W roku Wodnego Smoka w całej Azji będzie głośno od niemowlęcych krzyków. Ludzie urodzeni pod auspicjami jedynego mitycznego zwierzęcia pośród dwunastu znaków chińskiego zodiaku w posagu mają podobno otrzymać siłę i inteligencję. Ba, mają być skazani na sukces! Dlatego w Chinach, Hongkongu, Singapurze, na Tajwanie i w innych azjatyckich krajach z liczną chińską diasporą szpitale przygotowują się na oblężenie.
Dzieje się tak przede wszystkim w Chinach. Świadomość, że ma się możliwość sprowadzenia na świat tylko jednego potomka, sprawia, że chińscy rodzice szczególnie starannie wybierają datę urodzin. Dziecko, które ma przyjść na świat pod znakiem smoka, ma przynieść szczęście nie tylko sobie, ale i całej rodzinie. Smok to symbol cesarza, kto wie, jaka fortuna uśmiechnie się do naszego dziecka – rozmyślają rodzice in spe, szykując niezbędne sprzęty i wyprawki. Producenci odzieży ciążowej już zacierają ręce. Bowiem dla każdej rozsądnej ciężarnej specjalna odzież chroniąca przez promieniowaniem to zakup równie niezbędny jak kwas foliowy. Chińczycy wierzą, że wdzianka z wkomponowaną w materiał metalową nicią chronią płód przed promieniowaniem komputerów, telewizorów, komórek, mikrofalówek i wszelkich innych złowrogich machin, dzięki czemu dziecko urodzi się zdrowe jak tur. Ich wiary w działanie tego wątpliwego wynalazku bynajmniej nie osłabiają informacje, że w innych częściach świata ciężarne nie dość, że nie ich używają, to nawet nigdy nie słyszały, że powinny je nosić. My wiemy swoje! Dlatego na chińskiej ulicy na pierwszy rzut oka można rozpoznać, kto w ciąży, choćby dwutygodniowej, bo nie wiadomo czemu, odzież ta występuje w jednym kroju (coś na kształt tuniki do połowy uda), w kilku dyżurnych kolorach – króluje różowy i szary, a jedynym urozmaiceniem są aplikacje z misiów lub kotków na wysokości biustu.
Jak wiadomo wszystkim już obarczonym potomstwem, ciąża to jedynie wstęp do prawdziwych wydatków (za wizyty i badania można zapłacić 10 tys. juanów). Koszt porodu to poważny wydatek dla większości młodych rodziców: ten odbyty siłami natury w Pekinie kosztuje ok. 3 tys. juanów, a cesarskie cięcie między 8 a 10 tys. juanów (i już wiadomo, dlaczego chińskie szpitale mają najwyższy na świecie procent cesarek). Ale to ceny zeszłoroczne, biorąc pod uwagę, że większość szpitali ma już rezerwacje aż do sierpnia, można spodziewać się podwyżek. Później trzeba zatrudnić specjalną panią do opieki nad matką i dzieckiem w okresie połogu, do którego w Chinach podchodzi się ze śmiertelną powagą i który obwarowany jest tyloma nakazami i zakazami, że samemu ani rusz. Panie te, znając się na kalendarzu i pomyślnych znakach zodiaku, już podniosły stawki. Ale prawdziwe schody zaczną się po trzech latach, kiedy okaże się, że w przedszkolach brakuje miejsc. Kolejne – za następne trzy, gdy aby zapewnić dziecku miejsce w podstawówce trzeba będzie dać łapówkę. Potem egzaminy do liceum i na studia – znów tłumy. A ostatnie „sprawdzam”, gdy dziecko kończy studia i okazuje się, że jest jednym z nadzwyczaj licznej masy tegorocznych absolwentów.
Cóż, są pewne minusy. Ale wymienienie kilku nazwisk ludzi urodzonych w roku smoka – Bruce Lee, Bill Clinton, Deng Xiaoping czy obecny premier Singapuru Lee Hsian Loong (imię to nota bene znaczy „pojawiąjący się smok”) – sprawia, że chińscy rodzice machają ręką na powyższe drobiazgi. Zresztą nie tylko Chińczycy z kontynentu chcą mieć „dragon baby”. Eksplozja urodzin szykuje się na Tajwanie i w Singapurze, tu zresztą ku wielkiej uciesze władz, bo są to kraje o najniższych wskaźnikach urodzeń na świecie. Nawet kliniki in vitro w Stanach notują kilkusetprocentowy wzrost liczby pacjentów chińskiego pochodzenia.
I wskazówka dla czytelników pragnących dołączyć do niemowlęco-smoczej gorączki – nie pozostało zbyt wiele czasu! Dzieci poczęte przed drugim maja urodzą się smokami, owocom późniejszych uniesień przypadnie w udziale los i horoskop węża.