Łukasz Jasina
Święto Wiosny
Granico karmicielko nasza! Ty jesteś jak zdrowie!
Ileż cię trzeba cenić ten tylko się dowie
Kto w kolejce stoi
I łapówek straszliwych
Wopistów się boi
(parafraza narodowego eposu
Ułożona z nudów przez pasażerów
samochodu marki „Opel” na przejściu granicznym
Zosin-Uściług)
Z Kijowa wracałem tym razem przez Łuck i Włodzimierz. Minąłem złote kopuły włodzimierskich soborów pamiętających czasy chrztu Rusi i szyldy witające i żegnające mnie na Wołyniu – „kraju partyzanckiej sławy” (droga „Krytyko P.” nie czepiaj się naszej niegdysiejszej „polityki historycznej” – póki co przy wjeździe do województwa lubelskiego nie wita cię szyld – „Witaj na Lubelszczyźnie – kraju żołnierzy wyklętych”). Zorientowałem się że dojeżdżam do Uściługa. Do Hrubieszowa stąd tylko osiemnaście kilometrów i same miasta aż tak bardzo się nie różnią. Rozdziela je jednak granica. Pokonanie tych osiemnastu kilometrów zajmuje czasem i osiem godzin. Szybciej jedzie się z Hrubieszowa do Warszawy niż jednego Brzegu wąskiej rzeczki jaką jest Bug na drugi. Zresztą z Tijuany (Meksyk) do San Diego (amerykańska Kalifornia) – też jedzie się szybciej.
Granica Unii Europejskiej i Ukrainy (dla osób nastawionych bardziej narodowo granica państwowa Rzeczypospolitej Polskiej i Ukrainy) jest też wschodnią granicą naszego powiatu. Jej połowa ustalona została w 1951 roku w ramach polsko-radzieckiej wymiany terytoriów. To linia dzieląca wsie, pola i związane ze sobą miasteczka. Mieszkańcy Lisek Warężskich mogli podobno widzieć w pogodne dni swój niegdysiejszy kościół parafialny w Warężu. Do tej pory odwiedziny w nim to zresztą duża ekspedycja (jakieś osiemdziesiąt kilometrów przez najbliższe przejście graniczne) więc w kwestii wizytacji świątyni nic się nie zmieniło od czasów Bieruta. Niedaleko od granicy rozkłada się tez klasztor bernardynów w Sokalu – niegdyś jedno z ważniejszych sanktuariów maryjnych I Rzeczypospolitej. Siedemnastowieczne budowle zamienione na kolonie karna dla osób z wyrokami dożywocia strawił niedawno pożar. Historycy jeszcze tego nie odkryli.
Niedaleko zamku w Kryłowie – w którym syn Radziejowskiego – zdrajcy z „Potopu” odbierał kiedyś kardynalskie insygnia, granice zaczyna wyznaczać Bug. Jego przełomy przy odrobinie dobrej woli i alkoholowego upojenia przypominać mogą przełomy Missouri w Montanie. Bug podchodzi pod Hrubieszów po czym się od niego oddala. Na rzece stoją dwa mosty. Jednym przecina granice świata zachodniego szerokotorowa kolej łącząca Śląsk i centra przemysłowe Wschodu – drugim szosa.
Po stronie polskiej granica pozostawia senne wioski i miasteczka Hrubieszowszczyzny. Ostatnio dociera do nich światowość – mamy plakaty Ruchu Palikota i hipermarkety – ale do kina ciągle jeździć trzeba do oddalonego o 52 km Zamościa. Po stronie ukraińskiej dobrze poczułby się wielki twórca polskiego kina. Bloki, wyciągi i kopalnie. Ot taki Śląsk i Donbas w jednym – Zagłębie Wołyńskie. Gdy byłem dzieckiem okna nasze pokrywał pył z hałd i kopalń. Jakoś nie chciało się nam nigdy wierzyć że mieszkamy w regionie czystym ekologicznie jak wmawiali nam turyści z Lublina i Warszawy przyjeżdżający tu celem odreagowania stresów.
Kolejka w Uściługu była tego dnia wyjątkowo długa. Sięgała dalej niż obdrapany szlaban. Dalej niż budka groźnego strażnika zapisującego rejestracje samochodów. Dalej niż kolorystycznie udrapowany ukraińskimi narodowymi barwami: błękitem i żółcią hipermarket w którym hrubieszowskie pielgrzymki nabywają papierosy, piwo, odeski koniak i zakarpackie wino. Sięgała aż pod niewielkie gmaszysko z napisem „Dom-Muzej Ihora Strawińskoho”. W rodzinnym Uściługu – kompozytor napisał swój najsłynniejszy balet – teraz rozgrywało się tu jednak zupełnie inne „święto wiosny”. W marcowym słońcu tańczyły setki ludzi. Strażnicy i strażniczki uwijali się wokół szlabanów. Ich ruchy przypominały licznych baletowych statystów. Gdzieniegdzie uwijali się soliści – ważny komendant i osobnicy odpowiedzialni za stemplowanie paszportów. Taneczna machineria co jakiś czas przystawałaby po chwili znowu ruszyć. Tłumy rozmawiały w antraktach, a dzika przyroda nieuregulowanego Bugu i tysięcy krzewów porastających otaczające go skarpy zapewniała odwieczna prasłowiańska dzikość. Sam Niżyński by tego lepiej nie zatańczył i choreografii nie napisał a Prokofiew nie wyprodukował.
Dzielni mieszkańcy Hrubieszowa uprawiają przemyt na różne sposoby. Przemytem bym zresztą tego nie nazwał, gdyż daleko nam do szczytnych wzorców wypracowanych w czasach prohibicji przez Ala Capone i jemu podobnych gangsterów. Współcześni Eliotowie Nessi zajmują się jednak wyłapywaniem nadprogramowych butelek wódki. W końcu przewożenie papierosów w ilości większej niż dwie paczki czy butelek wódki i piwa w ilości większej niż jedna może zniszczyć budżet państwa, pogrzebać nasz system emerytalny – ba, narazić na szwank honor ministra Dowgielewicza (czy nawet samego premiera) w Brukseli.
Polakom jest zresztą łatwiej. Nasze służby są mniej skorumpowane a wręcz korupcji unikają. Media robią swoje. Ukraińcy nie mają jednak na co liczyć. Polacy udowadniają im że obywatelami gorszego kraju a służby ukraińskie łupią ich bezlitośnie.
Przewiozłem i ja kilka paczek papierosów. Może mnie za to nie aresztują. A pan Kazimierz sprzeda je z zyskiem pod „Tesco”. Będę miał punkty u Bozi.
* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, członek zespołu „Kultury Liberalnej”. Mieszka w Hrubieszowie.
„Kultura Liberalna” nr 169 (14/2012) z 3 kwietnia 2012 r.