Łukasz Jasina 

Choroba lokomocyjna

 W Hrubieszowie, jak w każdym miejscu na świecie, poszukujemy szczęścia. Czasem odnajdujemy je podczas spaceru po okolicznych lasach (najlepszy jest kwiecień – przyroda już się budzi, ale nie ma jeszcze kleszczy – tych straszliwych wrogów rodzaju ludzkiego, kociego i psiego). Czasem dzięki uroczym zakupom w lokalnym centrum handlowym. W centrach tych znajdują się ośrodki dające gwarancję szczęścia – punkty sprzedające kupony Lotto. Dzięki nim szczęście ma spłynąć na nas niezawodnie. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi.

Znacznie pewniejszym środkiem zdobycia radości jest podróż do dużego miasta. Tam atrakcji jest co niemiara. Ludzie chodzą po ulicach z ajpadami i Kindlami, pozwalając takim jak my podziwiać ich radość. W markowych sklepach można kupić markowe ubrania i nawet jeśli marka nie należy do najdroższych, zawsze będzie się można nią pochwalić. Bilety można kupić w automacie, a czyste i kolorowe autobusy ZTM czy MPK przychodzą zgodnie z internetowym rozkładem jazdy.

Do dużego miasta trzeba się jednak dostać. My jeździmy do Lublina. A tam jeździ się busem.

O busie! Ty nigdy nie kursujesz o właściwej godzinie. Można tobą wyjechać o drugiej w nocy i o piątej rano – a o szóstej dwadzieścia pięć ma się nawet trzy busy do wyboru. Najgorszy jest wypad wieczorny. Po 17 nie jeździ już nic. Jeśli zabawimy w Lublinie zbyt długo (pomiędzy 19.00 a 6.30 zionie komunikacyjna dziura), czeka nas zmysłowy pobyt na tamtejszym dworcu PKS, co nie jest tragedią – wszak można podziwiać rozrzucone tu i ówdzie zabytki albo urocze króliczki, jakimi udekorowano świeżo odnowiona toaletę.

Biletu nie kupimy w internecie (o jakże zdziwiony był redaktor pewnego warszawskiego czasopisma, gdy nie mógł tego zrobić za pomocą ajpada!). Możemy go zarezerwować przez telefon. Oczywiście o ile ktoś ten telefon odbierze. Radzę dzwonić rano – szanse są wtedy większe.

Mój busie! A ileż razy stałem niewyspany o godzinie 6.20, wiedząc, że jeśli nie dojadę na czas, to zawali się masa spraw? Ważny profesor, który pojawi się w biurze po króciutkiej podróży taksówką z ładnego mieszkanka, obrazi się na mnie i uzna to za przejaw lekceważenia, albo koledzy dojdą do wniosku, że powodowany lenistwem nie docieram na zebranie – a ty wciąż nie przyjeżdżałeś? Ileż razy kierowca zapominał o liście rezerwacji i musiałem czekać na busa następnego, wymyślając informacje dla kolegów z dużego miasta, którzy i tak nie uwierzyliby w błahość mych problemów?

Jakże cudowna jest podróż pociągiem – czasem coś łupnie, ale można wyciągnąć nogi (no zgoda – nie zawsze). W naszym cudownym busiku czekają na każdego dwie godziny w tej samej pozycji. Ale za to ilu rzeczy się dowiesz! Dziewczęta opowiedzą ci (niechcący) o studniówce. Młodzian zerwie z dziewczyną przez smartfona (musi rozmawiać z nią głośno – nie ma na to rady – w środku huk, a w wirtualną klawiaturę palcem obarczonym drganiami nie trafi). Gdy stoisz w ścisku na busikowym korytarzyku i usiłujesz przetrwać w puszce poruszającej się po kiepskich drogach Lubelszczyzny z szybkością bolidu Michaela Schumachera, możesz zastanowić się nad marnością Twojego życia i cielesnej powłoki miotanej między ściankami, a innymi równie marnymi i równie przestraszonymi powłokami.

Huk, ścisk, boli cię głowa i parę innych utensyliów, chciałbyś wysiąść, ale nie możesz. Podobnie jak w samolocie, jesteś poddany władzy kierowcy. Atmosfera niezbyt twórcza. Nawet porządny warszawiak nie mógłby przeczytać „NYT” na Kindle’u i dowiedzieć się czegoś o świecie – tak byłby skołowany. Drgania uniemożliwiłyby mu nawet kliknięcie „like” przy najnowszym artykule w „The Economist”.

Nie martwi nas jednak ani zamarzanie oddechu w zimie, ani brak dopływu powietrza w lecie. Martwi nas to, że wysiadamy z autobusów w dużym mieście skołowani. To nie od nadmiaru kolorów, a od choroby lokomocyjnej.

Na szczęście w Lublinie można się przesiąść do czystego pociągu, gdzie konduktor powie „dzień dobry” . Na szczęście mieszkańców dużych miast też spotyka tragedia komunikacyjna – zazwyczaj zimą. Trochę to śmieszy, gdy ogląda się ją w telewizji.

* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, członek zespołu „Kultury Liberalnej”. Mieszka w Hrubieszowie.

„Kultura Liberalna” nr 177 (22/2012) z 29 maja 2012 r.