Przy lekturze omawianej tu książki narzuca się pytanie o należny pietyzm. Nie chodzi o zwykłą wydawniczą staranność, przynajmniej nie w pierwszej kolejności. Chodzi o szacunek i o sumienne wypełnienie obowiązku względem osób nam bliskich albo tych, które szczególnie czcimy. Nie wypada przecież czytać cudzych listów (nie robi się tego przyjaciołom!). Czy naprawdę wystarczy, że autor, adresaci i osoby wymieniane w tej korespondencji dawno już nie żyją? Zmarli nie mogą się bronić. Jeśli naruszamy ich intymność, robimy z ich miłości i cierpienia obiekt naukowych studiów, to muszą to usprawiedliwiać racje istotne i jasno wyeksplikowane.
Voyeuryzm cierpienia
Jeśli metodyczna archeologia biografii pisarza ma służyć zrozumieniu jego twórczości, to jest to uzasadnienie słabe. Marna byłaby to literatura, gdyby rzeczywiście wymagała takiego klucza. Dzieło Kafki z całą pewnością takiego klucza nie potrzebuje. Czy jego „Przemiana” staje się jakoś bardziej zrozumiała, gdy czytelnik pozna bliżej emocjonalną atmosferę panującą w domu rodzinnym autora? Więc może osoba Franza Kafki jest interesująca sama w sobie, niezależnie od jego dzieła, które jest tutaj tylko pretekstem? Kafkolodzy! Kim jest dla was Franz Kafka? Jeśli nie przyjacielem, to kim? Obiektem kultu, prorokiem nowej wyobraźni? A może psychologicznym kuriozum, interesującym dziwolągiem, budzącym grozę portentum wieszczącym zagładę swojego własnego świata? Celebrytą? Dlaczego polujecie na każde, najbłahsze nawet słowo, które wyszło spod jego pióra, na każdy najtrywialniejszy dokument jego nieszczęśliwej egzystencji? Nie można nie dostrzegać czysto merkantylnej strony kafkomanii. Autor „Zamku” jest rozpoznawalną i dobrze sprzedającą się marką. Dla Pragi stał się tym, czym Mozart jest dla Salzburga i Wiednia.
Nie ma wątpliwości, że sam Kafka nigdy nie zgodziłby się na publikację swojej korespondencji, pewnie nawet nie przyszło mu to do głowy. Zbyt był surowy dla swojej twórczości literackiej, nawet tej, którą za życia opublikował. Przed śmiercią prosił swojego najbliższego przyjaciela Maxa Broda, by zniszczył jego niepublikowane utwory, w tym „Proces” i „Zamek”. Na półtora roku przed śmiercią Kafka tak rozporządzał w notatce skierowanej do Maxa Broda: „Ze wszystkiego, co napisałem, znaczenie mają tylko te książki: „Wyrok”, „Palacz”, „Przemiana”, „Kolonia karna”, „Lekarz wiejski” i opowiadanie „Głodomór”. (Kilka egzemplarzy tomu „Betrachtung” niech sobie zostanie, nie chcę nikogo fatygować wysyłaniem ich na przemiał, ale nie wolno niczego z tego tomu drukować ponownie.) Kiedy mówię, że tych pięć książek i opowiadanie mają znaczenie, to nie chcę przez to powiedzieć, że życzę sobie, żeby były wznawiane i przekazane przyszłym czasom, przeciwnie, gdyby zupełnie przepadły, odpowiadałoby to najściślej mojemu życzeniu. Nikomu jednak nie zabraniam, skoro już są, zachować ich, jeśli ktoś ma na to ochotę.”
Cóż, cały Kafka, neurotyczny, niezdecydowany, skłonny do przesady. Ale czy to wystarczy, by nad wolą pisarza przechodzić do porządku dziennego? Rozumiemy Broda, który sprzeniewierzył się woli zmarłego przyjaciela. Był on w stanie trzeźwiej od autora ocenić wartość powierzonej mu spuścizny i zdecydował się opublikować utwory Kafki pozostawione w rękopisach. Brod okazał się jednak niezbyt starannym i zapobiegliwym kustoszem papierów swojego przyjaciela. W 1945 roku podarował wszystkie manuskrypty i listy Kafki, jakie były w jego posiadaniu, swojej sekretarce, Ilse Ester Hoffe, która sprzedała większość z nich w latach osiemdziesiątych za trzy i pół miliona marek niemieckich. Nie miał zatem Kafka tyle szczęścia, co na przykład Samuel Beckett, którego roztropni spadkobiercy skrupulatnie strzegą do dziś granicy między dziełem literackim a prywatnymi papierami autora „Końcówki”, blokując m.in. pełną publikację jego wczesnych „German Diaries”.
Gadatliwość i neuroza
Opublikowane właśnie po raz pierwszy po polsku wybrane listy pisarza do rodziny i przyjaciół to książka szczególna i każdy, kto do niej zajrzy, zrozumie wyrażone wyżej wątpliwości. Między twardymi okładkami tego tomu kryje się prawdziwa udręka i prawdziwe umieranie. Nie ma tam kreacji, jest żywy człowiek. Bo jest to epistolografia szczególna. Kafka był człowiekiem zupełnie niezdolnym do samotności. Nie umiał stać na własnych nogach, potrzebował nieustannego emocjonalnego wsparcia w postaci kontaktu z najbliższymi sobie osobami. Stąd ta jego nieprawdopodobna epistolarna gadatliwość. Najwięcej listów pisał w ostatnich latach swojego życia, które ze względu na postępującą gruźlicę spędził przeważnie na wsi i w sanatoriach. Pisze wtedy nawet po kilka listów dziennie. Do jego najważniejszych korespondentów należeli przede wszystkim jego młodsza siostra Ottla, najbliżsi przyjaciele z lat studiów, Max Brod i Felix Weltsch, i wreszcie kobiety, które kochał, Felice Bauer i Milena Jesenská.
