Magdalena M. Baran
Nečas w kłopotach
W czeskiej koalicji rządowej trzeszczy nie od dziś. Co rusz słychać o kłopotach z tym czy innym koalicjantem, o różnicach zdań, o mniejszych czy większych utarczkach. Jednak w ubiegłym tygodniu rząd Petra Nečasa przeżył (a może wcale nie) swego rodzaju trzęsienie ziemi. Oto bowiem jedna z partii tworzących dotąd jego większościowy gabinet rozpadła się. Problemy z najmniejszym koalicjantem – bo idzie właśnie o partię Sprawy Publiczne – również nie są sprawą nową. Wystarczy wspomnieć niedawne zarzuty korupcyjne, skutkujące wyrokami dla jej członków, a od razu do głowy przychodzą niezbyt pogodne myśli. Podobne musiała najpewniej mieć wiceszefowa VV, w obecnym rządzie wiceminister ds. korupcji, Karolina Peake. To jej odejście, tłumaczone „niemożnością prowadzenia przejrzystej i skutecznej polityki w ramach dotychczasowego ugrupowania”, nie tylko zachwiało już stabilnością koalicji, ale stało się też „być albo nie być czeskiego rządu”.
Tymczasem ulice czeskiej Pragi wypełniły się protestującymi obywatelami. Niektórzy mówią, że sobotniej manifestacji towarzyszyła atmosfera pikniku. Owszem, było piwo, smakołyki, ponoć nawet i gulasz, wszystko to nie umniejsza jednak ani powagi, ani skali ostatnich wydarzeń na praskim Placu Wacława. Przypomnijmy, iż Czesi buntują się od dawna, a mniejsze i większe manifestacje obywatelskiego niezadowolenia coraz częściej „przetaczają się” ulicami stolicy ich kraju. Protestowali lekarze, związkowcy, obecni i przyszli emeryci, studenci, raz za razem protestuje opozycja. Za Olzą robi się coraz głośniej, a jednak wciąż „aksamitnie”. W ostatni weekend do Pragi zjechało około 100 tysięcy Czechów, którzy głośno i wyraźnie artykułowali swoje niezadowolenie z sytuacji w kraju. Tak jak w poprzednich miesiącach protestowali przedstawiciele związków zawodowych (wsparci również przez swych przyjaciół z zagranicy), organizacje zrzeszające niepełnosprawnych, pacjenci, studenci, a także (to już tradycyjnie) opozycja. Protestujących zwiozły do Pragi pociągi i autobusy, które ruszyły do stolicy z całego kraju. Czesi mają bowiem serdecznie dość niezrozumiałych dla nich zmian, wedle wielu szczególnie mocno godzących w osoby najsłabsze i najgorzej zarabiające. Opozycja, pod wodzą Bohuslava Sobotki, powtarza nawet, że rządowe reformy stają się źródłem widocznych w czeskim społeczeństwie podziałów.
Tymczasem rząd Nečasa szykuje kolejny pakiet reform, mówi o podniesieniu VAT-u, o zawieszeniu rewaloryzacji emerytur do roku 2014, o likwidacji coraz większej liczby zasiłków. Zdaje się przy tym niewiele robić sobie z samych protestów, które premier skomentował, rzucając, iż „jesteśmy wolnymi ludźmi w wolnym kraju i mamy prawo swobodnie wyrażać swoje zdanie”. Wypowiedzią tą zbliżył się do wcześniejszych reakcji prezydenta Václava Klausa, który już przy okazji poprzednich manifestacji powtarzał, że taka aktywność leży w ludzkiej naturze. Bo przecież – jak podkreślał dalej premier – protesty to element demokracji. Nečas swoje, a poirytowane społeczeństwo swoje. Jednak podczas gdy obywatele domagają się przedterminowych wyborów, może się okazać, że premier po prostu nie będzie miał innego wyboru. Wszak nie będzie w stanie zrealizować swych zamierzeń, jeśli przyjdzie mu stać na czele rządu mniejszościowego – na taki bowiem zanosi się po rozpadzie partii Sprawy Publiczne. Jeśli zatem nie uda mu się przekonać Karoliny Peake do powrotu w szeregi partii, będzie zmuszony posłuchać obywateli, którzy najpewniej nie dadzą mu szansy na polityczną rehabilitację.
* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 172 (17/2012) z 24 kwietnia 2012 r.