest to, że w zakres kompetencji Rady wchodzi prawo odrzucenia ustawy budżetowej przyjętej przez parlament. Co daje prezydentowi (również z Fideszu) możliwość jego rozwiązania.
***
Ustrój Narodowej Kooperacji zrywa zatem nie tylko z procedurami, ale i z duchem demokracji liberalnej. Demokratyczna legitymizacja, oprócz arytmetyki wyborczej, wiąże się z deliberacją. I jest tym silniejsza, im lepiej wytrzymuje lub asymiluje niezależną krytykę. Demokracja liberalna to również ustrój, w którym – jak pisał Claude Lefort – „miejsce władzy pozostaje puste”. A zatem w którym nie tworzy się takich praw, które pozwalają jednej części politycznego establishmentu zajmować to miejsce w sposób permanentny. Tymczasem nowa konstytucja została uchwalona z pominięciem nie tylko partii opozycyjnych, ale i głosu niezależnej opinii publicznej i organizacji społecznych.
Nowy ustrój zakłada nie tylko kres niezależności wszystkich instytucji kontrolnych. Fidesz będzie także kontrolował wszystkie te instytucje przez trzy następne kadencje, a więc również po ewentualnym odsunięciu od władzy. Będzie ono zresztą utrudnione przez nowo uchwalone prawo wyborcze, które sprzyja zwycięskim partiom jeszcze w większym stopniu niż poprzednie. W praktyce oznacza to postępowanie w myśl zasady après nous, le déluge. A ze względu na zapis o większości kwalifikowanej, nawet po potopie wszystko o czym mowa będzie piekielnie trudne do naprawienia.
Czy można mówić o dyktaturze? Nie, jest gorzej. Wydaje się, że – niezależnie od tego, co sądzimy o stylu rządzenia Orbána – konstytucyjne gwarancje demokratycznego mechanizmu zmiany władzy zostały zachowane. Tyle, że odsunięcie Orbána od rządów spowoduje coś być może gorszego niż dyktatura: stan nierządności, polityczny impas. Tak więc, paradoksalnie, obecna w Ustroju Narodowej Kooperacji tendencja do koncentracji władzy w rękach niewielu może, prawem nieprzewidzianych konsekwencji, skończyć się czymś w rodzaju odgórnie zaordynowanej anarchii.
W nowym projekcie konstytucji jest jeden zapis, który wydaje się bezsprzecznie demokratyczny: „Nikt nie może dążyć do zdobycia władzy za pomocą przemocy ani do jej wyłącznego sprawowania. Jest prawem i obowiązkiem każdego stawiać opór takim dążeniom w ramach wyznaczonych przez prawo”. Chociaż Węgry nie są już republiką, na republikańskie prawo do obywatelskiego nieposłuszeństwa mogą powołać się wszyscy, którzy „nie lubią systemu”. Pod tym hasłem na ulicach Budapesztu 23 października zgromadziło się około 70 tysięcy obywateli. Drugiego stycznia 2012, kiedy Viktor Orbán w budynku Opery Narodowej hucznie witał swój nowy ład, bulwar Andrássy pękał w szwach od protestujących. Ich liczba nie jest jeszcze znana, ale jest to kolejny znak, że w dobie globalnego demokratycznego przebudzenia społeczeństwo węgierskie tak łatwo na zarządzoną przez Orbána współpracę nie pójdzie.
* Piotr Wciślik, iberysta, socjolog, historyk. Absolwent MISH UW, doktorant Central European University w Budapeszcie.
***
Zamach na demokrację
Węgierska prezydencja w Radzie UE, która przypadła w pierwszej połowie 2011 roku, rozpoczęła się dyskusją wokół nowej ustawy medialnej. Rozporządzenie, które weszło w życie 1 stycznia, reguluje w sposób kompleksowy wszystkie rodzaje mediów: prasę drukowaną, programy nadawane, jak również sieć internetową. Zostało ono skrytykowane przez część krajów UE [1], Komisję Europejską [2] oraz Parlament Europejski [3] ze względu na niezgodność z międzynarodowymi standardami wolności słowa i gwarancjami niezależności mediów. Swoje zaniepokojenie wyraziły również organizacje pozarządowe oraz zagraniczne media. Wolność słowa jest podstawowym elementem demokratycznego społeczeństwa, a na państwach postkomunistycznych spoczywa szczególny obowiązek dbania o nią i jej pełne przestrzeganie. Przyjęcie ustawy medialnej budzącej poważne zastrzeżenia pod względem międzynarodowych standardów swobody wypowiedzi powinno być odebrane jako regres w transformacji demokratycznej na Węgrzech.