Pisanie listów (może pisanie w ogóle) było dla Kafki przede wszystkim terapią. Jego korespondenci musieli być tego świadomi, w przeciwnym razie nie znieśliby przecież ciągle tych samych i niekończących się narzekań na bezsenność, na niewygodę i niedoskonałości kolejnych letnisk i sanatoriów (Kafka musiał być istnym koszmarem dla obsługi), przede wszystkim na wszelkiego rodzaju hałasy: odgłosy domowych i dzikich zwierząt, bawiących się dzieci, pracujących gdzieś rzemieślników, maszyn rolniczych, wreszcie na niezliczone dolegliwości cielesne, bóle głowy, roztroje żołądka, objawy postępującej gruźlicy. Neuroza czyniła z życia Kafki nieustanną udrękę. W całej serii listów do różnych adresatów donosi na przykład o pladze myszy, która dotknęła jego mieszkanie na wsi. Kafka boi się i brzydzi myszy, ale brzydzi się też kota, który ma myszy przepłoszyć. Gdy przyjaciel poleci mu pułapkę, po jakimś czasie narzeka na jej nieskuteczność i pisze zgryźliwie: „to raczej budzik niż pułapka”. Adresaci listów Kafki musieli być ludźmi anielskiej wyrozumiałości i cierpliwości. Może, znając go osobiście, wiedzieli tę osobowość pełniej, we wszystkich jej wymiarach, ukrytych dla postronnego czytelnika, dla którego listy te są nie do wytrzymania.
Jest też w listach Kafki skrajny egocentryzm. Nieustannie i z bezwzględną szczerością pisarz przeprowadza w listach głębokie autoanalizy, dokonuje bezkompromisowych rozliczeń swojego dotychczasowego „nieprzeżytego” życia. Wszystko to w tonie głębokiej melancholii. Humor listów Kafki jest ciemny, cierpki, zatruty. „W trzy tygodnie przytyłem dwa i pół kilograma, stałem się więc znacznie trudniejszy do odtransportowania”. Nie ma w tej korespondencji niemal odniesień do bieżącej polityki, co czyni z niej materiał niemal bezwartościowy dla historyków. Mowa jest niemal wyłącznie o lekturach Kafki o twórczości jego i jego przyjaciół, o wydarzeniach kulturalnych Pragi i Niemiec.
Grzechy wydawcy
Omawiana edycja korespondencji Kafki ma kilka istotnych wad. Polski wydawca, idąc za wzorcowymi edycjami w języku niemieckim, segreguje adresatów i wyłącza z tego zbioru listy do kobiet Kafki, bez których jednak epistolarna biografia, jaką ten zbiór w istocie jest, pozostaje rażąco niepełna. Jeszcze trudniej wybaczyć pominięcie w tej edycji listów autorstwa korespondentów Kafki, a wiele z nich się przecież zachowało. To zupełnie niezrozumiała oszczędność ze strony wydawnictwa. Charakter publikowanych w tej książce tekstów jest przecież z gruntu dialogiczny, pominięcie głosu innych uczestników tej rozmowy pozbawia je bardzo często sensu, na pewno bardzo utrudnia ich zrozumienie. (Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na bezcenną internetową edycję całej korespondencji Kafki wraz z dziennikami scaloną według kryterium chronologicznego, dzieło Wernera Haasa z Uniwersytetu Wiedeńskiego). Wydawnicza staranność nakazywałaby też publikację wszystkich zachowanych listów, a nie tylko ich wyboru. Sprzeciw budzą arbitralne często skróty i pominięcia dokonywane przez tłumaczy w obrębie poszczególnych listów.
Wiele pozostawia wreszcie do życzenia staranność przekładu. Nie ma błędów rażących, ale tłumaczy zawodzi niekiedy słuch językowy, zwłaszcza w bardziej potocznych, „mówionych” fragmentach. Tłumaczeniowych kiksów nie jest wiele, ale często widać je już bez zaglądania do tekstu oryginalnego i jest ich wystarczająco dużo, by czytelnik utracił komfort stuprocentowego zaufania do przewodnika, którym w tym trudnym terenie Kafkowskiej korespondencji jest dla niego tłumacz. Zabrakło solidnej redakcji przekładu.
Niech każdy sięga do tej książki na własną odpowiedzialność, świadomy jednak powinności, jakie na nim ciążą względem człowieka, który jest tej książki tragicznym bohaterem, nie jej autorem. Kafka chciał mówić do nas innym głosem. Te listy nie są skierowane do nas.
Książka:
Franz Kafka, „Listy do rodziny, przyjaciół, wydawców”, wybrał, przełożył i komentarzem opatrzył Robert Urbański, współpraca Anna Urbańska, W.A.B., Warszawa 2012.