Kacper Szulecki
Cristina, Evita i Ché – z w tle Falklandami [część 1]*
Ideowe przemeblowanie Republiki dokonuje się od pewnego czasu. Problem polega na tym, że Cristina Kirschner nie umie, albo pewniej – nie chce odrobić historycznej lekcji. I już od końca zeszłego roku coraz głośniej bije w nacjonalistyczny bęben.
W ostatnim czasie głowa argentyńskiej republiki Cristina de Kirschner powraca na strony światowych gazet dzięki decyzjom i retoryce, które budzą silne i pomieszane emocje – od skrajnej irytacji aż po podziw. Powinny tak na prawdę budzić przede wszystkim obawę. Przyklaskiwanie La Presidenta świadczy albo o kompletnym niezrozumieniu argentyńskiego kontekstu politycznego albo o opacznie rozumianym kompleksie post-kolonialnym. I po prostu nie przystoi trzeźwo myślącym ludziom, którzy odrobili lekcje z poprzedniego stulecia.
Był już taki egzamin z historii…
W rozległym hallu prezydenckiego pałacu Casa Rosada przy legendarnym Plaza de Mayo w Buenos Aires gości wita ekspozycja z okazji 200-lecia niepodległościowej rewolucji. Kolekcja portretów nosi tytuł „Patrioci Latynoamerykańscy” i mówi wiele o nowej interpretacji regionalnej tożsamości proponowanej przez prezydentę Kirschner. Nie zobaczymy tam portretów prawicowych wojskowych satrapów, dyktatorów i zbrodniarzy w rodzaju Pinocheta, Videli i innych współautorów Operacji „Kondor” – sieci skrajnie brutalnych militarystycznych junt, która w latach 70. XX wieku zajmowała się wzajemnym wyłapywaniem swoich opozycjonistów i odsyłaniem ich „do domu” na pewną śmierć. To akurat nie dziwi – dziewiętnastowieczni dyktatorzy mają więcej szczęścia, bo ich zbrodnie uległy częściowemu zapomnieniu. Oprócz Libertadorów, faktycznych bohaterów kontynentu – Bolivara, San Martina, O’Higginsa – znalazł się tam paragwajski marszałek Francisco Solano Lopez, którego szaleńcza wojna między innymi z Argentyną doprowadziła do eksterminacji 70 procent mieszkańców jego własnej ojczyzny. Mimo tego jest bohaterem narodowym Paragwaju, a ostatnio – o dziwo – także Argentyny, która (w osobie prezydenty Kirschner oczywiście) nazwała jego imieniem oddział artylerii (co spotkało się z krytyką opozycji).
Nie zobaczymy też na wystawie Fidela Castro. Ale brak Pinocheta i Castro nie wynika z jakiejś głęboko zakorzenionej alergii dla reakcyjnych lub rewolucyjnych reżimów, bo oto w głównej auli obok siebie, może nie ramię w ramię, ale rama w ramę widzimy dwie kluczowe postacie – Juana Peróna i… Ernesto Ché Guevarę. Perón, dla niepoznaki – bo może ktoś przypomni sobie, że był pułkownikiem, którego droga do władzy mieściła się w niechlubnych regionalnych standardach – na portrecie jest po cywilnemu, w garniturze. A więc polityk, nie jakiś tam mundurowy dyktator. Ché patrzy w niebo w swoim najsłynniejszym, t-shirtowym ujęciu. Czym zasłużył sobie na ten „zaszczyt” wiszenia obok niezwykle swego czasu popularnego i otwarcie sympatyzującego z faszyzmem Wodza? Spełnia dwa kluczowe kryteria: argentyńskie obywatelstwo i zdeklarowany „anty-jankesizm”. Paradoksalnie więc, jeden z największych symboli radykalnego internacjonalizmu został w Casa Rosada powieszony przez nacjonalistów.
Evita to jednak nie jedyny kobiecy symbol, który wykorzystuje Cristina. Ważną rolę odgrywają też Matki i Babcie z Plaza de Mayo – legendarne grupy kobiet, które tydzień w tydzień, przez najczarniejsze lata militarnej dyktatury miały odwagę zadawać niewygodne pytanie: „gdzie są nasze dzieci i wnuki?”. Ich dociekanie prawdy o losie tysięcy tak zwanych „znikniętych” (desaparecidos) podmyły fundamenty reżimu. A zmiotła go fala wojny o Falklandy – wojny, którą junta wywołała w nacjonalistycznym opętaniu, dążąc do konsolidacji narodu wokół wojennego „bohaterstwa”. Kobiety z Malwinów (Mujeres de Malvinas) to druga symboliczna grupa, do której nawiązuje prezydenta Kirschner. Z jednej strony potępia dyktatorski reżim, który wysłał młodych chłopaków na bezsensowną śmierć, z drugiej – stara się utrzymać pamięć o nich jako o narodowych bohaterach. Prowadzi to do niekonsekwencji w traktowaniu organizacji związanych z wojskiem – naciskanych w sprawach odpowiedzialności za łamanie praw człowieka w czasach dyktatury, ale obłaskawianych, gdy idzie o Falklandy.
* W kolejnej odsłonie (w następny czwartek) dlaczego – po czasach ekonomicznej prosperity – Argentyna przegrała swoją historyczną szansę na ekonomiczną mocarstwowość i politycznych konsekwencjach działań Cristiny Kirschner.
** Kacper Szulecki – politolog, doktorant na Uniwersytecie w Konstancji. Członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 175 (20/2012) z 15 maja 2012 r.