Młodzieńcy we frakach, pod białą muchą współgrającą z bielą długich sukni partnerek. Tak 186 par rozpoczyna bal o 22, debiutując, a tym samym symbolicznie wchodząc w dorosłość i w krąg elity miasta. A wszystko to perfekcyjne, wszak tańca i etykiety młodzi, wybrani z całej rzeszy kandydatów, uczyli się przez ostatni rok. W noc poprzedzającą tańce z Sali wynosi się 1700 foteli, na których goście i stali bywalcy tego miejsca zwykli rozpływać się w dźwiękach klasycznej muzyki. Znikają kulisy, na foyer pojawiają się zastawione stoły, dla tego szampan, dla innego spritzer… Jednak to, co najważniejsze zacznie się, gdy zabrzmią słowa „Alles walzer!”, a spod smyczków popłynie „An der schönen blauen Donau”. Świat zawiruje. Zanim jednak nadejdzie słynny ze swego balu ostatni czwartek karnawału Wiedeń tańczy, Wiedeń plotkuje, Wiedeń bawi się. Wiedeń dobrze zarabia.

Wiedeńskie bale to nawet więcej niż tradycja, sięgająca osiemnastowiecznych wieczorów tanecznych w domach lokalnej arystokracji. Śmietanka cesarskiego miasta, wszelkiego rodzaju stowarzyszenia i grupy w przeróżnym wieku, cały rok czekają na to, by móc bawić się we własnym (choć ostatnimi czasy poszerzonym o „gości” i interesantów) gronie, by dzielić się zawodowymi doświadczeniami, ubijać interesy, by w końcu oplotkować tamtych czy innych znajomych.

I tak pośród 450 balów, podczas których tysiące par oddadzą się we władanie karnawałowych taktów melodii na ¾ (a niektórzy skorzystają z, coraz częściej organizowanych w sali obok, dyskotekowych szaleństw), od stycznia do początku marca każdy znajdzie coś dla siebie.  Sezon rozpoczyna Bal Cesarski, każdego roku w Sylwestra przywracający świetność, a może przede wszystkim pamięć dawnych czasów salom Pałacu Hofburg. Dalej – w tym samym miejscu – na swoje karnawałowe święto spotykają się m.in. Myśliwi (przedwczorajszy Jägerball), Lekarze (Ärzteball), Prawnicy (Juristenball).  Jest i – jakże wiedeńsko się kojarzący – Bal Właścicieli Kawiarni (Kaffeesiederball), zgodnie z niepisaną tradycją kończący się przejażdżką, rzecz jasna jedną ze stojących pod Hofburgiem dorożek, do jednaj z kawiarni. A Cafe Sperl jest najbliżej… Dalej mamy Bal Filharmoników Wiedeńskich (gdzie słynni na całym świecie muzycy, w końcu sami mogą odpocząć, ulegając czarowi dźwięków wygrywanych przez kogo innego), Bal Cukierkowy, Bal Kwiatowy (w Ratuszu), i w końcu Bal Johanna Straussa, niezmiennie od czasów słynnych muzyków, rozbrzmiewający walcami ojca i jego synów.

Jednak dzisiejsze bale, to również swoisty przemysł, dzięki któremu austriacka (choć może lepiej powiedzieć wiedeńska) gospodarka wzbogaca się o miliony euro. Od lat bale otwierają bowiem swoje tajemnicy nie tylko stałym bywalcom i ich gościom, ale także wszystkim, którzy za udział w jednym z nich skłonni są słono zapłacić. Wspomnijmy tylko, że najdroższa loża balkonowa podczas Balu w Wiedeńskiej Operze kosztuje, bagatelka, 17 tys. euro. Gości, tylko na tym jednym balu, bywa zaś i 5 tys. Budynek przy Ringu pęka więc w szwach. Cena za bilet to jednak tylko część wydatków. Strój, fryzjer, hotel, a do tego obowiązkowe niemal lekcje tańca. Wszak nie wypada potykać się w walcu. Przy okazji zarabiają kawiarnie, restauracje, muzea, sklepy, a nawet fiakrzy.

Jednak w tym roku, w karnawałowym nastroju dało się słyszeć wielki zgrzyt. Od lat oskarżany o gromadzenie środowisk neonazistowskich Bal Wiedeńskiego Zarządu Korporacji (tradycyjnie odbywając się w ostatni piątek stycznia) zbiegł się z obchodzoną w tym dniu rocznicą wyzwolenia Auschwitz, a zatem z Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Można domniemywać czy to niefortunny zbieg okoliczności, czy może raczej wymierzone w niechęć do owej pamięci, podkreślane przez protestujących pod Hofburgiem działanie celowe. Dla wielu, między innymi dla austriackich wojskowych, udział w piątkowej zabawie był niczym stąpanie po kruchym lodzie, szczególnie gdy Minister Obrony zabronił im bowiem pokazania się na balu w mundurach. Znacznie większą cenę zapłacił sam Wiedeń, który wydając zgodę na bal doprowadził do usunięcie wszystkich wiedeńskich bali z listy dziedzictwa kulturowego UNESCO. Straty kulturowe, straty finansowe. Na to miasto nie może sobie pozwolić. Po tym działaniu decyzja zapadła niemal błyskawicznie – w przyszłym roku miasto nie udostępni już Hofburga, ani żadnej z pozostających w jego gestii wielkich sal Wiedeńskiemu Zarządowi Korporacji. Protestujący, sami Austriacy, a także ich przyjaciele, którzy by protestować przeciwko tańcom tak szczególnej grupy, w tak szczególnym dniu, przyjechali z Pragi i Budapesztu, dopięli więc swego. Pytanie idzie jednak dalej – czy przepłoszenie z cesarskiego pałacu (dziś siedziby prezydenta Austrii) polityków europejskich partii skrajnie prawicowych, zdecydowanie niechętnych wobec imigrantów, a często wręcz neonazistowskich, da sygnał do austriackiego rozliczenia się z czasem wojny, a także do baczniejszego przyglądnięcia się własnej scenie politycznej? Niektórzy bardzo by tego chcieli, wystarczy wsłuchać się w głos szefa Centrum Szymona Wisenthala, Efraima Zuroffa, który już nie po raz pierwszy krytykuje w tym względzie Austriaków. Ci jednak niechętnie przyglądają się mniej chlubnej części swojej przeszłości, z tego, co było, wybierając raczej momenty własnej chwały. Dziś  pewnością zrobią wszystko by odzyskać rangę swoich słynnych bali, by strzec lokalnej tradycji, która jest dźwignią ich zimowej gospodarki. By tańczyć, choć może ostrożniej dopierając sobie tanecznych partnerów.