Jacek Wakar

Tusk, mistrz przepraszania

Pułapka polskiej polityki polega na tym, że znaleźliśmy się w sytuacji klasycznego pata. Platforma Obywatelska, premier Donald Tusk i jego rząd przeżywają najgorsze chwile od momentu rozpoczęcia pierwszej kadencji, sondaże lecą na łeb na szyję, nawet wyborcy PO tracą cierpliwość. O serii noworocznych wpadek rządzącej ekipy pisano już wszędzie: ustawa refundacyjna, ACTA, emerytury, Stadion Narodowy, premia dla Kaplera. Platforma traci poparcie mediów, które rozdmuchują każde jej potknięcie tak samo, jak kiedyś patrzyły na ręce ludziom PiS. I dobrze, bo po to są.

Najbardziej dziwne jest jednak, że na fatalnej passie rządu nie potrafi skorzystać opozycja. W Prawie i Sprawiedliwości po staremu. Jarosław Kaczyński na konferencjach prasowych ogłasza listę ministrów do natychmiastowej wymiany, ale czyni to z taką miną, jakby sam sobą był znudzony. Akces do partii zgłasza Antoni Macierewicz i dobrze, bo fakt, że do tej pory formalnie pozostawał poza PiS był grubym niedopatrzeniem do szybkiej naprawy. SLD przebiera się w czerwone kurtki i wyrusza w podróż autobusem, by przekonywać, że wiecznie dynamiczny Leszek Miller też będzie kiedyś emerytem. Kto jak kto, ale on!? Słaby pomysł, bo chyba niewielu uwierzy. Ów Miller podsyca swą szorstką od lat przyjaźń z Aleksandrem Kwaśniewskim nie chcąc zacieśniania wiązów z Ruchem Palikota. Na to zasmuca się były prezydent, bo z jego inicjatywy zjednoczenia lewicy nici. A sam Palikot pomstuje, że to on, a nie Tusk, powinien nieodwołalnie zostać Człowiekiem Roku „Wprost”. Za to jego klubowa koleżanka, wicemarszałek Wanda Nowicka przechodzi samą siebie, na Twitterze żegnając Havla i Michalinę Wisłocką, choć odeszła Wisława Szymborska. Cóż, jedna i druga mają coś wspólnego z Wisłą… Tyle się dzieje, a jakby nie działo się nic.

Smutne to, bo pokazuje, że polska polityka skazana jest na stagnację. Bo Donald Tusk może popełniać błędy, a i tak „nie ma z kim przegrać”. Tym bardziej, że nikt inny tylko premier w ostatnich dniach najbardziej rozczarował. Niezbyt udolnie manifestował, że złe sondaże mało go obeszły, skoro po chwili przypomniał, że jego ministrowie każdego dnia mogą spodziewać się dymisji. Niby nic nadzwyczajnego, przecież zwolnić jest prawem każdego szefa. Ale Tusk pogadał i nie zrobił nic, udowadniając, że przynajmniej na razie nie jest zdolny do bardziej zdecydowanych ruchów.

Gorzej jednak, że jak się wydaje, nie jest też zdolny do rzetelnej analizy swych błędów. Z jednej strony przewodzi rządowi autorskiemu, z którego wyrugował politycznych konkurentów, konstruując gabinet z postaci, które – z wyjątkiem Radosława Sikorskiego – nie mogą być dla niego jakąkolwiek przeciwwagą. Taka na przykład Joanna Mucha, wrzucona na minę, pozostawiona bez pomocy. Histerię wokół minister sportu można uznać jedynie za przejaw polskiej paranoi. Nie ulega kwestii, że premia wysokości pół miliona złotych to skandal, ale nikt nie udowodnił, że stoi za tym kontraktem Joanna Mucha. Do niej powinno należeć prześwietlenie sprawy i wyciągnięcie konsekwencji wobec tego, kto podpisywał. A chamskimi odzywkami podczas komisji sportu Jan Tomaszewski przebił niesławnej pamięci Leppera. Był Tomaszewski niegdyś wspaniałym bramkarzem, człowiekiem, który zatrzymał Anglię. Tyle że jego dzisiejsze ekscesy zdecydowanie odbierają smak tamtym wspomnieniom.

Z drugiej zaś strony coraz częściej wydaje się, że premier nie wie, o czym mówi. Ostatnimi czasy Donald Tusk okazuje się mistrzem przeprosin. Najlepszy przykład to sprawa ACTA. Z początku Tusk twardo obstawał przy ratyfikacji umowy, atakujących ją nazywał chuliganami, podkreślał z miną szeryfa, że rząd nie ugnie się przed ich szantażem. Po czym na jakiś czas zszedł pod wodę, a kiedy się wynurzył, zmienił zdanie o 180 stopni. Uznał, że ACTA to błąd, a rację ma ten, kto potrafi się przyznać do błędu i w odpowiednim czasie wycofać. No i przeprosił, próbując wywrzeć wrażenie, że to oznaka siły. Ja pozostałem nieczuły. Tym bardziej, że wyszło na jaw, że szef rządu ma złych doradców. Może nie czytał ACTA, ale powinien otaczać się fachowcami, którzy właściwie ocenią sprawę. Tymczasem wszyscy robili wrażenie, jakby nie wiedzieli, o czym mówią.

Rozczarowałem się, choć rzeczywiście trudno dostrzec alternatywę. Tyle że po Donaldzie Tusku, który próbuje grać męża stanu, nie poddającego się naciskom państwowca za każdą cenę, nie został nawet ślad. Premier stracił charyzmę, zgubił dar przekonywania.

* Jacek Wakar, dziennikarz.

„Kultura Liberalna” nr 163 (8/2012) z 21 lutego 2012 r.