Ustawie medialnej zarzucano wyposażenie nadzorującego wszystkie media elektroniczne Narodowego Urzędu ds. Mediów i Telekomunikacji (NMHH) w niezwykle szerokie kompetencje. Przewiduje ona, iż przewodniczącym tegoż organu jest osoba powołana przez prezydenta na dziewięcioletnią kadencję. W innym miejscu wprowadzono możliwość odwołania przewodniczącego przez premiera lub prezydenta. Przesłanki takiego odwołania są przy tym sformułowane lakonicznie. Sposób powoływania, jak i odwoływania przewodniczącego tak poważnego urzędu budzi wątpliwości co do jego politycznej niezależności. Zastrzeżenia budzi również to, że dyrektor generalny urzędu jest powoływany i odwoływany przez Prezydenta Węgier. To powoduje, iż dwie decyzyjne osoby w urzędzie uzależnione są od prezydenta, a ich działalność może być przez niego kontrolowana poprzez ewentualne odwołanie z urzędu.
Kolejnym z krytykowanych rozwiązań było powołanie pięcioosobowej Rady ds. mediów, która jest wybierana przez parlament na dziewięcioletnią kadencję. Przewodniczącego Rady mianuje premier. Ustawa umożliwia nakładanie na nadawców kar pieniężnych w razie naruszenia przez nich postanowień ustawy, w szczególności w razie prezentowania treści o „drastycznym i brutalnym charakterze, naruszających godność osobistą lub nawołujących do nienawiści między narodami czy religiami”. Pojęcia te są jednak nieostre i pozostawiają Radzie ogromny margines swobody działania. Wątpliwości budzi również przepis, który daje możliwość karania nadawców za publikacje sprzeczne z ogólnie przyjętą i poprawną linią polityczną wyznaczoną przez rząd. Kary nakładane przez Radę mogą wynosić do 200 mln forintów (700 tys. euro) w wypadku mediów elektronicznych i 25 mln forintów (89 tys. euro) w wypadku dzienników lub publikacji internetowych. Nałożenie tak wysokiej kary może prowadzić do bankructwa mniejszych nadawców czy redakcji. Przyznanie kompetencji tak dotkliwej w skutkach instytucji, której niezależność budzi wątpliwości, stanowi naruszenie gwarancji wolności słowa oraz swobody działalności medialnej [4].
Za bezwzględnie sprzeczną ze standardami wolności słowa została uznana możliwość przeszukiwania redakcji, kontroli dokumentów oraz zobowiązania dziennikarza do ujawnienia na wniosek Rady ds. mediów źródła informacji w sprawach dotyczących bezpieczeństwa narodowego i porządku publicznego.
Węgierska ustawa medialna wprowadziła także możliwość sponsorowania programów telewizyjnych i radiowych bez obowiązku wskazania sponsora tychże programów, audycji. Regulacja taka prowadzić może do nadużywania pozycji przez elity władzy, wprowadzając odbiorców w błąd co do charakteru audycji, programu. Ustawa nakładała również szeroki obowiązek rejestracji wszystkich mediów, również internetowych i blogów.
W wyniku międzynarodowej krytyki ustawa została poddana kosmetycznym zmianom. Wprowadzono do niej zasadę „kraju pochodzenia”, w świetle której nowe przepisy nie będą dotyczyły nadawców z innych państw członkowskich, ułatwiono sposób rejestracji mediów, jak również zniesiono generalny zakaz mowy nienawiści i dyskryminacji w mediach. 16 lutego 2011 r. Komisja Europejska zaakceptowała zmiany. Aprobatę należy jednak oceniać wyłącznie w kryteriach politycznych, miała ona bowiem umożliwić spokojne doprowadzenie przewodnictwa w Radzie UE do końca. Wątpliwości co do regulacji ustawy podtrzymał jednak Parlament Europejski [5], Komisarz Praw Człowieka Rady Europy [6] oraz OBWE [7].
