Magdalena Malińska
Przetwórnia czasu
Czasem wystarczy nieco dłuższy dzień w pracy, by podczas powrotu do domu komunikacją miejską odkryć w sobie pokłady pytań demograficznych. Czy wy też odnosicie wrażenie, że znakomita większość osób korzystających z publicznego transportu to emeryci? Czy może po prostu częściej się na nich zwraca uwagę, bo na przykład wsiadają do autobusu tuż po otwarciu drzwi, nie czekając na to, aż my wysiądziemy? Albo przepychają się do wyjścia na długo zanim autobus dojedzie do przystanku, na którym i tak wszyscy wysiadamy. Albo gdy przewraca się na nas, drąc nam rajstopy, puszczona samopas torba ze stelażem na kółkach. Mają jeszcze jedną cechę, która – w zleżności od tego, jak długi był ten dzień w pracy – bywa raz wadą, raz zaletą: są to jedyni poza przedszkolakami ludzie rozmowni i żywo zainteresowani obserwowaniem świata.
– CHCE PANI USIĄŚĆ? – krzyczy ktoś nagle za naszymi plecami.
– Nie, dziękuję, tu wysiadam zaraz.
– CHCE PANI USIĄŚĆ?
– NIE, DZIĘKUJĘ.
– BO JA MOGĘ WSTAĆ!
I od tego zwykle zaczyna się rozmowa, która trwa póki nas przystanek nie rozłączy. Do rozmowy wciągani są sąsiedzi emeryta, na przykład emeryt z krótszym stażem:
– ILE???
– SZEŚĆDZIESIĄT PIĘĆ!
– PANIE, TO JEST STAROŚĆ?! TO CO JA MAM POWIEDZIEĆ, JAK JA JESTEM POD… pod dziewięćdziesiąt – tu zwykle następuje długa pauza na kiwanie głowami, a potem nagle – TO JAK, CHCE PANI USIĄŚĆ? BO JA MOGĘ WSTAĆ!
Zdarzyło mi się widzieć, jak jedna z takich dzielnych kobiet, zarzekających się, że jest dzielna i zaraz tu-tu-tu wysiada, tuż przed przystankiem zachwiała się i ani chybi upadłaby, gdyby nie emeryt pod dziewięćdziesiątkę. Mężczyzna ten ewidentnie niedosłyszący wykazał się dostatecznym refleksem i siłą, by panią – nie takie znowu chuchro – od spotkania z podłogą autobusu uchronić.
– A WIDZI PANI! JEDNAK NA COŚ SIĘ PRZYDAŁEM, HAHA! JESZCZE TEN JEDEN RAZ!
Zmroziła mnie ta jego radość, nie kurtuazyjna, autentyczna. Dopóki pracujemy, co chwila czegoś-tam od nas chcą, marzymy o tej chwili, kiedy nie będziemy nikomu potrzebni. I nagle ten moment przychodzi – choć dzięki reformie emerytalnej może nie tak nagle – milkną telefony, kończy się codzienny rytm pracy, przestają nas dręczyć nasze własne ambicje. Jeśli mamy szczęście, zajmujemy się ambicjami kogoś innego – na przykład naszych dzieci, wychowując im wnuki, które przecież nigdy nie będą do końca „nasze”. Wstajemy o dowolnej porze. Zagospodarowanie czasu, który pozostał do zmierzchu, zależy wyłącznie od nas. Przecież tego mniej lub bardziej świadomie pragniemy. A jednak, gdy ten czas nadchodzi, nie potrafimy sobie z nim poradzić.
Towarzystwo Inicjatyw Twórczych Ę właśnie dla tych ludzi, którzy stoją na progu emerytury, stworzyło program Przetwórnia Czasu Wolnego. Zaczęło się od spotkania z psychologiem, który uporządkował sposoby radzenia sobie z emocjami towarzyszącymi przejściu na emeryturę. Ale kolejne spotkania są już poświęcone projektom społecznym. Koordynatorka Przetwórni, Karolina Pluta chce pokazać początkującym emerytom, że czeka ich teraz najlepszy czas na podejmowanie działań społecznych. Warsztaty Przetwórni mają pomóc zaplanować swoją emeryturę tak, „by był to czas aktywny, inspirujący i stymulujący, który jednocześnie pozwala na złapanie oddechu i realizację zapomnianych pasji”. Uczestnicy uczą się, „co zrobić, żeby zgromadzone przez długie lata pracy doświadczenia i wiedza służyły innym ludziom”.
Przetwórnia jest więc takim projektem, jakich zdecydowanie dotychczas brakowało i stawia na głowie myślenie o emerytach jako grupie społecznej: nie są to osoby, które potrzebują, ale osoby, których potrzeba. Które mogą pomagać, działać, żyć w społeczeństwie jako jego liderzy lub aktywni działacze.
* Magdalena Malińska, doktorantka na Wydziale Polonistyki UW, redaktorka kwartalnika „Res Publica Nowa”.
„Kultura Liberalna” nr 170 (15/2012) z 10 kwietnia 2012 r.