Piotr Kieżun

Niewolnictwo czy sztuka obłapiania?

Czytając francuską prasę, można ostatnio odnieść wrażenie, że nad Sekwaną nie mówi się o niczym innym, jak tylko o przyszłych wyborach prezydenckich. Nie ma dnia, by w gazetach nie znalazły się doniesienia z wyborczego frontu. A walka z każdym dniem się zaostrza. Niedawno emocje wzbudziła wypowiedź François Hollande’a, szefa Partii Socjalistycznej, który nie przebierając w słowach, nazwał Sarkozy’ego „podejrzanym typem” (un sale mec). Kandydat socjalistów ma powody do zdenerwowania. W sondażach jego zdecydowana przewaga nad obecnym prezydentem stopniała do zaledwie dwóch punktów procentowych.

Są jednak także inicjatywy, które łączą, a nie dzielą politycznych przeciwników. Na początku grudnia zeszłego roku francuskie Zgromadzenie Narodowe przyjęło rezolucję, która wzywa do karania osób korzystających z usług prostytutek. Raport, który legł u podstaw tego dokumentu, przygotowało dwoje deputowanych: Guy Geoffroy z rządzącej UMP i Danielle Bousquet z PS. Tym samym Francja to kolejny kraj, który rozważa penalizację nie tylko stręczycielstwa, ale i samego korzystania z usługi seksualnej. Tego typu prawo obowiązuje obecnie w Szwecji i Norwegii. Zresztą to właśnie na szwedzką ustawę powołali się pomysłodawcy rezolucji.

Wydawałoby się, że w propozycji Zgromadzenia Narodowego nic nie powinno wzbudzać wątpliwości. Chodzi przecież o godność człowieka. O ile jednak politycy byli w tej kwestii względnie jednomyślni, głos opinii publicznej uległ polaryzacji. Przypomniał o tym „Le Monde”, publikując całe dossier na ten temat.

Argumenty abolicjonistów, czyli zwolenników uznania prostytucji za współczesną formę niewolnictwa, dobrze streszczają artykuły wspomnianej Daniele Bousquet i Geneviève Duché, szefowej organizacji „Amicale du Nid”. Obie przypominają, że większość osób sprzedających swoje ciało za pieniądze, robi to pod przymusem. Jest to przymus o charakterze nie tylko ekonomicznym, ale przede wszystkim fizycznym. Ponadto dotyczy on osób pozostających nie tylko w trudnej sytuacji materialnej, ale i prawnej. We Francji, jak pisze Bousquet, 80 proc. osób prostytuujących się to obcokrajowcy z Europy Wschodniej lub Afryki, często bez uregulowanego statusu. Prostytucja jest przy tym aktem dominacji mężczyzny nad kobietą. Według przytaczanych w artykułach statystyk, 85 proc. osób świadczących nad Sekwaną odpłatne usługi seksualne to kobiety, zaś wśród klientów dominują mężczyźni (aż 99 proc.). Bousquet i Duché podkreślają też handlowy aspekt prostytucji oraz to, że uprzedmiotawia ona zarówno prostytutkę, jak i nabywcę usługi.

W świetle tych argumentów karanie klienta jest zatem postulatem ze wszech miar słusznym, gdyż to on, jak pisze Geneviève Duché, „stoi u źródeł prostytucji”. W dyskusji opublikowanej w „Le Monde” nie zabrakło jednak głosów sprzeciwu.

Lewicowy filozof i publicysta Yvon Quiniou stwierdził, że prostytucja jest dobrowolna, więc nie powinna być prawnie zakazana. Powołał się przy tym na kantowskie rozróżnienie pomiędzy obowiązkiem prawa i obowiązkiem cnoty. Według Quiniou dobrowolna prostytucja może być przedmiotem debaty etycznej. Możemy wówczas indywidualnie uznać, że jest ona czymś moralnie niewłaściwym. Nie można jej jednak zakazać na poziomie powszechnie obowiązujących regulacji prawnych, a o tym właśnie mówi przyjęta niedawno rezolucja.

W sposób oczywisty zaostrzeniu prawa przeciwstawił się Thierry Schaffauser ze Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Seksualnego (Strass). Podważył on przede wszystkim podawane statystyki pochodzące głównie z danych policyjnych i dotyczące prostytucji ulicznej. To dlatego – stwierdził Schaffauser – agendom rządowym oraz organizacjom skupiającym abolicjonistów wychodzi, że we Francji aż 90 proc. osób prostytuujących się jest do tego zmuszane. W konsekwencji rząd nie zauważa, że duża część kobiet pracujących w „zawodzie” robi to dobrowolnie.

Podobnie na łamach „Le Monde” argumentował również Antoine, piosenkarz i dokumentalista, dodając przy tym, że model szwedzki, który był inspiracją dla francuskiej rezolucji, nie jest jedynym przyjętym w krajach liberalnej demokracji. Przykładem innego podejścia mogą być chociażby Szwajcaria, Niemcy czy Nowa Zelandia, gdzie prostytucja jest legalna i regulowana, a osoby prostytuujące się mogą się stowarzyszać, ubezpieczać i zakładać związki zawodowe. Nie są przy tym spychane do podziemia i stygmatyzowane przez ogół społeczeństwa. Można by rzec – zawód jak każdy inny. Przy okazji w tekście Antoine’a pojawiła się prawdziwa apologia wolnej miłości. Zgodnie z logiką, jaką przyjął artysta, dobrowolna prostytucja jest kolejną zdobyczą rewolucji seksualnej i należy ją chronić, a nie jej zakazywać. Nic bowiem złego w tym, by rozwijać – jak się wyraził – Sztukę Łoża (Arts du Lit).

By ostatecznie wzmocnić swoje argumenty, wielu przeciwników rezolucji powoływało się również na francuską vox populi. Prawie 68 proc. Francuzów jest przeciwne karaniu klientów korzystających z płatnych usług seksualnych.

Najciekawsze w całej debacie jest to, że obie strony uważają, że to przez nich przemawia demoliberalna słuszność. Abolicjoniści mówią o prawach człowieka, ich oponenci – o wolności wyboru i autonomii jednostki. Obie strony są też przekonane, że to one bronią godności prostytutek. Nawet najzagorzalsi obrońcy prostytucji nie powtórzą dziś argumentu św. Augustyna, który w średniowieczu stał się usprawiedliwieniem dla istnienia oficjalnych burdeli: „kobieta publiczna jest dla społeczeństwa tym, czym na morzu zęza lub w pałacu kloaka. Usuń kloakę, a cały pałac zostanie zanieczyszczony”.

W tym sensie główna oś sporu przebiega w miejscu, w którym rozstrzygamy, na ile prostytucja jest dobrowolna (oficjalne francuskie statystyki mówią o zaledwie kilku procentach) i jak sprawić, żeby ta uprawiana pod przymusem została znacząco zredukowana. A zatem nadzorować czy karać? Przyjąć model szwajcarski czy szwedzki? Na razie francuski parlament zwraca się w stronę stosunkowo nowego rozwiązania (Szwedzi przyjęli swoją ustawę w 1999 roku). Jeśli Francuzi rzeczywiście zmienią prawo, na pozytywne wyniki przyjdzie im z pewnością jeszcze poczekać.

* Piotr Kieżun, szef działu „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 157 (2/2012) z 10 stycznia 2012 r.