Katarzyna Sarek
Cudzoziemcy na cenzurowanym
Biedna Melissa Chan, dziennikarka Al-Jazeery, którą ostatnio z impetem wyrzucono z Chin, chyba jednak nie zasłużyła na miano „cudzoziemskiej dziwki”. Podobnie jak inni zamieszkujący Chiny obcokrajowcy niekoniecznie są „zagranicznymi śmieciami”, a ich codzienny grafik nie obejmuje „przemytu ludzi i molestowania niewinnych Chinek” bądź „zbierania danych i przekazywania ich Japonii, Korei, Stanom Zjednoczonym czy Europie”. Takie opinie o cudzoziemcach w Chinach głosi wszem wobec i z rozmachem gwiazda chińskiej TV pan Yang Rui. Cytowane powyżej urywki pochodzą z całej serii interesujących refleksji na temat zamorskich diabłów, które umieścił on na Weibo, chińskim Twitterze. Zdanie kończące wpis warte jest uwagi: „powinniśmy kazać im zamknąć mordy i wyp…. każdego, kto oczernia Chiny”.
Yang Rui prowadzi program „Dialogue” na anglojęzycznym kanale CCTV 9, podczas którego zaproszeni goście, jeden cudzoziemiec i jeden obywatel chiński, odnoszą się do bieżących i gorących wydarzeń. Znany dziennikarz opublikował swoje wpisy na koncie Weibo na stronie CCTV, a stacja pośpiesznie oświadczyła, że są to jego prywatne poglądy. Może i prywatne, ale dziennikarz nie poniósł żadnych konsekwencji za swoje wywody ani ich nie wycofał. Nazwę programu Yanga trzeba chyba będzie wkrótce zmienić na „Monologue”, bo przebywający w Chinach laowaje (czyli starzy-obcy, jak się woła na zagraniczniaków na chińskiej ulicy) poczuli się mocno dotknięci tym stekiem obelg i bezsensownych zarzutów i wątpliwe, czy będą mieli ochotę na rozmowę z gospodarzem.
To kolejny w ostatnim czasie przykład zaangażowania dziennikarza telewizyjnego. Na początku maja Qin Feng, siostrzenica byłego ministra spraw zagranicznych i prezenterka w stacji Phoenix, nazwała ambasadora USA w Chinach „bananem”. Tym pejoratywnym określeniem nazywa się cudzoziemców o azjatyckich korzeniach, bo żółci na zewnątrz, ale biali w środku. Potem przeprosiła, ale w chińskich mediach nie przypadkiem popełnia się takie lapsusy.
Cudzoziemcy w Chinach nie mają ostatnio lekkiego życia. Policja niedawno ogłosiła akcję mającą na celu namierzenie i usunięcie z kraju nielegalnie przebywających czy pracujących obcokrajowców (poproszono ludność o współpracę i donosy na podejrzanych typków). Zachodni dziennikarze miesiącami czekają na przedłużenie wiz, a i tak czasem się nie doczekują. W Pekinie zalany w trupa Brytyjczyk tak intensywnie zaczepiał dziewczyny, że wkurzeni Chińczycy spuścili mu porządne manto. Nagranie wydarzenia momentalnie zrobiło furorę w sieci i jak można się domyślić, raczej się nie spodobało. Potem rosyjski wiolonczelista w amerykańskim geście położył nogi na siedzeniu w pociągu, a gdy chiński pasażer zwrócił mu uwagę, zareagował wiązanką w mandaryńskim. Jakby tego było mało – Filipińczycy stawiają się o rafy, Koreańczycy z Północy porwali dla okupu chińskich rybaków, a perfidni Amerykanie pomogli Chen Guangchengowi wyjechać do Nowego Yorku.
Przygnieciony ogromem niepomyślnych wieści Yang Rui pozwolił sobie na kolejny komentarz. „Jesteśmy spokojni i hamujemy nasz gniew; opuszczamy nisko głowy i budujemy nasz kraj; robimy wszystko, co możemy, aby dobrze traktować naszych sąsiadów, a oni, podli, nadgryzają, kawałek po kawałku, nasze wyspy. Zdecydowaliśmy ukryć naszą siłę i czekać na nasz czas, a oni odbierają to jako strach i zachętę do dalszych poczynań! Nie zważając na pokojowy wzrost, musimy twardo powiedzieć: nie próbujcie nas drażnić, bo przestaniemy być uprzejmi!”
Chiny od dawna są przekonane, że Zachód dorobił im gębę. Pragnąc to zmienić i pokazać światu swe prawdziwe oblicze – przecież nie smoliście czarne! – Pekin od wielu lat wykonuje żmudną pracę u podstaw. Stąd eksportowe soft power, czyli mega imprezy, spektakularna rozbudowa anglojęzycznych mediów, nowe biuro agencji Xinhua przy Times Square, eksplozja Instytutów Konfucjusza, uśmiechnięte i otwarte Chiny. Budowanie wizerunku idzie pełną parą, ale cóż z tego. Złośliwi zachodni dziennikarze i tak wynajdą dziurę w całym. Co gorsza ich malkontenctwo jest zaraźliwe. Zdaniem Chang Shi, autora artykułu w Beijing Daily z 18 maja, niektórzy z chińskich dziennikarzy piszą wyłącznie o korupcji, zatrutej żywności czy katastrofach budowlanych, uważając, że chwalenie osiągnięć kraju jest niewłaściwe, a jedynie skandale i brudy pozostają godne uwagi. Bezmyślnie powtarzają slogany o „wolności słowa”, o „czwartej władzy” i – nie zdając sobie sprawy, co czynią – niszczą harmonię i ład społeczny.
A wracając do wydalenia Melissy Chan. W opisach tej historii często przewija się przysłowie sha yi jing bai – zabić jednego, wystraszyć setkę. Odmawiając wizy jej i potem kolejnym kandydatom, jakich wysuwała Al-Jazeera, doprowadzono do zamknięcia oddziału stacji w Chinach. A przy okazji wysłano czytelny komunikat innym złośliwym pismakom – wasza wiza w naszych rękach!
* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.
„Kultura Liberalna” nr 176 (21/2012) z 22 maja 2012 r.