Katarzyna Sarek
Skazani na korupcję
Wyrzucenie z partii i osadzenie w areszcie byłego ministra kolejnictwa Liu Zhijuna za „poważne naruszenia dyscypliny partyjnej”, co zazwyczaj odczytuje się jako oskarżenie o korupcję (i to o horrendalną, bo o kilka milionów juanów przekrętów nikt by szumu nie robił), sprawiło, że ów nieniknący i wszechobecny problem wrócił na pierwsze strony gazet i do ogólnochińskiej dyskusji.
Na tle zwyczajowych narzekań i utyskiwań, świeżością i odwagą spojrzenia wyróżnił się głos „The Global Times”, partyjnej i megapoprawnej gazety, która we wstępniaku z 29 maja przedstawiła swój pionierski punkt widzenia na korupcję w Chinach: ponieważ nie da się jej pozbyć, trzeba zacząć ją akceptować. Oczywiście należy z nią walczyć, ale jest to walka z wiatrakami, bo w Chinach skorumpowani są wszyscy – „nauczyciele, lekarze i inni wykonujący publiczne funkcje”, a wręcz „do pewnego stopnia całe społeczeństwo”. A przestępstwo, które popełniają wszyscy, przestaje być przestępstwem. Korupcja to także problem „ogólnego poziomu rozwoju społeczeństwa”.
W tekście autor rozprawia się z przyczynami powszechnego łapówkarstwa – niskimi pensjami urzędników, co przy równoczesnej niezgodzie społecznej na podwyżki sprawia, że nikt nie opiera się pokusie lewych i łatwych pieniędzy. Na marginesie – świetnie widać to na przykładzie Bo Xilaja, który z nędznej pensji 1600 dolarów nie mógłby zapewnić synowi godnej edukacji w najdroższej prywatnej szkole w Wielkiej Brytanii czy studiów na Harvardzie. Gdyby miał lepsze pobory, to kto wie, czy miałaby miejsce elektryzująca afera z nim w roli głównej. A nawet gdy sam urzędnik się oprze, to jego rodzina skwapliwie wykorzysta znajomości i wpływy głowy rodu. Wystarczy prześledzić ścieżki biznesowych karier kilku osób: Jiang Mianhenga, Deng Rong, Wen Yunsonga, Zhu Yenlaja (zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa).
Walka z korupcją przecież trwa. Hu Jintao i Wen Jiabao w swoich przemówieniach piętnują ją nieustannie, istnieją rządowe agencje walczące z nią i prawie codziennie ujawniające jakiś skandal, a co jakiś czas wyjątkowo czarna owca idzie do więzienia, a czasem nawet traci głowę – nic się nie zmienia. Dlaczego więc Chińczycy mają poczucie, że korupcja staje się coraz dotkliwszym problemem? Bo zapatrzeni są w standardy z bardziej rozwiniętych krajów, które nie znajdują zastosowania we wciąż kroczących drogą rozwoju Chin. Naiwna jest wiara co poniektórych, że wprowadzenie demokracji wyeliminowałoby korupcję w Państwie Środka. Nie tędy droga! – poucza autor i przypomina, że w żadnym państwie świata nie udało jej całkowicie wyeliminować. Ba!, istnieją nawet takie „państwa demokratyczne”, jak Indie czy Filipiny, gdzie sprzedajność i łapówkarstwo wśród urzędników krzewi się nawet bujniej niż w Chinach.
„Opinia publiczna musi zdawać sobie sprawę z obiektywnych faktów i realnej sytuacji, Chiny nie są w stanie całkowicie wykorzenić korupcji, nie pogrążając się jednocześnie w bólu i bałaganie”. Tak stawiając sprawę, chyba rzeczywiście lepiej odpuścić. W końcu w Chinach korupcja była od zawsze, a obecna, mimo że bije po oczach, wciąż nie umywa się do tej, jaka krzewiła się pod koniec cesarstwa. Najsłynniejszy chiński łapówkarz i skorumpowany urzędnik, żyjący w końcu panowania dynasti Qing – Heshen – zgromadził w swoim życiu niewyobrażalny majątek, odpowiadający wartością piętnastoletnim wpływom budżetu państwa. Liu Zhijun oskarżany o defraudację kilkuset milionów dolarów nie sięga mu nawet do pięt.
* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.
„Kultura Liberalna” nr 176 (21/2012) z 22 maja 2012 r.