Katarzyna Sarek
Chińskie złagodzenie kary
Wu Ying, młoda kobieta z okrągłą twarzą, kucykiem i grzywką wpadającą w oczy, może się uznać za w czepku urodzoną. Chiński Sąd Najwyższy niezwykle rzadko uchyla wyroki śmierci wydane przez sądy niższej instancji, ale tym razem stwierdził, że jej sprawę należy rozpatrzyć ponownie. Zwykły na pozór proces o defraudację i oszustwa finansowe stał się początkiem debaty o karze śmierci w Chinach.
Wu Ying, do niedawana szósta najbogatsza kobieta Chin, była chodzącą ilustracją tezy, że wszystko zależy od nas samych. Jako piętnastolatka rzuciła szkołę i zaczęła pracować w salonie kosmetycznym ciotki. Szybko założyła własny, potem kolejne salony i firmy. W wieku 25 lat była właścicielką sieci przedsiębiorstw wycenianych na około 560 mln dolarów, a w swoim rodzinnym Dongyang, 800-tysięcznym miasteczku w prowincji Zhejiang, zadawała szyku, jeżdżąc pięknym ferrari. Interesy zaczęły się psuć pod koniec 2006 r., a jeden z niezadowolonych ze współpracy kontrahentów porwał ją na osiem dni. Wszystko pękło jak bańka mydlana w lutym 2007 r., kiedy została aresztowana pod zarzutem nielegalnej zbiórki pieniędzy, za który jest przewidziana maksymalna kara 15 lat więzienia. Policja skonfiskowała mieszkania, 41 samochodów i stos nefrytów (w Chinach droższych od diamentów i złota). W trakcie procesu postawiono jej dodatkowy zarzut „defraudacji finansowych”, przy którym najwyższa kara to wyrok śmierci. Wu Ying miała zebrać od jedenastu prywatnych osób 770 mln juanów i obiecać zwrot z wysokimi odsetkami, z czego ewidentnie nie udało jej się wywiązać, bowiem w chwili aresztowania na jej kontach była mniej niż połowa tej sumy. Działalnością tego typu zajmuje się wielu biznesmenów, wypełniając dotkliwą lukę na rynku kredytowym, bowiem banki coraz bardziej niechętnie pożyczają prywatnym firmom. Rynek nielegalnych, prywatnych pożyczek w Chinach wycenia się na około 1,3 bln dolarów. Wu Ying jest tylko jedną z wielu osób, którym powinęła się noga, ale jej przypadek został – także z racji wysokości kwot, jak i płci oraz wieku oskarżonej – najbardziej nagłośniony. Mimo współpracy z sądem i przyczynienia się do skazania 17 urzędników i bankierów, którzy brali od niej łapówki, sąd pierwszej instancji uznał, że „w wyniku jej przestępstw państwo i osoby prywatne poniosły poważne finansowe straty i dlatego musi ponieść surową karę”. No i ją zasądził, najwyższą, jaką się da. Sąd drugiej instancji wyrok podtrzymał, sprawa oparła się aż o Sąd Najwyższy, który od 2007 r. musi zatwierdzać wszystkie wyroki śmierci wydane w Chinach. Tenże zalecił ponowne rozpatrzenie sprawy, co pewnie zakończy się salomonowym rozwiązaniem – kara śmierci, ale odroczona o dwa lata, co w praktyce oznacza, że po tym okresie, w nagrodę za dobre sprawowanie, wyrok zamienia się w dożywocie.
Sprawa Wu Ying poruszyła chińską opinię publiczną, która zazwyczaj nie przejmuje się niedolami bogaczy w nagłych kłopotach ani nie użala się nad tymi, którzy zginęli z rąk wymiaru sprawiedliwości. Tym razem jednak rodzaj przestępstwa, za który skazano rzutką businesswoman, sprawił, że rozpoczęła się dyskusja dotycząca zasadności kary śmierci za oszustwa i przekręty finansowe. Według ankiety przeprowadzonej przez China Oriental Culture Broadcast Institute aż 42,7 proc. przedsiębiorców przyznało się do korzystania z pożyczek poza systemem bankowym, co świadczy o skali procederu, i aż 73 proc. z nich ocenia je pozytywnie. W internecie powszechnie polemizowano z wyrokiem, zdecydowana większość Chińczyków uważała, że kara śmierci za oszustwa finansowe jest zbyt surowa. W powszechnym odczuciu Wu Ying stała się kozłem ofiarnym, a wyrok śmierci leżał w czyimś interesie. Defraudacje osób prywatnych są osądzane o wiele surowiej niż urzędników państwowych i to działania państwa sprawiają, że firmy prywatne skazane są na czarny rynek usług finansowych. Wu Ying nie przyczyniła się do bankructw zwykłych ludzi, straty poniosło tylko kilku bogaczy (średnio każdy z nich stracił 70 mln juanów). W ostatnich tygodniach pikanterii sprawie dodaje bujnie rozwijająca się afera rodziny Bo. Podobno majątek sióstr Gu Kailai, żony Bo Xilaja, wynosi – jak skrzętnie wyliczył Bloomberg – ponad 126 mln dolarów, a sama Gu Kailai miała wyznać podczas przesłuchań, że wyprowadziła za granicę ponad 1 mld dolarów. Jaką w takim razie karę wymierzyć państwu Bo, skoro decydująca jest wysokość sprzeniewierzonych sum?
Wu Ying wspierają przedsiębiorcy, bo robią to samo, co ona, zwykli ludzie, bo widzą w niej prostą dziewczynę, której powinęła się noga, a nawet dziennikarze z rządowych mediów. Redaktor Hu Xijin z „Global Times”, nacjonalistycznej i propartyjnej gazety, skwitował to w dwóch zdaniach: „To zwycięstwo internetowej opinii publicznej. A ja dalej będę mówił: nie ma zabójstwa – nie ma kary śmierci!”.
Internet w Chinach coraz częściej pełni rolę wentyla bezpieczeństwa, a skala oburzenia w sieci staje się wskaźnikiem wagi problemu. Gdy osiąga ono krytyczną masę, władze uwzględniają postulaty społeczeństwa w swoich decyzjach. Tak było w przypadku autobusów szkolnych (po serii tragicznych wypadków przyjęto nowe zasady bezpieczeństwa), tak jest i teraz. Wu Ying ma naprawdę dużo szczęścia…
* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.
„Kultura Liberalna” nr 172 (17/2012) z 24 kwietnia 2012 r.