19 grudnia ubiegłego roku węgierski Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z konstytucją wiele postanowień ustawy [8]. Nadanie przez ustawę NMHH prawa interweniowania przeciwko drukowanym środkom masowego przekazu w razie naruszenia przez nie praw człowieka, ludzkiej godności lub sfery prywatnej „stanowi sprzeczne z konstytucją ograniczenie wolności prasy” (art. 61 węgierskiej konstytucji). Przeciwdziałanie takim nadużyciom da się bowiem realizować w ramach normalnej drogi prawnej. Tym samym Trybunał pozbawił NMHH możliwości kontrolowania treści prasy drukowanej oraz internetu. Trybunał unieważnił też nałożony na wszystkie media obowiązek udostępniania NMHH, na jego żądanie, wszystkich swych danych biznesowych. Trybunał uznał za godzącą w wolność słowa możliwość ingerencji w dziennikarskie źródła informacji poprzez przeszukanie pomieszczeń redakcji. Tego typu działania powinny być poddane uprzedniej kontroli sądowej. Niekonstytucyjne przepisy utracą ważność 31 maja 2012 r. Nie ma jednak pewności, czy wyrok zostanie uszanowany przez legislatora i czy ustawa nie zostanie przyjęta ponownie w obecnym kształcie. Takie precedensy już się na Węgrzech zdarzały [9].
W wypadku węgierskiej ustawy medialnej Trybunał Konstytucyjny skutecznie interweniował, narzucając obowiązek zmian legislacyjnych. Europa, pomimo licznych głosów krytyki, nie zdołała wymusić na Węgrzech znaczących zmian. Interes prezydencji oraz chęć doprowadzenia jej do końca bez znaczących utrudnień przyćmiły obowiązek wzajemnego wspierania się państw członkowskich UE w dążeniu do stabilnej demokracji, wynikający z klauzuli homogeniczności zawartej w art. 6 Traktatu o Unii Europejskiej [10].
* Dominika Bychawska-Siniarska, koordynatorka „Europy Praw Człowieka”, projektu HFPC.
Przypisy:
[1] Wielka Brytania, Niemcy (apel szefa niemieckiego MSZ Guido Westerwellego) czy Francja (stanowisko wygłoszone przez rzecznika francuskiego rządu François Baroin).
[2] Stanowisko z 11 stycznia 2011 r. dostępne na: http://europa.eu/rapid/pressReleasesAction.do?reference=SPEECH/11/6.
[3] Stanowisko z 18 stycznia 2011 r. dostępne na: http://www.europarl.europa.eu/news/pl/pressroom/content/20110117IPR11813/html/Hungarian-media-law-sparks-controversy-at-the-European-Parliament.
[4] Jak donosiła węgierska prasa, pierwsze postępowanie Rady ds. mediów zostało wszczęte przeciwko Radiu Tilos, które nadało piosenki amerykańskiego rapera w ciągu dnia. W świetle nowej ustawy powinny być one nadawane w nocy, w godzinach 21-5. Takie „przewinienie” w świetle nowej ustawy może wiązać się z wysoką karą finansową.
[5] Rezolucja z 10 marca 2011 r. dostępne na: http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?pubRef=-//EP//TEXT+TA+P7-TA-2011-0094+0+DOC+XML+V0//EN.
[6] Stanowisko z 25 lutego 2011 r. dostępne na: http://www.coe.int/t/commissioner/News/2011/110225MediaHungary_en.asp.
[7] Stanowisko z 8 marca 2011 r. dostępne na: http://www.osce.org/fom/75990.
[8] Wyrok w jęz. węgierskim znajduje się na stronie: http://www.mkab.hu/admin/data/file/1146_1746_10.pdf.
[9] Przyjęcie 16 listopada 2010 r. ustawy wprowadzającej 98-proc. podatek od odprawy przy zwolnieniu z pracy, mimo że przepis ten został uznany za niekonstytucyjny 5 listopada 2010 r. Trybunał Konstytucyjny nie będzie mógł ocenić ponownie tego przepisu, ponieważ spod jego jurysdykcji zostały wyłączone sprawy podatkowe i celne.
[10] Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej z 30 marca 2010 r., C 83/3.
***
* Autorzy koncepcji numeru: Adam Bodnar i Karolina Wigura.
** Autor ilustracji: Wojciech Tubaja.
„Kultura Liberalna” nr 156 (1/2012) z 3 stycznia 2012 r.